Czy mówisz własnym językiem? Jak mówić z klasą

Raz na jakiś czas ja, pani od literatury, opowiadam moim licealnym dzieciom o tym, że zdarzało mi się odczuć, że mój język jest nie dość. Angielski wykształconych Hindusów i Pakistańczyków, z którymi przez internet wymieniam czasem uwagi o książkach, jest o wiele bardziej elegancki, niż język jakiegokolwiek znanego mi Brytyjczyka; polski moich urodzonych przed wojną znajomych, naukowców i artystów, sprawiał, że stawałam się bardzo świadoma każdego swojego powtórzenia, kolokwializmu, niefortunnego związku frazeologicznego.

Kiwają głowami i widzę w ich oczach lęk i ulgę; ulgę, że znam poczucie męczącego ich braku językowej pewności siebie, i lęk, że może im ono towarzyszyć całe życie, w miarę tego, jak będą podnosić sobie poprzeczkę.

***

Choć w naszych czasach i kraju raczej nie można po jednym wypowiedzianym zdaniu ocenić czyjegoś pochodzenia (co było absolutnie możliwe np. w Anglii do lat 40.-50.), mową nadal przekazujemy światu bardzo dużo informacji o sobie. Zacznijmy od podstaw: 

Czy chcemy, czy nie, czy wiemy o tym, czy nie, wszyscy mówimy dialektem. Wbrew potocznemu rozumieniu, dialekt nie przekazuje informacji wyłącznie o regionie naszego pochodzenia, ale też, co istotne, o naszym tle społecznym. To drugie jest wypadkową (między innymi) takich czynników, jak status społeczny, wiek, płeć, zawód, formalne i nieformalne wykształcenie, miejsce zamieszkania, poglądy, preferowane media (zapamiętajcie to ostatnie).

Oprócz tego, że poprzez język przekazujemy światu (często w nieświadomy sposób) informacje na swój temat, możemy też świadomie sterować tym, jak odbierają nas inni. W socjolingwistyce funkcjonują terminy dywergencja i konwergencja; konwergencja to proces dostosowywania się językiem do grupy, w której się akurat znajdujemy, dywergencja  to odróżnianie się od konkretnej grupy ludzi poprzez język.

Ludzki instynkt dostosowywania się, zwłaszcza w młodości, często powoduje, że przejmujemy język otaczających nas ludzi, nawet jeśli niezupełnie podzielamy ich poglądy. Zdarza nam się, mniej lub bardziej świadomie, używać terminów (uwaga: wrzucam je do jednego worka, nie zrównując ich) gwarowych, kolokwialnych, żargonowych, czasem nawet rasistowskich.

To wszystko daje w sumie idiolekt, nasz osobisty język, język, którym mówimy tylko my, który jest nam właściwy tak, jak linie papilarne (analizą idiolektów zajmuje się językoznawstwo kryminalistyczne, identyfikujące np. autorów listów czy nagrań z pogróżkami), ale na szczęście, na przestrzeni życia, zmienny:

Idiolekt (gr. ἴδιος idios „własny, swoisty” + λέξις leksis „mowa”), język osobniczy – forma mowy charakterystyczna dla danego użytkownika języka w danym okresie jego rozwoju, stanowiąca odzwierciedlenie wpływów wywartych przez otoczenie w procesie przyswajania języka. Różnice dotyczą w mniejszym stopniu systemu gramatycznego, w większym cech leksykalnych i fonetycznych. Mowa jednostkowa kształtuje się pod wpływem przynależności użytkownika do grupy społecznej, tradycji rodzinnych, wykształcenia, osobistego gustu stylistycznego. Każdy użytkownik języka posługuje się własnym idiolektem. Idiolekt może być nieświadomy, bądź też efektem celowych zabiegów językowych mówiącego, np. w celu zdystansowania się od otoczenia. Na idiolekt mogą się składać zarówno środki znane biernie, jak i używane aktywnie. (Wikipedia)

Widać w tej definicji to, że jest dużo elementów, nad którymi panujemy, które można poprawić.

