Notatnik malarski, czyli artyści, których poznałam w Wiedniu (dużo zdjęć!)

Jedną ze smutniejszych refleksji dotyczących majówki w Wiedniu było to, że w ciągu zaledwie trzech dni obejrzałam tam tyle dużej wagi wystaw czasowych, ilu w Polsce nie obejrzę na przestrzeni – optymistycznie licząc – pięciu-sześciu lat. Ale ocieramy łzy i robimy notatki: oto artyści, których przed pobytem w Wiedniu nie znałam w ogóle, lub znałam bardzo wyrywkowo, nie zdając sobie sprawy z całości ich dzieła. (W tym tekście sporo linków prowadzi do stron anglojęzycznych – to dlatego, że o wielu malarzach brakowało informacji w polskim internecie).


Albertina

Wystawa stała w Albertinie zatytułowana jest „Od Moneta do Picassa”, i została przekazana muzeum w 2007 przez małżeństwo kolekcjonerów, Ritę i Herberta Batlinerów. Ich zbiory robią wrażenie, do tego obrazy są dość wyczerpująco opisane w języku niemieckim i angielskim, dostępne są też przewodniki audio.

Obrazy, które na tej wystawie ukochałam najbardziej:

I. Henri Lebasque Auf der Grünen Bank / On the Green Bench 1911


Portret córki artysty, jednego z post-impresjonistów, w głębi zapewne druga córka; przepiękne jest to, jak przenikają się kolory pierwszego i drugiego planu.

II. Theo van Rysselberghe Sitzender Akt / Seated Nude 1905


Niewielki neoimpresjonistyczny obraz (czym różni się neoimpresjonizm od postimpresjonizmu?), który na żywo zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Podobno warsztat artysty był efektem długich studiów nad postrzeganiem kolorów.

III. Wilhelm Thony - New York - East River 1936


Obraz, który hipnotyzuje. Normalnie powiedziałabym, że zupełnie nie w moim stylu, ale siedziałam przed nim dłużej, niż przed Lebasque'm i van Rysselberghe'm razem wziętymi, i widziałam, jak ludzie do niego wracali; to utrzymany w kolorach amerykańskiej flagi portret Nowego Jorku, miasta uporządkowanego na zewnątrz i załamującego się pod własnym ciężarem, chaotycznego, w centrum. Ten obraz wisi tuż obok pejzażu Londynu malowanego przez Kokoschkę, który w porównaniu z nim wypada blado.

IV. Karl Hofer, Mädchen mit Schallplatte, Girl with record, 1941


Jedna z kilku wariacji na temat półaktu z płytą gramofonową, jakie namalował Hofer – moim zdaniem najlepsza, przesycona surowością i niepewnością jutra.

V. Paul Delvaux, Landscape with Lanterns, 1958

 

Kicz i surrealizm, mrok i tajemnica, obraz do wpatrywania się.


Pozostali malarze:

  • Oskar Kokoschka, London, kleine Thames-Landschaft / London, Small Thames-Landschaft Landscape 1926

  • Pawel Filonow: Ohne Titel (Kopf) / Untitled (Head) 1925-30; Ohne Titel (Stadt) / Untitled (City) 1925 - tragiczna biografia...

  • Picasso, Salome (seria La Suite des Saltimbaques) 1905

Bardzo budujące w Albertinie jest to, że młodzi ludzie tam szkicują, czego chyba nigdy nie widziałam w Polsce (co na pewno jest powiązane z tym, że jest tam i gdzie usiąść, i na co popatrzeć...).

***

Wystawa czasowa w Albertinie (jedna z kilku), czyli prace Keitha Haringa (Keith Haring. The Alphabeth, do 24 czerwca b.r.)

Keith Haring wygrał ze mną trzy do zera, bo trafiłam na jego wystawę nie wiedząc o nim prawie nic, będąc uprzedzoną do jego estetyki (to, co przedtem widziałam i z nim kojarzyłam, nie podobało mi się), i do tego byłam zmęczona po przejściu całej Albertiny (nie można odpuścić State Rooms! wystawione są w nich, skądinąd przepięknie, kopie najcenniejszych rysunków znajdujących się w zbiorach Albertiny – Duerera, Rubensa, Schielego). 

Na początku podśmiewaliśmy się z mężem z opisów, wyjaśniających język symboli używanych przez Haringa, a w końcu doszliśmy do samego źródła, czyli rysunków kredą na czarnym papierze, którym zaklejane były nieużywane przestrzenie reklamowe w nowojorskim metrze, i wtedy poczułam, że to ma wygar, i że gdybym zobaczyła coś takiego po drodze do pracy, na pewno by to we mnie utkwiło:

Film o Haringu (po angielsku, z francuskimi napisami) wyjaśniający jego miejsce na scenie nowojorskiej – klik.

MAK, czyli Muzeum Sztuk Stosowanych

Do MAK najlepiej wybrać się we wtorek po osiemnastej, kiedy są tańsze bilety. Wystawy w zasadzie nie powalają, poza znajdującą się na ostatnim piętrze wystawą wiedeńskiego designu z początków dwudziestego wieku, na której poznałam mojego nowego bohatera, Josefa Hoffmana. Hoffman był założycielem Secesji Wiedeńskiej, człowiekiem, który chyba nigdy nie sypiał i projektował w zasadzie wszystko, od domów i sanatoriów do sztućców i biżuterii, do tego projektując w duchu Bauhausu, zanim to się stało modne.

Zaprojektowana przez Hoffmana brosza ze zbiorów MAK

Znajomy wiedeńczyk opowiedział nam historię przekazywaną w rodzinie jego znajomej, dla której to rodziny Hoffman zaprojektował domek pod miastem. Przewrotność projektu polegała na tym, że dom z zewnątrz wyglądał jak zwykła chatka, za progiem której znajdował się ultranowoczesny świat Hoffmana. Mając w pamięci „Historię pewnych mebli” Tadeusza Boya-Żeleńskiego, którą autor napisał jako właściciel jedynego istniejącego mieszkania projektu Wyspiańskiego (musieli gnieździć się w służbówce, bo mieszkanie, odwiedzane przez miłośników Mistrza, zupełnie nie nadawało się do życia), spytałam, czy meble były wygodne. Okazało się, że tak, ale właściciele domku wstrząsnęli znawcami sztuki, gdyż jedyny stolik karciany projektu Hoffmana (architekt uznał, że będzie niezbędnym elementem wystroju wnętrza, choć nikt w rodzinie w karty nie grywał) przerobili na stolik kawowy – obcinając mu nóżki.

Kunstforum Wien

Wystawa prac Man Raya, do 24 czerwca b.r. Nie miałam pojęcia, że prócz fotografii i drobnych instalacji Man Ray pracował w tak szerokim zakresie technik, od rzeźby przez malarstwo po film. Najbardziej chyba, prócz portretów Lee Miller, spodobał mi komplet szachów – jeden z dwóch prezentowanych na wystawie i jeden z wielu zaprojektowanych przez artystę. Nie znalazłam zdjęcia tego konkretnego kompletu, ale najbliższy mu będzie chyba ten:


Dziś to na tyle:) Po weekendzie wracam do tematów retro – chcę napisać o niepokornej gwiazdce filmu niemego i ogrodach w zupełnie już dziś niemodnym stylu.

Komentarze

Popularne posty