Planowanie przyjęcia. Rady z lat 30.

 

Dziś wraz z Marjorie Hillis, autorką poradnika Orchids on Your Budget (1937), poszukamy odpowiedzi na pytanie, jaki typ przyjęcia jest najkorzystniejszy dla nas jako gospodarzy. (Wersja TL;DR: taki, przy którym najlepiej wykorzystamy atuty swoje i swojego miejsca zamieszkania.)

Wszystkie cytaty pochodzą z wznowienia Orchids on Your Budget, wydanego w Wielkiej Brytanii przez Virago Press w 2009 roku; tłumaczenie moje.

***

„Jedna z podstawowych zasad to nie planować niczego, co przerasta nasze możliwości. Jednak każdy ma jakieś możliwości, bez względu na to, gdzie i jak mieszka. Współczesne pokolenie, przymuszone koniecznością, wymyśliło najrozmaitsze sposoby na budżetowe podejmowanie gości (...)” (str. 105)

To oni mieszkają w domku ogrodnika i zapraszają dwadzieścioro przyjaciół na niedzielny lunch, na który podają świetną pieczoną szynkę i wyśmienitą sałatkę ziemniaczaną, z kawą i wiśniami, które stanowiły ozdobę stołu. Albo mieszkają w małym jak pudełko domu na dalekich przedmieściach i zapraszają gości na łyżwy, wioząc ich nad zamarznięty staw pożyczoną furgonetką, a potem podając im ser, hamburgery, piwo i kawę. Być może mają mieszkanie w mieście, w mniej eleganckiej dzielnicy, a impreza u nich to późna kolacja po seansie kinowym, gdzie składniki drinków i kanapek rozłożone są na stole – różne rodzaje pieczywa i krakersów; miseczki z pastami, np. z sera rokfor z siekanym selerem i majonezem, lub z siekanej szynki i marynat; talerze z pasztetową i innymi wędlinami; słoik wyszukanej musztardy; kilka rodzajów serów; a także butelki piwa, piwa imbirowego, szkockiej i żytniej z sodą. Na takiej imprezie gość wszystko robi sam – i mu się to podoba.” (str. 106)

„Jeśli te pomysły do Ciebie nie przemawiają co powiesz na niedzielny brunch, na który zaprosisz tylu gości, ile pomieścisz w jadalni lub w salonie, a jeśli mieszkasz na wsi i jest lato, na werandzie? Prawie każdy lubi niedzielę urozmaiconą brunchem (...) szukająca oszczędności gospodyni w szczególności, bo w porze brunchu jedenastej, może dwunastej (w tę niedzielę możesz iść do kościoła po południu lub wieczorem) goście nie chcą jeszcze napojów alkoholowych, a jeśli chcą, nie powinni ich dostać. Jedyne napoje, jakie musi zapewnić, to soki, najlepiej w wysokich szklanych dzbankach i bardzo zimne, i dużo gorącej kawy. Sok pomarańczowy i grejpfrutowy są popularne i powinny wystarczyć, ale na dużej imprezie przyda się rząd dzbanków, każdy z innym sokiem pomarańczowym, grejpfrutowym, ananasowym, morelowym, śliwkowym i co tam jeszcze. Gospodyni może, oczywiście, podać także miski pełne jagód, pokrojonych brzoskwiń czy melona, ale to nie jest konieczne. Powinno być jednak pod dostatkiem różnych tostów i babeczek na ciepło (niezmiennie popularne są popovers, a muffinki jagodowe zawsze robią furorę), różnego rodzaju marmolad, miodów i dżemów, oraz co najmniej dwa dania gorące do wyboru. Owsianka z brązowym cukrem i śmietaną zawsze przyjemnie zaskakuje gości i niewiele kosztuje; prawie wszyscy mężczyźni lubią kulki rybne; jajecznica z kiełbasą jest pewniakiem, nawet jeśli nikogo nie zaskoczy; a talerze naleśników z syropem klonowym skuszą nawet osoby na diecie.”(str. 107-108)

(Jeśli mam być szczera, nie brzmi to wcale jak budżetowa impreza, ale miło o tym poczytać i powspominać śniadania w Szpilce.)

***

Zgodnie z tezą autorki, każdy ma coś, czym może zrobić na gościach dobre wrażenie:

„Nim zaplanujesz przyjęcie bufetowe czy nie dobrze jest przeanalizować swoje atuty. Jeśli masz kominek, zaplanuj imprezę wokół niego.” (str. 110)

Dziś mało kto ma do dyspozycji kominek – częściej zdarza się ogród, taras, czy nawet duży balkon:

„Miejsce w ogrodzie lub na tarasie, o ile je masz, też jest czymś, co można dobrze wykorzystać trzeba tylko pomyśleć. Wszystkie kobiety uwielbiają jeść al fresco (zdaje się, że przemawia to ich romantycznej natury), a większość mężczyzn można do tego przekonać, zabawiając ich na tyle dobrze, by zapomnieli o dziwnym męskim uprzedzeniu wobec posiłków podawanych wszędzie, byle nie przy jadalnianym stole. (str.111)

Mogłabym podpisać się pod każdym zdaniem autorki w tej kwestii – sama latem bardzo lubię jeść na powietrzu, podczas gdy mój mąż jest w stanie wypić na dworze co najwyżej kawę. (A jak to wygląda u Was?)

„Kolejną rzeczą, którą można się pochwalić, jest srebrna zastawa do herbaty. [W naszych czasach, każda ładna zastawa do herbaty, niekoniecznie srebrna przyp. Ewa]. Jeśli masz stary, uroczy komplet herbaciany, a poza tym niewiele równie eleganckich rzeczy, organizuj więcej herbatek, a mniej innych typów przyjęć. Herbatka może mieć wyjątkową atmosferę, jeśli tylko gospodyni ma dużo wdzięku, a jej koszt jest praktycznie żaden. Cienkie kromki chleba z masłem lub tosty cynamonowe i najmniejsze, najprostsze ciasteczka są elegantsze od wielu wyszukanych potraw.  (str.111)

Herbatka jako typ przyjęcia chyba już przebrzmiała, przynajmniej na kontynencie, ale rada, by zapraszając gości mieć na względzie najładniejsze elementy zastawy, wydaje się być sensowna. Sama mam niezły serwis obiadowy, ładne sztućce deserowe, i parę ładnych filiżanek (do których od lat zamierzam dokupić kolejne, razem z dzbankiem i mlecznikiem...) Nie będę Was wypytywać, jakie są Wasze potencjalne atuty, ale byłoby mi miło, gdybyście odezwały się w komentarzach:-)

Do przeczytania w poniedziałek, pozdrawiam!

Zdjęcie tytułowe: Anni Lonko, Unsplash. Waza na dzisiejszym zdjęciu nie pojawiła się przypadkiem – Marjorie Hillis wspomina o kobiecie, która elegancką wazę wykorzystywała nie tylko do podawania zupy, ale też do eksponowania kwiatów:-)

Komentarze

  1. Ten budżetowy brunch zapowiada strasznie dużo roboty ;)

    Jeśli chodzi o jedzenie na powietrzu, to oboje z mężem to lubimy, mamy spory taras, więc latem jadamy tam kolacje, czasem obiad. Obiad z grilla to w ogóle mój ulubiony obiad w lecie, bo przy grillu stoi mąż ;) Wiec wygląda na to, że mój mąż nie jest typowy w kwestii jedzenie al fresco.

    Atuty jakie mam - duży zestaw filiżanek z Chodzieży (białe ze złotym paskiem) z dzbankami i mlecznikami, ładny zestaw sztućców na 12 osób (prezent ślubny). To chyba tyle. Do filiżanek dokupiłam na gratach, albo dostałam, talerze i półmiski ze złotym paskiem. Mam też wazę z takim zdobieniem i musze kiedyś ją wykorzystać do wyeksponowania kwiatów. Zdaje się jednak, że żeby ja wypełnić konieczne będą ze 3 paczki tulipanów z Lidla ;) To już nie będzie tak budżetowo.

    W ogóle bardzo lubię ten cykl o wydawaniu przyjęć na Twoim blogu. Wprawdzie nie robię spotkań na 20 osób, ale nawet w dużo mniejszym gronie spotkanie wypada lepiej, gdy poda się ładną zastawę i zaskoczy gości jakąś ciekawą potrawą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się w takim razie napisać coś jeszcze, może coś mi przyjdzie do głowy przed Wielkanocą:-) Jeden z moich serwisów to Chodzież właśnie, ale ze srebrnym paskiem, którego już nie ma w sklepie; zmotywowałaś mnie, żeby wreszcie do nich napisać z pytaniem, czy jest jakaś szansa na uzupełnienie serwisu (ostatnio stłukłam dwa talerzyki).

      Usuń
    2. Ta kolekcja ze srebrnym paskiem jest bardziej w moim stylu, ale swoje filiżanki odziedziczyłam, więc nie kręcę nosem, że pasek jest złoty, bo nie dość, ze serwis ładny, to jeszcze rodzinna pamiątka.

      Jeśli nie masz oporów przed kupowaniem używanej porcelany, to warto poszukać tej Twojej Chodzieży na OLX lub Allegro (gdyby producent już nie sprzedawał tej kolekcji). Ja tak postanowiłam sobie powoli kompletować Białą Marię z Rosenthala.

