Sztuka troski o innych, czyli care package

Intensywny okres w pracy trwa – w ciągu zeszłego tygodnia zaliczyłam dwudniowy szczękościsk (ze stresu), syndrom cieśni nadgarstka (też ze stresu), i po raz kolejny doszłam do wniosku, że na pewno nie jestem milenialsem (bo nie dość dbam o swój dobrostan).

Ale naprawdę, naprawdę się staram. Staram się ćwiczyć jogę, codziennie jeść ciepły obiad, wieczorem rozmasować zmarszczkę na czole i medytować. Staram się także zwracać uwagę na ludzi wokół siebie, zmęczonych i zagonionych podobnie do mnie; w rezultacie widzę, że niektórzy z nich są pod większą presją, niż ja, albo że ich udziałem są sytuacje, w których ani oni, ani ja, nie chcieliby się znaleźć.

Podobno samo dostrzeżenie faktu, że ktoś ma, kolokwialnie mówiąc, gorzej niż my, może sprawić, że jest nam nieco lepiej; ja dodatkowo poczułam chęć zadziałania w kontrze do świata, mającego w nosie ludzką potrzebę odpoczynku. Przy okazji udowodniłam też sobie starą prawdę, że jeśli komuś pomagamy, czujemy się lepiej – inwestujemy w relacje, a także zaczynamy postrzegać siebie jako kogoś, kto ma określone zasoby czasu, uwagi, pieniędzy, a przede wszystkim woli, by zatroszczyć się o kogoś obok siebie.

I tak: koleżance, która trzy tygodnie, łącznie z weekendami, spędzała na pierwszej linii obsługi klienta, dałam mały zestaw biurowego survivalu, składający się z przegryzki zdrowej i mniej zdrowej, małego kremu do rąk o ciekawym zapachu (mają je w ofercie m.in. AA i Yves Rocher), i chusteczek odkażających do rąk, które ją szczególnie ucieszyły, bo często nie było w stanie wstać od biurka. Koleżance, która okrągłe urodziny i dzień po nich spędziła ze mną na obowiązkowym szkoleniu, dałam mikronamiastkę wakacji: kulę do kąpieli o zapachu guawy, świecę o (nieinwazyjnym) zapachu „spaceru nad morzem” i kartkę z reprodukcją tej letniej grafiki Moniki Kozub (o której sklepie pisałam ostatnio).

Inspiracją było dla mnie to, co Amerykanie nazywają care package, „troskliwą paczką”. Koncepcja ta pochodzi z 1945 r., kiedy Cooperative for American Remittances to Europe (CARE) stworzyła program pomocy dla głodującej po wojnie Europy. W miarę upływu czasu idea ta ewoluowała; dziś care packages najczęściej wysyła się tym, którzy są daleko (studentom, wojskowym, ukochanym w związkach na odległość) albo daruje osobom w trakcie stacjonarnego leczenia szpitalnego.

To, co najbardziej mi się w tym pomyśle podoba, to to, że tak naprawdę jest to ćwiczenie z empatii. Trzeba skupić się na osobie, dla której przeznaczony jest prezent/ paczka, i pomyśleć o jej potrzebach. Planując niebanalny care package, warto sobie zadać kilka pytań:

  • Jakie są zainteresowania i zainteresowania adresata? 
  • Czy spędza większość wolnego czasu we wnętrzu, czy na dworze? 

  • Co ją/go rozśmiesza?

  • Co najbardziej lubi jeść?

  • Jakie są jej/jego ulubione filmy i programy telewizyjne?

  • Co lubi czytać, jaki jest jego/jej ulubiony autor?

i przede wszystkim:

  • Czego najbardziej brakuje mu/jej w tej chwili?
Fajne pomysły na klasyczne care package znajdziecie (po angielsku) tutaj.

Pytanie na koniec: czy podarowałyście lub wysłałyście komuś care package w ciągu ostatnich dziesięciu lat?

Zdjęcie tytułowe: Kawin Harasai,Unsplash.

Komentarze

  1. Nie mogę się pochwalić, że zrobiłam care package (zwykle, kiedy wręczam drobne upominki, są "jednoskładnikowe"), ale sama parę razy taki dostałam. Przykład: tuż przed Wigilią 2 lata temu, musiałam "wyskoczyć" z mężem w pilnej sprawie do Wiednia. Dla nas było to jakieś 6h jazdy samochodem, w nocy. Podróży nie ułatwiał mi też wielki brzuch (III trymestr ciąży). Po drodze zatrzymaliśmy się u mojej przyjaciółki i dostaliśmy pakunek z owocami, ciasteczkami, tłoczonym sokiem i kanapkami. Mała rzecz, a poczułam się taka zaopiekowana <3 A teraz okazuje się, że takie paczuszki mają swoją nazwę i kawał historii za sobą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, mała rzecz, a ile w tym troski:-) i podoba mi się ta konwencja bardzo.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty