Podeprzeć swoją pustkę. Rekolekcje


Jest mi dziś ciężko  właśnie dowiedziałam się, że Alina zmarła, pozostawiając kochającą rodzinę, wielu przyjaciół, i mnie, jak się od dawna tego z tyłu głowy spodziewałam, ze swoją Norą Webster w miejsce mojego Between the World and Me; dziś też dowiedziałam się o tym, że od jakiegoś czasu nie żyje jedna z pań, do której chadzałam na pogaduszki, po radę i wsparcie, kiedy jeszcze mieszkałam sama; wreszcie udało mi się spotkać z koleżanką, która opowiedziała mi, w jakim stanie jest jej dziecko, i tym, że lęka się najgorszego, a ja nie mogę jej w żaden sposób pomóc.

Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to skupić się na tym, że jestem potrzebna, że pomagam. Myśleć o rodzinie, o uczniach, o tym, z kim się spotkać, kogo wesprzeć, komu rozjaśnić dzień. Być podporą, pomagać innym osiągać cele, zamienić choć kawałek chaosu w sens. Za wszelką cenę unikać myśli o tym, że nawet z najbardziej uporządkowanej rzeczywistości potrafią wyślizgnąć się najważniejsi dla nas ludzie.

A potem: nie, to zagłuszanie. Rzucanie się w wir działań pozornych bez sensownego przemyślenia tego, co mnie boli, a boli mnie przecież nie tylko to, że ludzie umierają, ale też rzeczy mniej ostateczne, mocno pokomplikowane, ale takie, przed którymi nie trzeba kapitulować z definicji.
Dlatego mój plan na najbliższe dni to przyjrzeć się temu, co mnie boli i uwiera, zaniechaniom ze strony mojej i innych, kształtującym moje życie, temu, czego może brakować moim bliskim – i zastanowić się, co, jako osoba dorosła, mogę z tym zrobić. 
Nie zapełniać pustki na oślep, tylko przyjrzeć się jej, przytrzymać w sobie poczucie dyskomfortu, i pomyśleć, jakie konkretne, ukierunkowane działania mogą pomóc. Nie tylko mnie, ale i ludziom wokół mnie.

Takie będą moje tegoroczne, cywilne rekolekcje.

Zdjęcie tytułowe: Neil Thomas, Unsplash.

Komentarze

Popularne posty