"Polskie piękno. Sto lat mody i stylu" - recenzja


Dziś o wydarzeniu tej jesieni w polskim vintage'owym internecie, czyli książce Polskie piękno. Sto lat mody i stylu” Karoliny Żebrowskiej, którą zamówiłam, kiedy tylko Karolina napisała na Instagramie, że rzecz się pojawi w Empiku. Potem jednak naszły mnie wątpliwości. Karolinę jako zgryźliwą youtuberkę uwielbiam, ale od ciekawego i trzeźwego (przykłady tu i tu)  opowiadania o historii mody do przekrojowej książki droga jest długa i kręta. Jednak po drobnych wstępnych frustracjach (język!) muszę powiedzieć, że książka jest niezła, a z wszystkich blogerskich książek, które do tej pory czytałam – chyba najlepsza.

Polska moda w ujęciu Karoliny Żebrowskiej to nie tylko Moda Polska, stroje kąpielowe kociaków z basenów Legii i suknie kobiet z obrazów Mehoffera, ale też chusty przesiedlanych kobiet, konfiskaty (pociętych) futer w gettach i kradzieże modnych ortalionowych płaszczy. Autorka przez modę opowiada o historii polskich kobiet, i robi to możliwie obiektywnie – nie tworząc nostalgicznego obrazu przedwojennej Polski, nie gloryfikując międzywojnia, nie skupiając się na wyższych klasach społecznych, przeciwnie – wyraźnie zaznaczając, że najnowsze trendy były dostępne tylko dla wybranych, czasem wręcz promila społeczeństwa. Podkreślają ten zamysł tytuły rozdziałów: 1900-1909: Chłopki, studentki i kobiety-pawie”; 1945-1956: Kociaki, robotnice i damy z ciuchów”; 1980-1989: Sportsmenki, biznesmenki i opozycjonistki”. Żebrowska nie stara się też przedstawiać Polek jako modniejszych, niż w rzeczywistości, choć podkreśla ich zainteresowanie modą i wyglądem; motywem, który przewija się przez całą książkę, jest opóźnienie, z jakim trendy modowe docierały do Polski, bądź też wcale się w niej nie przyjmowały. Pojawia się temat kosmetyków i pielęgnacji urody, oraz powracający wątek tego, czy kobietom wypadało, czy nie wypadało interesować się modą; jeśli chodzi o to ostatnie, sytuacja wahała się od akceptacji w latach 30., kiedy organizowano prestiżowe Bale Mody, do podejrzliwości i wrogości ze strony władzy w latach 50.

Książka jest napisana wszechstronnie i kompetentnie, i przychodzą mi na myśl przynajmniej trzy powody, które sprawiają, że jest dobra. Po pierwsze, wydaje mi się, że kwestia czynników wpływających na modę w Polsce została omówiona (jak na opracowanie tej skali) z wielu stron, w sposób świadczący o dobrej wiedzy ogólnej autorki. Doceniłam to, kiedy mowa była o brakach obuwia w PRL, i autorka wyjaśniła, dlaczego nie miało sensu zamawianie butów u szewca (str. 229). Drugą mocną stroną tej książki jest nie tylko wszechstronność i zdroworozsądkowość, ale także przedstawienie ewolucji mody na tle zjawisk społecznych i wydarzeń historycznych – nie tylko tych wielkich, jak wojny czy totalitaryzmy, ale także upowszechnienie się uprawiania sportu wśród kobiet, czy istotność zjawiska „kociaków z ASP” dla mody lat 50. Po trzecie, autorka traktuje sylwetkę jako całość, i pomaga nam trzymać rękę na pulsie nie tylko jeśli chodzi o długość spódnic, ale też o to, jak zmiany długości i kroju powiązane są ze zmianami w proporcjach stroju, a fryzur – z nakryciami głowy, przez co łatwiej zrozumieć właściwą dla danej epoki linię.

