I jedzie tam pani sama? Jak przygotowuję się do podróży solo.
Zacznę od zdjęcia powyżej: z jakiegoś powodu większość dostępnych na Unsplash fotografii przedstawiających samotnie podróżujące kobiety jest płatna. Zdziwiło mnie to, ale najwyraźniej odzwierciedla jakieś ludzkie przekonania (o rzekomo stadnej naturze kobiet? o zagrożeniach mających czyhać na samotne kobiety w podróży?). Te same przekonania kryją się za pytaniem, które znów ostatnio słyszę: „czy naprawdę jedzie pani tam sama?”
O tym, dlaczego lubię samotne wyjazdy, pisałam już co prawda tutaj, ale zadziwienie ludzkie zastanawia mnie dalej. Większość koleżanek udaje mi się namówić co najwyżej na wyjazd na dobrą wystawę w innym mieście - to jedyny obszar, w którym nakładają się nasze diagramy Venna. (Ostatnio zaczęłam nad nimi pracować w związku z wystawą o lace w Mangdze.) Jedyna - niesparowana - koleżanka gotowa wydać pieniądze na wyjazd za granicę także woli tam pojechać sama, i stuprocentowo ją rozumiem.
Myślę, że przyczyna leży gdzieś na przecięciu finansów i zobowiązań wobec rodziny. Nawet gdy słyszę od koleżanek, że hotele, które wybieram, nie są drogie (według mnie nie są tanie, ale o tym później), wiele z nich nie zdecydowałoby się wydać podobnej sumy na samotny, aktywny wyjazd, i absolutnie rozumiem sytuację, w której ma się inne potrzeby, konieczności i priorytety. Wracając jednak do idei siedmiu rodzajów odpoczynku, mam wrażenie, że niektóre z nich są w przypadku kobiet bardziej kontrowersyjne od innych: gdyby chodziło o wyjazd z koleżankami (odpoczynek społeczny), lub samotny wypad w spokojne miejsce w przypadku bardzo przemęczonej kobiety (odpoczynek psychiczny/fizyczny), to jeszcze. Za to wyjechać w podróż, której celem jest poznanie świata i nakarmienie siebie (odpoczynek twórczy), bez partnera albo dziecka - nienienienie.
Relacyjnie - uwielbiam spędzać czas z moją rodziną, ale nie wszystko lubimy robić razem (właśnie planuję wyjazd do Poznania na Warhola i nie tylko, i naprawdę, wszystko robi się niemożliwie skomplikowane, kiedy w grę wchodzą chęci i niechęci trojga osób). Jestem uważną żoną i matką, i wydaje mi się, że wyjazd raz w roku to fanaberia, na którą jestem w stanie sobie pozwolić, a którą moja rodzina może znieść. (Z drugiej strony: słuchałam ostatnio wywiadu z kobietą, która w którymś momencie zaczęła spędzać weekendy poza domem, żeby odpocząć od męża, którego coraz mniej kochała, i syna z ADHD - zaczęło się, jak mówiła, od weekendów w lokalnym Marriotcie, a skończyło na wypadach na inne kontynenty. Potem nastąpił rozwód z winy męża, ale bardzo chciałabym usłyszeć jego wersję.)
Nie wspomnę nawet o mojej mamie, która na wiadomość, że sama jadę na kilka dni do Włoch, zaczęła panikować i przez długi czas próbowała mnie namówić, żebym znalazła sobie kogoś do towarzystwa (najlepiej męża). Odpuściła dopiero w chwili, kiedy powiedziałam jej, że będę miała szansę zobaczyć dużą monograficzną wystawę Fra Angelico.
– Bardzo lubię jego obrazy – powiedziała tylko i zakończyła temat.
Ja też kończę ten wywód - mam nadzieję, że żadnej z Was nie uraziłam, nie chciałam - i przechodzę do kwestii praktycznych. A jeśli nie jest to dla Was temat na obecnym etapie życia, mam nadzieję, że ten tekst jakoś do Was wróci i Was zainspiruje za parę lat.
***
O. Konto docelowe
Co miesiąc odkładam stałą sumę pieniędzy na wyjazdy na konto docelowe.