      Usuń
    3. Akurat niestety trafiłaś, mam opory :-( sporo pięknych filiżanek przeszło mi przez to koło nosa... Zobaczę, jaką odpowiedź dostanę z Chodzieży (i czy); na razie rozejrzałam się po Allegro i widzę jedynie talerze białe lub ze złotym malowaniem, może jeszcze coś się trafi na OLX.

      Biała Maria jest piękna, poważna, ale piękna:-)

      Usuń
    4. Też mam zestaw z Chodziezy Iwona że złotym paskiem. - obiadowy na 12 osób, do tego 6 wysokich filiżanek i dzbanek do herbaty. Wybrałam ten model z dwóch względów - po pierwsze, wszystkie można elementy kupować na sztuki, a zatem stopniowo uzupełniałam zestaw, cześć dostałam w prezencie; po drugie - jak coś stłukę, to łatwo mogę dokupić.

      Usuń
  2. Ja się wyłamię - jestem zdecydowanie z frakcji, która na świeżym powietrzu lubi tylko kawę, ewentualnie kieliszek wina podczas wakacji. Zawsze podoba mi się idea letniego obiadu na dworze i zawsze rzeczywistość przegrywa z wyobrażeniami bo denerwują mnie latające na wietrze serwetki i przylatujące do jedzenia owady.

    Z budżetowymi przyjęciami chyba jest tak, że albo oszczędzamy pieniądze albo czas. Brunch wydaje mi się dość pracochłonny - większość potraw z jajek trzeba robić na świeżo, wszelkie tartinki to masa wcześniejszej pracy, warto przygotować potrawy tak słone jak i słodkie... Chyba lepiej już wydać klasyczny obiad, który można załatwić popisowym jednogarnkowcem i kupnym deserem.

    Raz jeden udało mi się wydać przyjęcie szybkie i oszczędne. Dostaliśmy w prezencie dużą gotową mieszankę serów do fondue (cudowny wynalazek praktycznych Szwajcarów). W naszym budynku na dole wywieliśmy kartkę z pytaniem czy ktoś ma potrzebny sprzęt i na jeden wieczór weszliśmy w posiadanie żeliwnego zestawu do fondue z lat 60 - prezent ślubny rodziców sąsiadki. Oprócz chleba jako dodatki podaliśmy pokrojone warzywa i kwaśne jabłka. Stół przykryłam ze względów praktycznych obrusem z mięsistego czerwonego papieru. Do tego wino i napoje i przyjęcie gotowe.


    Ach, i dzięki za wspomnienie śniadań w Szpilce... stare czasy ;O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie robiłam fondue (ani chyba nie jadłam), ale kilka razy byłam zaproszona na przyjęcie przy raclette. Też bardzo praktyczny wynalazek, bo można w nim podpiec i cienko pokrojone mięso i warzywa, no i oczywiście rozpuścić ser.

      Ale zgadzam się z Tobą, że obiad z daniem jednogarnkowym i jakiś prosty w przygotowaniu lub kupny deser w dzisiejszych czasach bywa najlepszym rozwiązaniem.
      Ja jeszcze w takich sytuacjach idę w zapiekanki np. lazanię lub cottage pie.

      Usuń
    2. @Ange76 Dzięki za wszystkie fantastyczne pomysły, przydadzą się, kiedy zaraza minie:-) Raclette i wszelkiego rodzaju stołowe grille wyglądają ciekawie; co do zapiekanek, jakoś nigdy ich nie 'czułam', chyba że chodzi o sezonowe, z dużą ilością warzyw, ale też chyba są bezpieczną i względnie niedrogą opcją.

      Ja lubię podawać podgrzane pieczywo i ciepłe składniki do kanapek - np. ser, wołowinę, gruszki.

      Usuń
    3. Też należę do frakcji obiadowej 🙂 Mniej przy tym pracy. Mam sprawdzone, mało pracochłonne dania.

      Usuń
    4. @ Asia - Grunt to znaleźć taki model przyjmowania gości, który nam się sprawdza:-) Napiszesz, jakie dania sprawdzają się u Ciebie i dlaczego?

