Antykalendarz adwentowy

Najchętniej zrobiłabym zakupy świąteczne w nieistniejącym sklepie Jakuba Laufera w Sanoku, sprzedającym między innymi biżuterię, artykuły do podróży, wyroby japońskie, wachlarze, etażerki, stoliki salonowe, obuwie karlsbadzkie (od dwóch dni próbuję dociec, co to było), kalosze rosyjskie, futrzane garnitury damskie (jak rozumiem, zestawy czapek, szali i ewentualnie mufek) i prawdziwe pragskie rękawiczki.

A na serio, nawet całkiem czuję ducha Świąt, ale cierpię na straszną niemożność.

Udało mi się kupić parę niebanalnych prezentów (dziwne dziecko żyjące we mnie najbardziej cieszy angielska parasolka z głową kaczki dla mamy i naklejki z rysunkami Edwarda Goreya dla koleżanki z pracy), ale poza tym bardzo ciężko mi wymyślić przedmioty, które wniosłyby radość czy poprawiły jakość życia moich prawdziwie najbliższych. Mam wrażenie, że wszystko już mamy, że jest bardzo dobrze, że nie mamy czego chcieć, poza wymianą jednego swetra na drugi (skarpetki nie wchodzą w grę, bo obkupiłam ich na wszystkie strony, a mąż ze względu na brak lampy - obecna przestała wystarczać - głównie gromadzi książki przy swoim fotelu, zamiast je czytać, i chwilowo ogłosił, że nie chce kolejnych...)

Mówię bardzo, bardzo poważnie: trzeba mi od życia sensownych ubrań, spokoju, i tego, żeby to, co mam, działało dobrze.

***

Lubię osobę, którą ostatnio jestem. Na razie nie znajduję czasu pisanie czy malowanie (chociaż w ostatni weekend, po bardzo długiej przerwie, zdziwiona wyplułam z siebie wiersz), ale żyję, sypiam i traktuję ludzi tak, jak od dawna tego chciałam. Trochę przeszkadza mi to, że za mało odpoczywam, bardziej - że za często mam rację (zapewne kwestia wieku), ale zapewne niedługo zdarzy się coś, co wytrąci mnie z tego przekonania. Zawsze tak jest.


P.S. Myślę o tej książce dla męża (premiera w styczniu); sama powolutku czytam , co bardzo zgrywa się z moim nastrojem.

P.P.S. W listopadzie usunęłam ze swojego otoczenia większość rzeczy, które chciałam usunąć, ale idea wyrzucania jednej niepotrzebnej rzeczy dziennie, w kontrze do idei kalendarza adwentowego, bardzo do mnie przemawia...

P.P.P.S. Mąż stanął na wysokości zadania i słój na ciasteczka w kształcie Buki ucieszył nie tylko córkę, ale też nas.

Komentarze

  1. Bardzo podoba mi się antykalendarz adwentowy - muszę wypróbować, nawet jeśli nie w Adwencie :) A z prezentami też mam problem. W obecnych czasach jedynymi towarami deficytowymi są uwaga i czas, a tych nie da się dać "na zapas".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo prawda, co do uwagi i czasu...
      Kalendarz adwentowy w formie współczesnej jeży mnie coraz bardziej. Kiedy byłam naprawdę mała, miałam taki papierowy, z okienkami, za którymi kryły się historię, i ten pamiętam najbardziej.

      Usuń
    2. Te z czekoladkami nigdy nie dotrwały do końca adwentu :) Ja pamiętam najbardziej, jak w (katolickim) przedszkolu zrobiliśmy drabinę adwentową do żłóbka i codziennie przekładaliśmy Jezuska o stopień niżej. To był najbardziej wyczekiwany moment dnia!

      Usuń
  2. Albo w sklepie S. Wokulskiego i J. Mincla :) Wówczas mogłabym dla córki - fanki jeździectwa - obstalować „gustowny kałamarz z siodłem, dżokejką, szpicrutą” a dla siebie "rękawiczki w rozmiarze pięć i trzy czwarte". Zaś dla bratanicy jak znalazł byłby "karuzel" z wystawy.

    Zaintrygowałaś mnie tą angielską parasolką. Podasz link, czy to gdzieś stacjonarnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem przekonana co do kałamarza, choć muszę wybrać się wreszcie z córką na Nowy Świat:-)) Firma nazywa się Original Duckhead, parasolkę można zamówić z Anglii albo w Polsce na stronie PolkaBubu - ja zrobiłam to drugie.

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź, piękne rzeczy te parasolki :)

      Też bym się wybrała na Nowy Świat, gdybym tylko mieszkała bliżej :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty