Antykalendarz adwentowy
Najchętniej zrobiłabym zakupy świąteczne w nieistniejącym sklepie Jakuba Laufera w Sanoku, sprzedającym między innymi biżuterię, artykuły do podróży, wyroby japońskie, wachlarze, etażerki, stoliki salonowe, obuwie karlsbadzkie (od dwóch dni próbuję dociec, co to było), kalosze rosyjskie, futrzane garnitury damskie (jak rozumiem, zestawy czapek, szali i ewentualnie mufek) i prawdziwe pragskie rękawiczki. A na serio, nawet całkiem czuję ducha Świąt, ale cierpię na straszną niemożność. Udało mi się kupić parę niebanalnych prezentów (dziwne dziecko żyjące we mnie najbardziej cieszy angielska parasolka z głową kaczki dla mamy i naklejki z rysunkami Edwarda Goreya dla koleżanki z pracy), ale poza tym bardzo ciężko mi wymyślić przedmioty, które wniosłyby radość czy poprawiły jakość życia moich prawdziwie najbliższych. Mam wrażenie, że wszystko już mamy, że jest bardzo dobrze, że nie mamy czego chcieć, poza wymianą jednego swetra na drugi (skarpetki nie wchodzą w grę, ...








