Uwolnić sylwetkę. Sukienka jako uniform

Z dużą przyjemnością czytam teraz „Nienagannego. Biografię męskiego wizerunku” Przemysława Bociągi (Agora, 2019), i trochę nie pojmuję, dlaczego trafiłam na tę książkę zupełnym przypadkiem w Empiku, a nie słyszałam o niej wcześniej w Internecie  jest inteligentnie napisana, informacyjnie gęsta, nie jest poradnikowym streszczeniem materiałów z innych źródeł, świetnie wiąże informację o „jak” męskiego stroju z socjologiczno-historycznym „dlaczego”. A do tego, w momencie, w którym przeczytałam, że frak jest dla kostiumologa tym, czym „Bogurodzica” dla polonisty, Bociąga, jako showman, skradł moje serce, choć uważam, że nieco przesadza (bardziej wierzę we frak, niż w „Bogurodzicę”).

Jednak to, co pisze Bociąga o funkcji garnituru i tym, w jakiej tradycji myślenia o człowieku jest zakorzeniony, pomogło mi usystematyzować to, co myślę o sukienkach i tym, czego od nich wymagam.

***

Zacznijmy od Beau Brummella (1778-1840), jednego z pierwszych celebrytów, pierwszego w historii dandysa i mężczyzny, który zrewolucjonizował męski strój i męską sylwetkę. Brummell, którego codzienne przygotowywanie się do wyjścia z domu było spektaklem przyciągającym dziesiątki mężczyzn, którzy chcieli uczyć się od arbitra elegancji, wylansował nowy strój mający podkreślać klasyczne piękno ciała.

Po lewej - karykatura Brummella z 1805 (Richard Dighton); na jej podstawie powstał pomnik Brummella na londyńskiej Jermyn Street, historycznie skupiającej sklepy i zakłady męskich krawców i rzemieślników produkujących dodatki,

Zainspirowany neoklasycyzmem, Brummell postanowił przełożyć jego kanony na modę męską  ale nie dosłownie, jak miało to miejsce w przypadku ubrań kobiecych. Punktem wyjścia stało się dla niego ciało i męska nagość; strój miał być prosty, minimalistyczny i podkreślający pionowość linii męskiej sylwetki. Rolą stroju nie było już epatować strojnością; paleta kolorów dostępnych dodatków została bardzo ograniczona, wzory wyeliminowane.


Nieodzownym elementem estetycznego wyglądu stało się ciało, z dnia na dzień wyeksponowane graficzną prostotą stroju o mistrzowskich proporcjach, codziennie poddawane licznym zabiegom higienicznym i skupiające na sobie uwagę widzów żywego dzieła sztuki, jakim był dandys. (Przypomniało mi to kontrowersyjne dziś zalecenie Diany Vreeland, by kobiety aspirujące do bycia szykownymi zaczęły od krytycznego przyjrzenia się własnemu ciału i... diety.)

***

Kiedy czytałam o tym, jak Brummell uwolnił męską sylwetkę, stawiając ją w centrum uwagi, zaczęłam myśleć o Coco Chanel. I bingo: Chanel i jej Wielkie Podglądanie męskiej szafy jest przedmiotem jednego z rozdziałów książki. 

Wkład Chanel we współczesną damską szafę jest co najmniej porównywalny z wkładem Brummella we współczesną szafę męską. Nie będę dziś pisać o tym, dlaczego nie przekonuje mnie wylansowany przez nią damski kostium, ale pokażę Wam to, co uważam za najważniejsze odkrycie modowe XX w.  poza współczesnym biustonoszem i spodniami dla kobiet: prostą, ciemną sukienkę.

 

Ten rysunek ukazał się w październikowym wydaniu Vogue z 1926 roku. Był niewielki, ale opatrzony podpisem wskazującym na to, że przynajmniej jedna osoba w redakcji  zdawała sobie sprawę z rewolucyjnego potencjału prezentowanego ubrania:

Sukienka-Ford od Chanel – sukienka, którą będą nosić wszystkie kobiety, to model 817 z czarnego krepdeszynu. Importowana przez dom mody Saksa.”

