Skóra, plastik i ja


Próbowałam kupić Crocsy (szukałam niebieskich balerin, do sukienki), a skończyło się, jak zwykle  parą hiszpańskich, mięciutkich, skórzanych sandałów. 

"Jak zwykle", bo jestem kompletnie, niepoprawnie skórzana; w pewnej chwili byłam nawet bliska kupna spódnicy ze skóry.
 (Kiedyś poszłam na randkę z bardzo dobrze rokującym wegetarianinem, ale po powrocie do domu zrobiłam podsumowanie szafy, i doszłam do wniosku, że to nie może się udać...) Rozumiem, że to kontrowersyjne, ale nie lubię dotyku plastiku, i sztucznych materiałów w ogóle; miałam w sumie dwie pary Crocsów  na jedne, świetne, trafiłam w ciąży, kolejne nie były już tak udanym zakupem. Torebek ze sztucznej skóry nie lubię, bo źle pachną i źle się starzeją; buty ze sztucznej skóry mnie odparzają, a kiedy ostatnio mierzyłam sukienkę z poliestru na  wiskozowej podszewce, czułam się, jakbym założyła na siebie duszący, plastikowy worek.

Izolujące parametry skóry zwierzęcej, jej oddychalność i trwałość są dla mnie bezkonkurencyjne. Zadziwia mnie to, jak ciepłe potrafią być rękawiczki z cienkiej koziej skóry na podszewce z jedwabiu; mam kilka skórzanych okryć, niektóre – właśnie policzyłam  od prawie dwudziestu lat; nadal się nimi cieszę, i pewnie przekażę je córce. 


Najstarszą rzeczą ze skóry, jaką mam, jest lekarski kuferek mojego dziadka z lat 50., tak twardy, że mogłabym spokojnie na nim usiąść, albo kogoś nim znokautować. Jest zrobiony – jak powiedział mi dobry kaletnik – z końskiej skóry. Dwa lata temu zafundowałam mu konserwację po latach intensywnego użytkowania przez (dawno nieżyjącego) dziadka i mnie, i teraz czeka na kolejne pokolenie.

Nosząc (aż do zdarcia) skórę jadalnych zwierząt nie czuję się hipokrytką. Traktuję to jako racjonalne korzystanie z zasobów, za które czuję się odpowiedzialna, a które służą mi lepiej, dłużej, i na dłuższą metę mniej toksycznie, niż syntetyki. (Kiedy spytałam znajomą wegankę, jakie alternatywy do skóry poleca, powiedziała, że żadne – skórę naturalną nosi się dziesięć do kilkunastu lat, i jest w gruncie rzeczy bardziej ekologiczna niż wegańska, która po po roku-dwóch nadaje się tylko do kosza.) Jeśli ten tok rozumowania Was nie przekonuje, możecie wziąć uwagę niczego nie udające Crocsy i brazylijskie, pochodzące z recyklingu, Zaxy, torebki ze skóry wegańskiej (choć te najlepsze są wciąż drogie jak oczy szatana), torebki z tworzywa lub materiału. 

Skórę szanuję, pielęgnuję, a przede wszystkim – noszę, bo inaczej twardnieje, traci blask i elastyczność. Fascynuje mnie w niej to, jak pracuje i dopasowuje się do właściciela, jak zmienia się z wiekiem, nabierając arystokratycznej, podniszczonej elegancji, i to, że dobrze pielęgnowana może być trwalsza od syntetycznych tworzyw. Wyroby ze skóry mogą przechodzić z pokolenia na pokolenie, nabierać wartości sentymentalnej, a w krótszej perspektywie – dodawać elegancji naszemu strojowi wtedy, kiedy nie stać nas nawet na nowe dżinsy. Niestety, coraz trudniej jest kupić wyroby ze skóry dobrej jakości, i jeśli trafi Wam się taka okazja, warto z niej skorzystać (o ile nie jest to wbrew Waszym zasadom). 

A Wy, jak czujecie się z noszeniem skóry? Jak reagujecie na wyroby syntetyczne? Co polecacie jako alternatywy do skóry?

Zdjęcie tytułowe: Jan Tinneberg, Unsplash

Komentarze

Popularne posty