      Usuń
    5. Jako pierwsze danie sprawdzają się zupy-kremy (brokułowa, grzybowa) lub rosół. Do kremów można podać w sosjerce albo w takich małych specjalnych pojemniczkach śmietanę.
      Na drugie najczęściej podaję pieczone mięso według tego przepisu:
      http://blogzapetytem.pl/2018/01/20/kebabowa-karkowka/
      Przepis nieco zmodyfikowałam: wybieram zamiast karkówki mniej tłuste gatunki mięsa (schab, wołowina zrazowa, filety z indyka, mięso z udek kurczaka bez skóry). Piekę w rękawie i zwykle robię podwójną porcję sosu (czasem zagęszczam dodatkowo łyżką mąki pszennej - gościom bardzo ta wersja smakuje).
      Często gościmy przyjaciół wraz z ich dziećmi, więc szykuję też potrawy lubiane przez maluchów - zazwyczaj pieczone w rękawie lub brytfannie podudzia z kurczaka.
      Do tego ziemniaki (puree, z wody lub tłuczone) i ze dwie surówki.
      Na deser podaję domowe ciasto, np. szarlotkę, sernik lub babkę ucieraną. Do tego jakieś czekoladki.

      Usuń
    6. To taka zwykła, podstawowa wersja "proszonego obiadu". Żeby nie było, czasem organizuję bardziej pracochłonne przyjęcia;)

      Usuń
    7. Bardzo fajny schemat, dziękuję!

      (Moje ulubione "popisowe" mięso to zawijany udziec z indyka z nadzieniem bakaliowym.)

      Usuń
    8. Brzmi świetnie 🙂

      Usuń
  3. @ding_yun Tłumacząc te fragmenty myślałam o tym, jak przedziwnie zmienia się siła nabywcza pieniądza. Najwyraźniej jedzenie było wtedy relatywnie tanie, albo ludzie mieli tyle czasu i byli tak sprawni kulinarnie (akurat nie sądzę), że kwestię przygotowywania jedzenia po prostu pomijano milczeniem. Zakładam, że sporo tych rzeczy - babeczek, dżemów - po prostu kupowano, tylko ich ceny były kompletnie nieprzystające do dzisiejszych, droższe za to były alkohol i mięso.

    Twoje przyjęcie faktycznie brzmi jak lifehack, ale niestety, u mnie fondue by nie przeszło ze względów zdrowotnych:-(

    (Mój wydział był blisko Szpilki, co oznacza sporo wspomnień. Teraz ani Szpilki, ani wydziału...)

    OdpowiedzUsuń
  4. Poradniki pani Hillis są po prostu w punkt i zawierają energię i pomysły, które faktycznie mogłabym realnie spożytkować na własny użytek. Bardzo mi się podobają. Mam kawalerkę 30 m2, ale z wygospodarowanym zamkniętym pomieszczeniem na kuchnię, co było dla mnie priorytetem przy szukaniu mieszkania. Nasza kawalerka mieści się prawie w centrum, tuż obok dworca i niedaleko rynku, więc jest świetną bazą wypadową na zwiedzanie, kino, teatr czy wiele koncertów. Przestrzeń udało mi się jakoś zagospodarować w taki sposób, że w pełni komfortowo może się u nas bawić 8 osób, włączając nas dwoje. A na marginesie, wszyscy znani mi mężczyźni lubią pikniki w ogrodzie, nawet mój konserwatywny tata ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś więc (na marginesie) szczęściarą:-) Swoją drogą, Twoja uwaga o energii zawartej w poradnikach Marjorie Hillis jest bardzo ciekawa - mam wrażenie, że - choć trzeba pamiętać, ze pisała dla specyficznej, miejskiej grupy odbiorców - to ogólnie pisała dla ludzi, którzy byli tak zachwyceni tym, co dał im postęp lat 20. i 30., i zdecydowani z tych zdobyczy społecznych korzystać, że stali na stanowisku, że taka drobnostka, jak narodowy kryzys i brak pieniędzy nie odbierze im radości czerpania z życia.

      Usuń
    2. A propos al fresco, znalazłam piękny cytat z Emmy, być może mój mąż ma rację: pani Elton, kobieta aspirująca i Nie Znająca Swego Miejsca w Towarzystwie, rozmawia z panem Knigthleyem:

      "That's quite unnecessary; I see Jane every day: -- but as you like. It is to be a morning scheme, you know, Knightley; quite a simple thing. I shall wear a large bonnet, and bring one of my little baskets hanging on my arm. Here, -- probably this basket with pink ribbon. Nothing can be more simple, you see. And Jane will have such another. There is to be no form or parade -- a sort of gipsy party. We are to walk about your gardens, and gather the strawberries ourselves, and sit under trees; and whatever else you may like to provide, it is to be all out of doors; a table spread in the shade, you know. Every thing as natural and simple as possible. Is not that your idea?"

      "Not quite. My idea of the simple and the natural will be to have the table spread in the dining-room. The nature and the simplicity of gentlemen and ladies, with their servants and furniture, I think is best observed by meals within doors. When you are tired of eating strawberries in the garden, there shall be cold meat in the house."

      Mam wrażenie, że pan Knightley nie doceniałby np. świec zapachowych, a ona uwielbiałaby Pinterest i strony poświęcone dekoracji domu...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty