Retro rozwiązania: ozdobna kontrafałda. Kilka uwag o jedwabiu

Sukienka z dzisiejszego wpisu powstała pod wpływem impulsu; weszłam do zakładu krawieckiego odebrać gotową sukienkę do pracy, i przywitały mnie w nim dwie bele pięknego jedwabiu. Koloru pierwszej już nie pamiętam, druga, nieco bardziej lodowo-morska (dla mam dziewczynek: Elzowa) niż na zdjęciach, powiedziała do mnie "mamo", i tak, mimo że nie miałam w planach żadnej konkretnej imprezy, na którą miałabym ją włożyć, poprosiłam panią Krystynę,  żeby zaprojektowała dla mnie sukienkę. 

Pewne wyzwanie stanowiło to, że wiotki jedwab nie jest idealnym materiałem do szycia sukienek o linii futerału (czyli najlepszej dla mnie).

(Długa dygresja: nie mówię tu o jedwabiu satynowym, obecnie błędnie używanym do szycia rzeczy, które tradycyjnie szyte były z jedwabiu o dużo bardziej mięsistej, nielejącej się fakturze. Pierwszym przykładem mogą być sukienki-halki; tradycyjnie do szycia takich prostych sukienek używano mięsistego jedwabiu o bardzo widocznej fakturze, i nikomu nie przyszłoby do głowy wyjść z domu w koszuli nocnej. Przykład drugi  męskie poszetki. Najbardziej eleganckie poszetki są białe, o brzegu obszytym białą (nie kontrastową) nicią w rulonik, szyte z bawełny, gładkiego lnu lub surowego jedwabiu. Tu też rozpowszechniły się kwadraty z satyny, często w krzykliwych kolorach.)

Jedwab, jaki kupiłam – konkretniejszy od satynowego, ale nie na tyle sztywny, by unieść konstrukcję – najlepiej sprawdziłby się przy kroju koszulowym, gdzieś, gdzie pojawiałyby się zgięcia i różne płaszczyzny. Moja z zamierzenia prosta sukienka łatwo mogła okazać się bardzo banalna, wyróżniająca się tylko kolorem i gruzełkowatą fakturą materiału. 

Pani Krystyna zaproponowała jednak ozdobną kontrafałdę z tyłu, którą przełamuje całość i sprawia, że sukienka wygląda na bardziej przemyślaną:
(Konia z rzędem temu, kto powie mi, jak po polsku  nazywają się cap sleeves?)
Jako letnie okrycie do niej mam szeroki, prostokątny szal z tego samego materiału, na okres przejściowy  bolerko z dzianiny w ciemnozielonym kolorze.

Uwaga na temat praktycznej strony chodzenia w niej: jedwab, jak to jedwab, słabo "pracuje", co przekłada się na to, że:
  • Przy ruchach rękami do przodu sukienka pije pod pachami, i jest to picie znacznie bardziej nieustępliwe niż w przypadku tkanin syntetycznych – tu nie ma mowy o tym, by tkanina ustąpiła ciału, a dzięki dobremu dopasowaniu pije dokładnie tam, gdzie trzeba;-)
  • Mimo tego, że sukienka nie jest jakoś mega dopasowana, a tylko modelowana blisko korpusu, zakładając buty z klamerkami miałam okazję przypomnieć sobie o złotej zasadzie głoszonej przez Karolinę Żebrowską, shoes before corset, bo łatwo nie było. Niełatwe też było wsiadanie i wysiadanie z samochodu (naprawdę bałam się, że strzeli mi na szwie).
Dodam, że jestem przyzwyczajona do sukienek, spódnic i spodni z wełny; swoboda ruchu była zauważalnie, choć nie dotkliwie, zmniejszona względem tych pierwszych (choć mowa tu o imprezie rodzinnej, a nie zwykłym dniu pracy), ale naprawdę mnie zaskoczyła.

Niespodziewanym plusem było z kolei to, że sukienka pięknie wychodzi na zdjęciach – zarówno przez połysk i kolor, jak i to, że niejako wymusza godną, wyprostowaną postawę.

Czy lubicie jedwab? W jakich zastosowaniach sprawdza się wg Was najlepiej? Gdybyście mogły wybierać, co chciałybyście uszyć sobie z jedwabiu?

Komentarze

Popularne posty