Jedynymi ozdobami modelu 817, zwanego potem „Fordem” czy „Modelem T” były czarne ukośne wzory na czarnym tle, sznur pereł (niekoniecznie prawdziwych) i prosty krój, odzwierciedlający wysportowaną kobiecą sylwetkę, lansowaną przez Chanel.

Odniesienia do Modelu T Forda, czarnego, dostępnego dla wielu (bo wciąż nie dla wszystkich) własnego środka lokomocji, wskazuje na demokratyzację stylu i szyku, zapoczątkowaną przez Chanel. Każda kobieta, która mogła pozwolić sobie na czarną sukienkę o prostym kroju i była względnie szczupła (a wtedy było o to prościej – choćby z powodu kryzysu, mniej siedzącego trybu życia i ogólnej tendencji do jedzenia mniej), mogła być modna.

***

Słowem wyjaśnienia: sukienka z długimi rękawami nie ma wg specjalistów od dress code'u tego samego poziomu formalności, co garnitur spełniający wymogi stylu business professional. Odpowiednikiem formalnego garnituru dla kobiet jest damski garnitur, garsonka, sukienka z żakietem, ewentualnie szmizjerka. (Za tą ostatnią osobiście nie przepadam i nie rozumiem, dlaczego niby miękka sukienka nawiązująca do koszuli, czyli przecież bielizny, miałaby być bardziej formalna niż jednoczęściowa, trzymająca formę sukienka z wełny; najwyraźniej imperatyw ubierania kobiet po męsku jest w tym środowisku aż tak silny.)

Czego szukam w sukience idealnej? Tego samego, co Brummell, podnoszący mężczyznom poprzeczkę formy na początku XIX w., i Chanel, obniżająca ją kobietom sto lat później: jednoczesnego podkreślenia formy ludzkiej i zakrycia jej. 

  • Ciemnych kolorów, minimalnej ilości wzorów. 

  • Linii podążającej za sylwetką, dołu odwzorowującego plus minus linię nóg, czyli ołówkowego lub prostego, z zakładkami. 

  • Naturalnych, trzymających formę tkanin, kształtowanych zaszewkami. 

  • Dyskretnych suwaków. 

  • Podszewkowania. 

  • Zakrytych łokci i (co sprawia, że robi się bardzo trudno) długości przynajmniej minimalnie za kolano. 

Sukienkę spełniającą wszystkie te warunki bez kompromisów mam w szafie... jedną. 

Szytą na zamówienie.

Sukienki Pretty One. Niestety, dużo lepiej wyglądają na zdjęciach, niż na żywo.

Poniżej widzicie przykłady formy bardziej rozluźnionej. Sukienki są niby podobne, a o zupełnie innej wymowie: istotne są nie tylko jasne kolory, ale odsłaniające ramiona rękawy i kieszenie. Nadal jednak chętnie przytuliłabym je w swojej szafie.


***
I na koniec: niedawno zaczęłam dość intensywnie szukać czarnej, formalnej sukienki. Z tej okazji dotarły do mnie dwie rzeczy; primo, że odzież biznesowa jest ostatnim bastionem jakości w sensownej cenie, i secundo, że czarna sukienka jest, według projektantów, utożsamiana raczej z czasem wolnym i prywatną szafą (ewentualnie okazjami wieczorowymi). Znalezienie czarnej sukienki o formalnym kroju i długości za kolano jest więc bardzo trudne (jeden model z Pretty One wyglądał dobrze na zdjęciach, ale niesatysfakcjonująco na żywo). 

Jeśli chcemy więc wyglądać formalnie-dziennie w czerni (na przykład na pogrzebie), większe szanse będziemy miały stawiając na osobne elementy, czyli np. spódnicę/ bluzkę/ żakiet.


Jeśli myślisz, że ten wpis może się komuś przydać, będę wdzięczna, jeśli podzielisz się nim na Facebooku – sharing is caring :-) Dziękuję!

Kolaż tytułowy, od lewej: amerykańska aktorka teatralna Violet Romer, znana z tego, że odrzuciła gorset i jako jedna z pierwszych zaczęła nosić flapper dress; szkic sukienki nazwanej "Fordem" Gabrielle Chanel, Vogue, 1926; portret Gabrielle Chanel.

Komentarze

Popularne posty