"Moda w okupowanej Francji i jej polskie echa" - recenzja


Niedawno skończyłam czytać ciekawą książkę o modzie vintage, czyli „Modę w okupowanej Francji i jej polskie echa” Krzysztofa Trojanowskiego. Co ciekawe, pan Trojanowski jest filmoznawcą – tu znajdziecie jego bibliografię, potencjalnie ciekawą dla fascynatów vintage – a książka jest solidnie punktowaną pracą naukową (czym nie należy się zrażać, bo wcale nie jest trudna w odbiorze).

Czemu się na nią zdecydowałam? Ważniejsze od zainteresowania modą jako taką, i istotniejsze dla tego, co robię na co dzień, jest dla mnie zdobywanie wiedzy o tym, w jaki sposób dominujące w danym momencie ideologie przekładają/ przekładały się na literaturę, slogany, symbolikę, kulturę popularną. Na początku miałam świadomość tego, że np. ostre linie i oszczędność materiału w modzie kobiecej czasu wojny to pokłosie braku materiału i nawiązanie do linii munduru; potem pojawiła się świadomość tego, że pewne kolory pojawiały się nieprzypadkowo; a potem na blogu Poli-Loli trafiłam na info – podane za książką Trojanowskiego – o obecności w modzie wzorów ludowych tak przed wojną, jak i w jej trakcie, i wiedziałam, że to będzie to (Dextella także recenzuje „Modę...”). Ogólnie – jeśli jesteście ciekawe tego, jak polityka, ekonomia, ideologia kształtują modę, to może być dla Was bardzo ciekawa pozycja. 

Książka jest nietania, ale przepięknie wydana – kiedy odpakowałam przesyłkę, miałam wrażenie, że zrobiłam sobie prezent, bo jest bardzo dopieszczona jeśli chodzi o układ tekstu, zdjęcia (bardzo zróżnicowane i stanowiące nieodzowną część tekstu), jakość druku i ilustracji. Ważniejsza jest jednak strona merytoryczna – książka została napisana na podstawie imponującej ilości materiałów i pod solidną redakcją naukową. Jest też bardzo systematyczna, opisując praktycznie każdy aspekt działania przemysłu odzieżowego we Francji podczas wojny (od udanych prób uratowania paryskiego haute couture, przez przepychanki z Niemcami, chcącymi uczynić Wiedeń nową stolica mody europejskiej, przez braki towarowe i to, co oznaczały dla zwykłych obywateli, przez postawy projektantów i czasami producentów odzieży wobec okupanta). Ważne jest to, że autor opisuje tak modę haute couture, powstającą nadal, choć w coraz większych bólach, jak i to, co nosiły te paryżanki, które nie mogły pomarzyć o wydaniu takich pieniędzy. Bardzo doceniam tę kompleksowość, choć muszę przyznać, że gdzieś w połowie książki czytanie poodrywanych od siebie rozdziałów trochę mnie zmęczyło i musiałam ją na chwilę odłożyć.

„Moda…” była dla mnie ciekawa w kilku wymiarach:

Dokument okresu, w którym upraszczała się moda

Nie będzie to specjalnie odkrywcze, jeśli powiem, że II wojna była początkiem końca noszenia przez kobiety kapeluszy, Jednak to, że kobiety zaczęły chodzić bez kapeluszy już jesienią 39 roku było dla mnie czymś nowym. Albo taki fragment:
„Sukienka popołudniowa w zestawieniu z haftowanym żakietem lub bolerkiem zmieniała się w strój na kolację, a dobrze skrojony kostium - żakietem o wyraźnie zaznaczonych, szerokich ramionach, długich baskinkach i z lekko rozszerzaną spódnicą o długości 37,5-42 cm od ziemi  awansował do rangi ubioru noszonego przez cały dzień, co jeszcze do niedawna nie mieściło się wśród żelaznych (...) zasad odzieżowego savoir-vivre'u.” (str. 43)

Moda jako przejaw niedostatków

Francuzka robiąca kapelusz ze strużyn drewna –  Francja, kwiecień 1941.
Zdjęcie: Art Media/ Getty Images
Znajdziemy tu sporo informacji o wojennym DIY (robieniu ozdobnych guzików, przerabianiu odzieży, domowym wyrobie torebek i sandałów, gdy dostęp do skóry miało już bardzo niewielu), o wprowadzeniu do przemysłu odzieżowego sztucznych włókien, braku pończoch, tym, jak rower – jedyny dostępny dla wielu Francuzów środek transportu – wpłynął na modę damską, i dużo, bardzo dużo o butach na drewnianej podeszwie. A tu fragment o cenach, jakie na czarnym rynku osiągały towary luksusowe:
„Zakup skórzanej torebki znanej marki mógł jednak stanowić dobrą inwestycję w niepewnych czasach jako znakomita waluta wymienialna; za klasycznie elegancki wyrób z metką Hermesa  jak wprowadzony na rynek jesienią 1941 roku model z zamszu i skóry jaszczurki, z zapięciem z szylkretu oprawionym w złoto  oferowano na czarnym rynku 50 kg cukru i oponę do ciężarówki.” (str. 133)

Moda jako sztuka

Jednym z najciekawszych dla mnie fragmentów „Mody…” był dla mnie umieszczony pod koniec krótki passus poświęcony śmierci legendarnego artysty i reformatora mody Paula Poireta, która ze względu na okupację przeszła prawie niezauważona. Początek książki to z kolei zapis pomysłów rywalki Chanel, Elsy Schiaparelli,  która jednak dość szybko po rozpoczęciu wojny wyemigrowała do Stanów. 

Przez książkę przewija się motyw wysiłków projektantów, by mimo narastających trudności i oporu ze strony okupanta promować paryskie krawiectwo i produkować ekskluzywne modele, stanowiące o jego prestiżowości. Jest ona także zapisem postrzegania mody jako sztuki, tak na najwyższym poziomie (haute couture, kostiumy teatralne do nadal wystawianych sztuk), jak i formy ozdobienia i wyrażenia siebie na poziomie dostępnym, a nawet obowiązkowym, dla każdego obywatela. 

Moda jako wyraz buntu

Od samego początku wojny promowano elegancję w ubiorze jako formę oporu przeciw hitlerowcom (nie śmiejcie się – każdy ma taki bohaterski opór, jaką ma okupację) i bardzo konkretną formę wspierania francuskiego przemysłu. Jednak wybory w ubiorze mogły także sygnalizować bardziej sprecyzowane postawy wobec okupanta. 
Karykatura przedstawiająca zazou ubolewającego nad niezrozumieniem starszego pokolenia – zazous byli przedmiotem karykatur, a nawet żartobliwych kartek pocztowych.
Krzysztof Trojanowski opisuje między innymi subkulturę paryskich dandysów (zazous), potępianych tak przez kolaborantów, jak i część niekolaborujących Paryżan miłośników swingu, oskarżanych o „brak zasad moralnych, próżniaczy i pasożytniczy tryb życia, szerzenie szkodliwego hedonizmu” (str. 311). Co ciekawe, niektórzy z tych „niemoralnych i zdegenerowanych” osobników zaczęli nosić na ubraniu żółte gwiazdy w geście solidarności z Żydami po wprowadzeniu w 1942 roku obowiązku noszenia przez tych ostatnich widocznej żółtej gwiazdy Dawida.
Zainteresowała mnie też symbolika patriotyczna, promowana przez prasę podziemną  na co dzień polecano kobietom noszenie kolorów żałobnych i półżałobnych, w dniu 14 lipca Francuzi starali się mieć w ubraniu przynajmniej odrobinę barw narodowych (kwiatki, chustki, wystające z kieszeni marynarki pudełka zapałek ozdobionych trójkolorową rozetką). Popularnym motywem były patriotyczne krzyże lotaryńskie, czy symboliczne broszki przedstawiające ptaki w klatkach. Oczywiście, prawdziwi konspiratorzy musieli nosić ubiory niczym się nie wyróżniające. 

***
Ogółem  „Modę w okupowanej Francji i jej polskie echa” bardzo polecam, a sama wiem, że muszę przeczytać „Szkice piórkiem” Andrzeja Bobkowskiego,  na które często powołuje się Trojanowski. Jest to pamiętnik pisarza pisany w czasie wojny we Francji, w którym zawarł przemyślenia na temat stylu życia i wartości wyznawanych przez Paryżan podczas okupacji niemieckiej. 

Komentarze

Popularne posty