Recenzja: burleska w 'Madame Q"

Za kulisami klubu z burleską, lata 50.
Praski klub „Madame Q” (więcej tu i tu) był na mojej liście „chcę zobaczyć” już od dawna, i w ostatnią sobotę wreszcie się udało: poszliśmy z mężem na występ Charly Broutille i Miss Mistress.

„Madame Q”, którego twarzą i jedną z założycielek jest Betty Q (najbardziej rozpoznawalna polska performerka burleski, producentka warszawskiej edycji Naked Girls Reading), powstał na przełomie 2017 i 2018 roku, głównie dzięki pomocy przyjaciół i znajomych Królika Betty, zainteresowanych powstaniem pierwszego w Warszawie klubu dedykowanego burlesce.

***
Ceny/ oferta: Bilet wstępu na pokaz burleski (piątek, sobota) 40 zł, drinki przeciętnie między 20 a 30 zł (bez drinków się nie da, o czym później). Jedzenia w zasadzie nie ma – możemy liczyć co najwyżej na popcorn, grissini, rodzynki w czekoladzie itp.

Łatwość dotarcia, ułatwienia architektoniczne: Po przejściu bramy przy Burdzińskiego 5 nie ma żadnego znaku, gdzie się skierować – pomogła nam dopiero mapka zamieszczona na stronie facebookowej klubu. Lokal, mieszczący się na drugim piętrze budynku, jest nieprzystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych.

Wystrój: mocno partyzancki glamour w odcieniach zieleni i złota. Ogromny plus za porządną łazienkę. Problemem jest poziom sceny, umieszczonej na wysokości kolan siedzących i starannie zasłoniętej umieszczonym tuż przy niej pierwszym rzędem stolików – jeśli siedzimy dalej, widzimy performerkę od bioder wzwyż.

Dress code: W wieczory burleskowe zdefiniowany jako ‘dress to impress/ black tie’. Troszkę mi to zabiło ćwieka, gdyż ogólny charakter miejsca jest wybitnie swobodny, ale czarną, wąską i długą sukienką z brokatem trafiłam w dokładnie taki balans kiczu i klasy, o jaki chodziło. Mąż w wieczorowym garniturze i białej koszuli czuł się nadubrany. 

Bar: Właściciele lokalu najwyraźniej dbają o kulturalną atmosferę, bo ilość alkoholu w drinkach (komponowanych długo i z namaszczeniem) jest naprawdę homeopatyczna. Nasze drinki przygotowywali pomocnicy barmanki. Za pierwszym razem skończyło się wywróceniem (szczęśliwie bez stłuczki) baterii butelek i rozlaniem rumu przy mieszaniu drinka, za drugim – podaniem mi Cuba Libre składającego się z kieliszeczka rumu, listka mięty, kostki lodu i soku z limonki. 

Występy: Lokal otwiera się o 20.00; występy zaczynają się o 21.00, kolejne są co trzydzieści minut, performerki występują na zmianę. Nie wiem, ile występów przewidzianych jest na wieczór, bo obejrzeliśmy cztery, i nie zdecydowaliśmy się zostać, wiedząc, że na kolejny występ Charly Broutille musielibyśmy czekać godzinę.


Francuzka była zdecydowanie mocną stroną wieczoru. Jak powiedziała pani prowadząca konferansjerkę, Charly jest dowodem na to, że świat cycków i brokatu nie jest płaski; obejrzeliśmy dwa neoburleskowe numery, nie silące się na seksowność ani przewidywalne estetyzowanie, ale za to przemyślane i przewrotne. Oto jeden z nich, „Dear Clown”:


Oprócz Charly występowała Miss Mistress, absolwentka prowadzonej przez Betty Q Akademii Burleski – w przeciwieństwie do Charly młodziutka, śliczniutka i leciutka jak piana, ale w drugim numerze, efektownym tańcu łabędzia, faktycznie wykazała się techniką.

***

Najbardziej zaskakujące w „Madame Q” było dla mnie to, że paradoksalnie nie jest to miejsce nastawione na rozrywkę. Między parominutowymi numerami nie dzieje się nic. Można porozmawiać, pójść na papierosa, do toalety, na drinka – przeczekać, chociaż chyba najbardziej pożądanym jest wyglądać na całkowicie  zatopionego w rozmowie z kimś ze swojego stolika. Chyba wolałabym, żeby w klubie działo się w tym czasie cokolwiek, co zajęłoby naszą uwagę – przy braku wygodnego fotela (trochę ich jest, ale nam dostały się gięte drewniane krzesełka), angażującej ucho muzyki, jedzenia, a nawet alkoholu w drinku poczucie, że oto na gwizdek wypada rozmawiać z kimś, kogo znasz jak grzbiet własnej dłoni, jest nieco opresywne.

Inna rzeczą jest to, że „Madame Q” jest częścią dobrze pomyślanego, choć (jak zapewniają dziewczyny prowadzące klub) mało dochodowego planu. To w „Madame Q” odbywają się zajęcia Akademii Burleski; Akademia przynajmniej częściowo, jak pokazuje przypadek Miss Mistress, zapewnia ruch w klubie – na scenie i na widowni (w dużej mierze składającej się z młodych kobiet). Podczas konferansjerki polecane są pasties (cekinowe naklejki na sutki, do kupienia w barze), kursy w Akademii, letnie ‘kolonie’ burleskowe, i rzecz jasna drinki.

Reasumując: można się wybrać, może kiedyś jeszcze wrócimy.

Następny cel: Weles.

Komentarze

Popularne posty