1. Rozpoznanie przed wyjazdem
Jak pisałam wcześniej, zapisuję na Google Maps każde interesujące muzeum czy budynek o pięknych wnętrzach, na jakie natrafię w książkach czy internecie. Kiedyś głównym źródłem pomysłów był dla mnie Instagram (dzięki któremu trafiłam do najpiękniejszego kina świata, Pathé Koninklijk Theater Tuschinski w Amsterdamie). Teraz są to raczej filmy na YouTube, gdzie wyszukuję niszowe kanały lokalnych przewodników zamiast filmów zawodowych podróżników w stylu „25 rzeczy, które trzeba wiedzieć przed podróżą do X”, oraz książki.
Jeszcze w Polsce wyszukuję nieturystyczne i niedrogie miejsca, w których można zjeść, oraz pomysły na prezenty z podróży związane z tradycjami danego miejsca.
Znajomych pytam zwykle wyłącznie o polecajki gastronomiczne – chcę uniknąć sytuacji, w której ktoś najpierw tłumaczy mi, co muszę zobaczyć i dlaczego, a po podróży odpytuje, czy odwiedziłam wszystkie rekomendowane miejsca (prawdziwa historia).
2. Podróż i bagaż
Jeżeli się da, wolę latać LOT-em, mimo wszelkich jego wad - choć nie zawsze się da.
Staram się minimalizować ryzyko, że coś pójdzie nie tak - unikam przesiadek, choć nie zawsze się to udaje. (To chyba dzięki Rome2Rio dowiedziałam się o Appennino Shuttle, linii autokarowej łączącej lotnisko w Bolonii z Florencją. Teraz czytam recenzje i cieszę się, że rezerwując bilety, zostawiłam sobie duży margines czasowy.)
Ogólnie staram się pakować w bagaż podręczny, żeby nie musieć na niego czekać ani nie mieć problemu z poruszaniem się, i organizować podróż tak, jakbym planowała ją dla własnej hipotetycznej cioci.
Zabieram tylko to, co najbardziej potrzebne - zupełnie inaczej niż podczas podróży rodzinnych.
3. Sprawdzony, centralnie położony hotel
Jeśli mam sama chodzić po mieście i jak najlepiej wykorzystać czas, muszę czuć się bezpiecznie także podczas powrotów do hotelu po zmroku — to raz. Dwa: wolę zapłacić za komfort przebywania w miejscu, gdzie wiem, czego się spodziewać pod względem standardu (witajcie, hotele sieciowe) i gdzie bez problemu porozumiem się z obsługą, niż korzystać z apartamentów czy małych hotelików, których właściciele nie wierzą ani w sejf w pokoju, ani w zasłony zaciemniające.
Do tego - poranki i wieczory też są dla mnie ważne, i chcę, żeby miejsce, w którym przebywam, było czyste, ładne i przyjemne.
4. Zwiedzanie
Mój tryb zwiedzania jest bardzo mocno nastawiony na muzea. Zwykle opłaca mi się wykupić kartę turystyczną obejmującą wejścia do wielu muzeów oraz zniżki na atrakcje turystyczne. Przy okazji taka karta pełni też rolę przewodnika, kierując mnie w miejsca, o których pewnie nawet bym się nie dowiedziała.
Jeśli wybieram się do muzeów, na których szczególnie mi zależy, a które są oblegane i/lub wymagają rezerwacji, staram się zaczynać dzień właśnie od nich. Tak, mówię o wejściach do muzeów typu early bird, między ósmą a dziewiątą rano.
Wypożyczam audioprzewodniki - zwykle wiele dodają do zwiedzania.
Staram się wprowadzić jakieś zróżnicowanie - oglądać nie tylko galerie malarstwa i rzeźby, ale też sztukę użytkową, zachowane wnętrza, odwiedzać ciekawe cmentarze i instytucje inne niż kościoły. (Okazuje się, że nawet ja mam ograniczoną tolerancję na sceny historyczno-religijno-mitologiczne.)
5. Bezpieczeństwo
Wyrabiam EKUZ, wykupuję ubezpieczenie podróżne.
Zabieram kopie wszystkich biletów, planu zwiedzania, numer telefonu, dane do zastrzeżenia karty w razie kradzieży, paszport do pozostawienia w sejfie w pokoju na wszelki wypadek.
Nie cierpię torebek typu crossbody, więc chodzę z małym plecaczkiem, który wybrał dla mnie mąż (dla własnego spokoju).
Codziennie melduję się rodzinie i wysyłam zdjęcia.
