Co jest w mojej torbie
Jesień ruszyła - choć ostatni weekend zafundował mi solidny dysonans poznawczy, kiedy patrząc na ludzi wysypujących się w sobotę z kościoła pomyślałam, że to komunia (a nie, jak się okazało, ślub). W każdym razie: schowałam letnie spodnie i koszulki z krótkim rękawem, zaliczyłam pierwsze lęki (zaczęłam brać nieco mniejszą dawkę leków, co było głupim pomysłem), i zmieniłam letnią torebkę na taką do pracy.
O tym, że szukam listonoszki na lato, pisałam już przed wakacjami. Końcem końców stwierdziłam, że nie będę szukać ideału, i zdecydowałam się na Mini Emmanuelę w kolorze nude z Daag. Trochę musiałam przekonywać się do koloru i, niestety, złotawych wykończeń, ale torebka okazała się tak świetnie rozwiązana, że machnęłam na to ręką. Jednak na Emanueli się nie skończyło; postanowiłam kupić kolejną torebkę, jak pan Darcy - po próżnych zmaganiach z własnym rozsądkiem, zastrzeżeniami męża i realiami korzystania z komunikacji miejskiej.
Kupiłam Zoe, beżowy worek z groszkowanej skóry zamykany na ściągacz. Chorowałam na taką torbę od dawna, ale w głębi ducha podejrzewałam, że to nie będzie dobry pomysł, i faktycznie - ładna jest, ale doprowadza mnie do szału tym, że wciąż muszę zaciągać i rozluźniać ściągacz, a portfel (a raczej etui na karty, o czym dalej) dla bezpieczeństwa trzymam w wewnętrznej kieszonce, nie w głównej komorze (swoją drogą dzięki Górze, że kieszonka w ogóle jest). Za to bardzo podoba mi się jej krótsza, praktyczna rączka, z której czasem korzystam.
W każdym razie: Zoe zawitała w mojej szafie i będzie mi służyć przez czas trenczów, lżejszych wełnianych płaszczy i pierwszej puchówki. Zakładam, że kiedy wrócę do mojego szarego, obłego kuferka, będę zachwycona a) suwakiem, b) powrotem do korzystania z portfela.
***
Dziś miałam wychodne (na razie udaje mi się mieć jeden wolny dzień, choć to pewnie niedługo minie, gdy przybędzie prac do sprawdzania). Zaplanowałam masaż, spotkanie z koleżanką i fryzjera, więc wrzuciłam do torby więcej rzeczy, niż zwykle. I pomyślałam: udajmy, że jest piętnaście lat temu i że to Youtube. Poznajcie mnie przez torebkę :)
A zatem: what's in my bag?
- Etui na karty RFID Wittchen - otwórz ściągacz, otwórz kieszonkę, wyjmij etui, wyjmij kartę miejską z etui, włóż do etui, zamknij kieszonkę, zamknij ściągacz...
- altoid wallet (robiłyśmy je z córką latem, fajna zabawa) z perfumami i nabojami do pióra;
- dokumenty samochodu i kluczyki na dni, kiedy prowadzę;
- zatyczki Loop Engage (ratują mnie podczas spotkań), pendrive z materiałami, kluczyki do szafy z materiałami z zawieszką „Book Addict”;
- klucze do domu w skórzanym etui, z małą zawieszką z Moomin Shop u zapięcia;
- nić dentystyczna, Solpadeine (miewam bóle głowy od zmian ciśnienia), olejek eteryczny roll-on jako umilacz, wiśniowy balsam do ust, mały krem do rąk;
- notesik kieszonkowy Iconic - cieniutki i leciutki; kupiłam sobie jeden w wakacje i okazuje się, że ma absolutnie fantastyczny format jak na notes z listami rzeczy do zrobienia w pracy, a satysfakcja ze skreślania kolejnych tematów jest ogromna. Już kupiłam kilka kolejnych;
- kalendarz pedagoga firmy Elefant - od lat mój ulubiony. Po serii czerwonych i różowych kalendarzy w tym roku poszłam w akwamarynę (dziś w torebce na występach gościnnych, zazwyczaj podróżuje w torbie z papierami);
- dwa pióra wieczne: Pineider Avatar w kolorze Abalone Green nabity turkusowym tuszem - na wypadek, gdyby trzeba było zrobić poważniejsze wrażenie - i szałwiowe piórko Kaweco Sport, z różowymi lub fioletowymi nabojami, którym załatwiam wszystkie swoje dzienne sprawy;
- dwa egzemplarze „Pierwszego wzruszenia” Nescio - przedziwna, idealistyczno-nostalgiczna książka. Jeszcze nie jej skończyłam, a już kupiłam drugą dla przyjaciela, i dziś mu ją wysłałam;
- słuchawki douszne z ANC - do komunikacji miejskiej i pracy w niezbyt trudnych warunkach (na trudne mam solidniej wyciszające słuchawki nauszne);
- okulary przeciwsłoneczne - od lat jestem wierna bardziej powściągliwym modelom Belutti, są klasycznie ładne i niezbyt mocno przyciemniane;
- składana torba na zakupy, bo jednej torby nigdy dość.
A Wy, jakie ułatwiacze życia macie w swoich torebkach?
Zdjęcie tytułowe: Mel Poole, Unsplash.
Och torebki, niekończąca się historia... Znaleźć idealną pod względem rozmiaru, koloru i okuć to naprawdę sztuka.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu wzięłam sobie za cel, by nosić jak najmniejszą torebkę ze względu na dobrostan mojego kręgosłupa i powracający ból barku. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że jeżdżę samochodem do i z pracy, więc część bagażu mogę po prostu w nim zostawić (np. 3 pary okularów, których nie potrzebuję w pracy), a pracę mam głównie stacjonarną, dlatego nie muszę z niej zabierać np. papierowego kalendarza czy notatnika (który mam tez w telefonie).
W mojej torebce są więc: nieduży portfel z gotówką i dokumentami, mały wizytownik z kartami płatniczymi, kartą miejską i niektórymi kartami lojalnościowymi, składana siatka na zakupy, telefon, pióro na naboje Waterman, długopis (jakby się nabój wyczerpał), malutka kosmetyczka (z tabletkami przeciwbólowym, na migrenę i hormonami, podpaską, balsamem do ust i do rąk i jakimś starym plastrem z opatrunkiem), miętowe gumy do żucia, klucze od domu (z breloczkiem ze zdjęciem całej naszej rodziny na wakacjach :)), klucze do biura i kluczyk do auta.
Jako ułatwiacz życia traktuję w tym zestawie małą kosmetyczkę z całą jej zawartością :)
Aaaaa, nie ma to jak stara dobra apteczka zakamuflowana jako kosmetyczka:)) Też kiedyś taką nosiłam, ale doszłam do wniosku, że najistotniejsze są dla mnie proszki na ból głowy i zapasowa podpaska, którą noszę w puszeczce razem z nabojami do pióra i perfumami, reszta lata luzem po torbie:)
Usuń