Spore wrażenie zrobił na mnie rozdział poświęcony drugiej wojnie. Zdjęcia pań mierzących ciepłe płaszcze w komisach już nigdy nie będą takie same, fascynujące były też fragmenty poświęcone modzie w getcie (w tym „plaży” przy ulicy Chłodnej, gdzie po uiszczeniu opłaty i założeniu obowiązującego opalacza można było poudawać, że życie jest normalne), czy więźniarkach z Pawiaka, zajmujących czas pomiędzy przesłuchaniami wymyślaniem nowych fryzur. Przyczepię się za to, jak Dextella z Poli-Loli, do sformułowania sugerującego, że działania wojenne w Polsce ograniczały się do miast, i obrazu „prowincji (...) nieskażonej prześladowaniami okupanta czy ciągłymi alarmami bombowymi” (str. 134). Polska nie była Wielką Brytanią, wystarczy sobie przypomnieć pacyfikacje wsi, żeby wiedzieć, że nie były one ani przesadnie spokojne, ani wesołe.

Polskie piękno jest wydane bardzo estetycznie. Wiele osób sięgnie po nie ze względu na piękną okładkę; zdjęcia autorki na okładce i w strojach z różnych dekad we wnętrzu książki są bombowe; dawno też nie czytałam książki, która tak pięknie pachniałaby drukiem i kredowym papierem. Mam jednak kilka drobnych zastrzeżeń:
  • jakość ilustracji w rozdziałach poświęconym latom 80. i 90. pozostawia wiele do życzenia – wygląda na to, że nie dało się wyszukać nic innego niż zeskanowane zdjęcia z gazet z przebijającym drukiem;
  • książka nie ma żadnej formy skorowidzu;
  • układ tekstu mógłby być bardziej czytelny; tekst główny jest pocięty biogramami i boksami poświęconymi trendom, częściom garderoby, albo modzie ślubnej. 
Swoją drogą, biogramy polskich ikon stylu w Polskim pięknie wydają się być zapożyczeniem z „celebryckich” książek wydanych w ostatnich latach przez Znak – „Face Paint. Historia makijażu” Lisy Eldridge i „Bądź piękna. Sztuka ekscentrycznego glamour” Dity Von Teese). Niestety, o ile biogramy w książce Eldridge są związane z tematem książki, o tyle biogramy w „Polskim pięknie” są w niewielkim stopniu skupione na specyfice stylu danej osoby.

I na koniec to, na co zwróciłam uwagę w pierwszej kolejności: Karolina pisze żywym, charakterystycznym stylem, który polubiłam, oglądając jej filmy, ale który nieco mnie raził w kontekście książki. Na początku wybijały mnie z rytmu odniesienia do Kim Kardashian, najnowszych kolekcji H&M, twierdzenia typu „stylizacje na pstrokate wróżko-motyle stanowiły najgorętszy trend dekady” (str. 16) czy uwagi o „młodopolskim hipsterstwie” (str. 23); potem albo się przyzwyczaiłam, albo redakcja wkroczyła do akcji. Z drugiej strony, kiedy Karolina pisze tak, jak poniżej, robi to naprawdę duże wrażenie: 
„Uparte układanie i kręcenie włosów przez Polki w czasie wojny jest naprawdę godne podziwu. (...) Zakręcone włosy mają na zdjęciach nie tylko panie w sytuacjach pokojowych, jak rodzinne spotkanie w ogrodzie, przechadzka po mieście czy wizyta w kawiarni, ale nawet kobiety wyprowadzane siłą z getta, wysiadające z bydlęcego wagonu po kilku dniach nieludzkiego transportu do obozu, uczestniczki powstania warszawskiego, sanitariuszki, ocalałe ofiary bombardowań. Z całą pewnością ma to też związek z powszechnością trwałej ondulacji, widać jednak, że pukle są w przemyślany sposób upięte (...)” (str. 130).
Reasumując: podobało mi się, i jeśli Karolina coś jeszcze w przyszłości napisze, chętnie po to sięgnę. A na koniec – bardzo ładny film promujący Polskie piękno, który pojawił się wczoraj w sieci:


Komentarze

Popularne posty