6. Plan zwiedzania
Ostatnio przełączyłam zapisane miejsca w Google Maps w tryb listy, którą skopiowałam do Chatu GPT z poleceniem, które brzmiało mniej więcej tak:
Stwórz pieszy plan zwiedzania na {liczba dni} dni, od {data początkowa} do {data końcowa}, obejmujący tylko {dany obszar miasta}, z uwzględnieniem moich rezerwacji: {miejsce + dzień + godzina}, {miejsce + dzień + godzina}, {miejsce + dzień + godzina}; rozpocznij plan od tych punktów i rozwiń go o pobliskie atrakcje, dodaj {nazwa wystawy/wydarzenia}, pamiętaj o godzinach otwarcia muzeów i kościołów, pogrupuj miejsca według bliskości, zaproponuj wieczorne opcje (np. {lista kawiarni/księgarni}) i uwzględnij wizytę w {interesujące mnie turystyczne miejsce}.
Po przełączeniu w tryb Smart poradził sobie bardzo dobrze.
7. I na koniec
Jeśli gdzieś bałabym się pojechać sama, z jakichkolwiek powodów, kupuję wycieczkę.
Macie inne podejście? Inne porady? Dajcie znać w komentarzach:)
Zdjęcie tytułowe: Sebastián León Prado, Unsplash.


Finanse i zobowiązania rodzinne na pewno grają tu niebagatelną rolę, ale myślę, że dużo ludzi zwyczajnie nie lubi samotności. Idea wyjazdu solo wydaje im się po prostu nieatrakcyjna i nie rozumieją czemu ktoś się na coś takiego dobrowolnie decyduje. Mam też teorię, że samotny wyjazd kobiety budzi od razu podejrzenia, że w jej związku źle się dzieje. Wierz lub nie, ale bardzo częstym sposobem polecanym przez terapeutów (no dobrze, głównie terapeutki) na problemy w związku jest fizyczne oddalenie. I to bynajmniej nie ustalony wspólnie czas oddechu dla obojga, ale zainicjowana przez kobietę separacja. Gdy mężczyzna się odsuwa, ty odsuń się dwa razy bardziej. Popularnośc tej metody mnie nieco zaskoczyła, bo mój atypowy umysł w ogóle nigdy nie umiał w takie gierki, ale może to wyjaśnia ogólne zatroskanie.
OdpowiedzUsuńO matko. A myślałam, że po księdzu-przewodniku duchowym doradzającym kobietom rozwody już nic mnie nie zdziwi. Byłam świadoma tego, że kobiety tak robią, ale myślałam, że to podpowiedzi koleżanek, nie zawodowców. (Swoją drogą, strasznie reakcyjne to zalecenie, że niby w mężczyźnie obudzi się jakiś pierwotny łowca?! A chyba powoduje to głównie frustrację.)
UsuńZ dużym trudem przyszłoby mi żyć samotnie, ale czasem potrzebuję pobyć sama w ramach mojego bardzo dobrego, bardzo bezpiecznego związku, i popatrzeć na świat. (Kłania się "Jesteś piękniejsza niż niebo i morze" Cendrarsa.)
Nie mam rad, bo to, co napisałaś jest doskonałe. Wydawało mi się, że umiem planować wycieczki, ale Twoje rady to mistrzostwo :)
OdpowiedzUsuńNie kuszą mnie jednoosobowe wyjazdy, bowiem mam więcej osób chętnych na podróżowanie ze mną niż faktycznie czasu ;) Nie widzę jednak nic zdrożnego w podróżowaniu kobiet w pojedynkę. Wymaga to jednak przełamania pewnego schematu (no bo jak już masz tego męża czy rodzinę, to w społecznym oczekiwaniu powinnaś z nimi podróżować) i trochę też możliwości finansowych, albo umiejętności zaplanowania budżetu tak, żeby było na ten wyjazd.
Dziękuję! :) I fajnie jest mieć taki problem nadmiaru chętnych:)
UsuńŻeby było śmieszniej, rozmawiałam przed chwilą z mężem o tym, że w pokoleniu jego matki dość normalne było, że żony jeździły na wycieczki czy pielgrzymki same, bo mężom się nie chciało (moi rodzice z kolei zawsze podróżowali razem, bo oboje byli ciekawi świata i mieli wolne w tym samym czasie). Coś musiało się poprzestawiać w ostatnich dekadach - nie wiem, czy to zmiany w funkcjonowaniu małżeństw, zmiana roli/ prestiżu podróży w życiu Polaków, czy jeszcze coś innego.
I tak, nadwyżki finansowe to podstawa.