Kolekcja piękności

Tytuł dzisiejszego wpisu pochodzi od książki, którą – wśród innych pięknych i kojących rzeczy – chciałabym Wam dziś polecić. 


***

„Kolekcja piękności” Whitney Otto

„Kolekcję piękności” przeczytałam po raz pierwszy mniej więcej w okolicach końca studiów, i jej klimat utkwił we mnie do tego stopnia, że ponad dziesięć lat później, nie pamiętając nic poza zarysem fabuły, włożyłam sporo trudu w to, żeby ją dla siebie odnaleźć. Ciężko byłoby mi krótko opisać tę książkę  wiem, bo próbowałam  przytoczę więc recenzję Reginy Marler z New York Review of Books:
Osadzona w San Francisco w latach 80, „Kolekcja piękności” to powieść o późnej młodości – ostatnich ekstrawagancjach grupy przyjaciół przed ostatecznym wyborem ścieżek życiowych i skrystalizowaniem się charakterów. Inspiracją dla Whitney Otto były „obrazy przepływającego świata”, przedstawione na japońskich drzeworytach z okresu Edo. Jej bohaterowie, klienci herbaciarni Youki Singe, żyją chwilą. Są mało ambitni, zatrudnieni w minimalnym zakresie godzin, dobrze wykształceni i skupieni na własnej przyjemności. To marzyciele (...), których pochłaniają ich przyjaźnie, imprezy i wygląd. Narracja jest tak płynna, jak postacie; czasem raczy nas błyskotliwie sformułowaną, krótką historią któregoś z bohaterów drugoplanowych, a czasem cofa się, by naświetlić ważny epizod z czasu, gdy któraś z postaci była w szkole średniej. Czytelnicy, którzy poddadzą się tej płynnej fabule i zmieniającej się gamie postaci, docenią tę satysfakcjonującą i niespodziewanie poruszającą powieść. „Kolekcja piękności” oddaje szczególny rodzaj oczekiwania bohaterów na to, aż ich świat nabierze wokół nich kształtu. (źródło)
Bohaterowie tej ilustrowanej reprodukcjami japońskich drzeworytów książki żyją artystycznym życiem; jeśli nie tworzą sztuki, zamieniają w nią swoje życie lub siebie; szukają piękna („Kolekcja piękności” jest interesującym punktem wyjścia do własnych poszukiwań estetycznych), myślą piękne myśli, czasem klepią artystyczną biedę, ale nigdy nie zżera ich banalność. 

(Znajdziecie tę książkę już tylko w bibliotekach, antykwariatach, lub na Allegro.)

***

„Francuzki noszą koronki. Jak kupować, dobierać i nosić bieliznę we francuskim stylu” Kathryn Kemp-Griffin

Przyznam bez bicia, że nie wierzyłam w to, że ta książka będzie dobra. Szukałam jednak czegoś więcej o jedwabiu, wypożyczyłam ją z biblioteki, i bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Ładnie ilustrowana (co w przypadku książki o bieliźnie nie zaskakuje), napisana jest przez założycielkę Soyelle, marki produkującej akcesoria bieliźniane i do pielęgnacji bielizny, a więc kogoś, kto naprawdę zna się na temacie.

Autorka uczciwie podeszła do zbierania materiału, mierząc dziewiętnastowieczne gorsety, chodząc na warsztaty burleskowe, analizując strukturę koronki, rozpruwając  staniki drogie i tanie, by przyjrzeć się ich konstrukcji – i całkiem przyjemnie się jej w tym towarzyszy. We „Francuzki noszą koronki” znajdziecie naprawdę solidny rozdział o pończochach i pasach, dobrze zarysowane tło historyczne, solidnie napisane rozdziały poświęcone koronkom i materiałom wykorzystywanym do szycia bielizny, i niezłą resztę, czasem z zaskakująco zaawansowanymi detalami, np. wyjaśnieniami, jakie typy obcasów pasują do jakich typów pięt w pończochach (o ile nosicie pończochy RHT, ale wtedy wiecie wszystko to, co ja i więcej).

Jako niespodziewany bonus wyniosłam z tej książki wzmożoną świadomość tego, że jesteśmy odpowiedzialne za kształt naszego dnia, i że decyzję o tym możemy podjąć już rano, wybierając bieliznę (lub robiąc kreskę na oku).

***

Afrykarium wrocławskie

Z innej beczki – w weekend byliśmy we Wrocławiu, obejrzeć pierwsze polskie oceanarium. Bilety są w cenie wstępu do zoo (choć bez przyjemności odnotowałam, że bilet rodzinny zaczyna się od rodziny 2+2). Dzieć zachwycony, my też, a przy okazji zakochałam się w manatach, czyli krowach morskich:
Fot. Maegan Luckiesh, Unsplash
***

Wzory luli

Zaczynam powoli zastanawiać się nad prezentami świątecznymi, i rozważać powrót do haftu krzyżykowego – doszłam do całkiem solidnego poziomu zaawansowania (mam za sobą np. ten wzór  – przepraszam, nie mam własnych zdjęć), zanim samo haftowanie i konieczność kończenia w terminie zaczęły mnie męczyć.

Jakiś czas temu ujęły mnie piękne i proste wzory luli, projektowane wg zasady minimum wysiłku – maksimum efektu, i chyba w końcu zajrzę do pudełka z lnami (kroi mi się jeszcze jeden projekt przed świętami, obiecany dawno temu koleżance, ale to sprawa na osobny wpis). A tu dwa urocze lny w białe kropki, szary i szaroniebieski, dla podbicia efektu.

***

Modna historia

Ostatnio z przyjemnością zobaczyłam, że Gabriela Juranek, autorka bloga „Modna historia”, wróciła do blogowania po dłuższej przerwie. Gabriela jest młodą akademiczką zajmującą się historią stroju, pisze w sposób przystępny, ale bardzo elegancki, a jej blog jest skarbnicą wiedzy o stroju i stylu życia w XVIII wieku (zdarzają się też wpisy tyczące czasów późniejszych i wcześniejszych).


A Wy, czy napotkałyście ostatnio coś szczególnie wartego rekomendacji?


Ilustracja tytułowa: Tsukioka Yoshitoshi (1839-1892), Obłęd  rozwijany list, z cyklu Sto postaci księżyca (1885 -1892) – jeden z reprodukowanych w „Kolekcji piękności” japońskich drzeworytów. 

Komentarze

Popularne posty