***

Co poradziłabym komuś, kto doszedł do wniosku, że jego język nie reprezentuje go tak, jakby sobie tego życzył? Jak mówić z klasą? (Poniższe rady podaję z zastrzeżeniem, że, rzecz jasna, nie każdy punkt każdego dotyczy.)

Zastanów się nad swoim otoczeniem. Wszyscy używamy kolokwializmów, do tego stopnia, że całkowita ich eliminacja, zwłaszcza u osoby młodej, sprawia wrażenie hiperpoprawności, sztuczności, chęci dystansowania się. Z jednej strony używanie ich w odpowiednich sytuacjach ma sens, ale wtedy bardzo upraszczamy sobie język i zapominamy, jak posługiwać się jego ambitniejszymi rejestrami. To tak, jak z garbieniem się i noszeniem sportowych ubrań na co dzień –mówimy sobie, że w każdej chwili możemy się wyprostować i pięknie ubrać, ale kiedy sytuacja tego wymaga, nie czujemy się swobodnie. A język zdradza brak praktyki w jeszcze większym stopniu niż ubiór czy mowa ciała.

Jeśli całe nasze życie toczy się w miejscach, gdzie mówimy kolokwialnie – być może czas to zmienić.

Nie zgrubiaj bez potrzeby. Mieszkańcy Stanów dzielą się na tych, którzy nazwę popularnego sklepu Target wymawiają z angielska i tych, którzy wymawiają ją z francuska (oraz tych, którzy nie wymawiają jej wcale, bo albo o jego istnieniu nie wiedzą, albo głęboko by ich bawiła sama myśl, że mieliby tam robić zakupy). Śmieszy mnie aspiracyjność wymowy tar-dżej, ale z kolei w polskich realiach dostaję lekkich drgawek słysząc o zakupach w Oszołomie i Biedrze. To smutne, jeśli nasza inwencja językowa zatrzymuje się w takim miejscu.

Nie używaj niepotrzebnie słów o negatywnym wydźwięku, zwłaszcza mówiąc do dzieci: nie mów „dziad” na zabawkę dziecka, „śmierdziuch” na aksamitkę. To przedziwne, jak zmienia się melodia języka, kiedy pojawiają się w nim takie słowa.

Uwaga na boku: odnosząc się do narodowości i grup etnicznych staraj się używać ich nazw, jak radzi profesor Bralczyk, „życzliwie i w dobrych kontekstach” (źródło). Unikaj szufladkowania: mów „sąsiedzi z pierwszego” zamiast „ci Hindusi” lub „państwo z chorym dzieckiem”.

Używaj intonacji, kładź akcenty w zdaniach  obecnie coraz częściej zdarza się, że ludzie mówią płasko, bezdźwięcznie; to efekt uboczny coraz częstszego komunikowania się „szybkim pismem”, sms-ami czy internetowymi komentarzami. Może Ci w tym pomóc słuchanie słuchowisk radiowych, w których (w odróżnieniu od filmów) wciąż pilnuje się, by język brzmiał pięknie. Tu wybór słuchowisk, spektakli teatralnych, opowiadań ze zbiorów Narodowego Archiwum Audiowizualnego.

Wyrażając emocje, nie idź na łatwiznę. Funkcję  elementu „nakładającego” emocje na wypowiedź coraz częściej spełniają wulgaryzmy, a w piśmie  emotikony.  Wyrażanie uczuć bez uciekania się do wulgaryzmów, i przekazywanie ich w piśmie bez emotikon jest świetnym testem kompetencji językowej. Warto sprawdzić, jak nam to wychodzi, choćby z ciekawości.

Czytaj mniej blogów, a więcej książek i gazet. To najlepsze lekarstwo na ubogie słownictwo, problemy z odmianą wyrazów, niepoprawne związki frazeologiczne. Postaraj się samodzielnie wyrobić sobie zdanie na różne tematy, krytycznie spojrzeć na przekaz medialny, i zdecydować, czy nacechowane ideologicznie słowa, które w nim padają, oddają Twoje poglądy, czy nie. Nie przyjmuj języka zbiorowego bezkrytycznie, bo jego emocjonalnie nacechowane terminy utrudniają obiektywne myślenie. Jak powiedziała Olga Tokarczuk,

„Nie ma straszniejszej choroby niż ta, kiedy człowiek zgubi swój indywidualny język i przejmie całkowicie ten zbiorowy. Chorują na nią urzędnicy, politycy, akademicy, księża. Jedyną terapią staje się wtedy literatura.” (wykład-esej podczas ostatniej edycji Gdańskich Spotkań Literackich).

Pomyśl, zanim powiesz. Jakiś czas temu czytałam artykuł o życiu Polek we Francji. Jedna z bohaterek reportażu wspominała o swoim zdziwieniu dbałością o kulturę języka, i tym, że nawet przypadkowi przechodnie podczas sond ulicznych dobierają starannie słowa, starając się, by ich wypowiedź była przemyślana i elegancka.

Myśląc, lepiej na chwilę zamilknąć, niż używać wypełniaczy typu yyy” czy znaczy się.

Co prowadzi nas do jednego z ostatnich punktów, czyli...

Nie bój się ciszy. Nie zawsze musisz mówić. Mówieniem dużo także wysyłamy sygnał: o zdenerwowaniu, braku powściągliwości czy koncentracji, albo... swoim rozdętym ego. Warto czasem chwilę pomilczeć podczas rozmowy i zidentyfikować motywy, które pchają nas do tego, by za wszelką cenę się wypowiedzieć.

Czasem o klasie świadczy właśnie to, że nie wchodzimy z kimś w pseudo-dialog  kiedy intencją kogoś z rozmówców jest zniszczyć przeciwnika zamiast uczynić postęp we wzajemnym zrozumieniu. Do tego wymowna, wsparta przyjaznym językiem ciała cisza nieźle sprawdza się w sytuacjach, kiedy nie wiemy, co powiedzieć, lub boimy się kogoś zranić. Uwaga: nie czyńmy z milczenia broni do ranienia ludzi.

I na koniec, parafrazując „Pygmaliona” G. B. Shaw:

Istotne jest nie tylko to, jak się wypowiadamy, ale także to, o czym. Prócz tematów tabu i osobistych, które stanowią grząski grunt, jest też cały wachlarz tematów, które nam nie służą. Epiktet, filozof stoicki, upominał swoich uczniów, by unikali rozmów o błahostkach i rozrywkach, krytykowania innych, a przede wszystkim  – zamęczania innych opowiadaniem o sobie i tym, co nam się wydarzyło:

„Rzadko jednakże i tylko kiedy chwila stosowna tego wymaga, by mówić, winieneś głos zabierać, ale w żadnym wypadku o wydarzeniach dnia powszedniego ni też o gladiatorach, ni o wyścigach konnych, ni o atletach, ni o jadle, ni o napoju, ni wreszcie o rzeczach, o których się rozpowiada na każdym miejscu, a już najmniej — o ludziach, w tym sensie, żeby ich ganić lub chwalić, lub przyrównywać jednych do drugich. (...)

Bądź daleki od tego, żebyś w rozmowach towarzyskich szeroko się rozwodził nad niektórymi swymi czynami i niebezpieczeństwami, jakie ci groziły. Albowiem chociaż tobie bardzo jest przyjemnie wspominać o własnych przeprawach, to innym nie jest równie przyjemnie słuchać o nich.” (Encheiridion, XXXIII, 2, 14)

Mam nadzieję, że dzisiejszy post był przydatny i przyjemnie się go Wam czytało. Jeśli interesują Was podobne tematy, polecam wpisy oznaczone tagiem gentlewoman


Do przeczytania w czwartek! 

  • “Idiolekt.” Wikipedia, wolna encyklopedia. 29 sierpnia 2019. Wikimedia Foundation, Inc. (klik).

  • Bralczyk, Jerzy. “Ukrainiec.” Ukrainiec - Poradnia Językowa PWN, 7 Nov. 2011 (klik).

  • Epiktet. „Encheiridion”, tłum. Leon Joachimowicz (klik)

Zdjęcie tytułowe: Paul Almasy, Paryż, lata 60.

Komentarze

Popularne posty