Pióra. Przednówek

Piórem piszę od względnie niedawna – dopiero kilka lat temu udzieliła mi się nauczycielska „kultura pióra”, zapewne także dlatego, że moje pióra miały (i nadal w większości mają) tendencję do lania przy noszeniu w torebce i brudzenia palców (w domu moim przyjacielem jest pumeks, ale poza domem nie lubię). Godzę się z tym, bo pióra, jak ludzie i zwierzęta, są najczęściej charakterne i dalekie od ideału; na szczęście są także wyjątki.

Moje najładniejsze pióro, Waterman Carene (wersja „morski bursztyn), leje bez opamiętania i nie ma dla niego ratunku (triumf technologii nad rozumem, powiedział smętnie zaufany serwisant, który jest bardzo złego zdania o piórach Watermana). Homo Sapiens Visconti, mało damska kompozycja bazaltu i brązu, która mnie zupełnie niespodziewanie opętała, pisze co prawda nieźle, ale czasem brudzi palce, jeśli po nabijaniu na porowatej powierzchni pióra pozostanie atrament. Ostatnio najchętniej sięgam więc po taniego, ale niezawodnego Parkera Sonneta z matowionej stali, który nie brudzi palców, płynnie sunie po papierze, radzi sobie z atramentem każdej gęstości, a noszony w torebce nie grymasi i nie leje.

***

Jakiś czas temu jednak go uszkodziłam i uznałam, że czas wybrać się na Chmielną, do pana Wardeckiego. Ten warsztat zna chyba każdy warszawski (i nie tylko) pióromaniak; ja trafiłam tam jeszcze na studiach, z wymagającym drobnej korekty piórem ojca. Okazało się jednak, że od połowy 2019 roku pan Wardecki pracuje w zakładzie przy Ogrodowej 51.

Usłyszałam, że plastikowa część, którą złamałam, jest nie do uratowania (mąż zamówił ją na ebayu jest szansa, że będzie pasowała), ale spędziłam dłuższą chwilę na rozmowie z panem Wardeckim. Pytałam go między innymi o pomysł, jakim zaszczepił mnie artysta Alex Hillkurtz; omawiając swoje narzędzia, wymienił kilka starych piór z lat 40., Watermana, Sheaffera i Eversharpa. (O tej ostatniej marce, słynącej głównie z pionierskich ołówków automatycznych, nigdy nie słyszałam w 1957 roku wchłonął ich Parker.)

Jednak choć kupno używanego pióra może być drogą do jakości i marki za niską cenę, to jest to ruletka, w którą przynajmniej na razie nie zagram – po pierwsze, wiem, że nic nie wiem, a po drugie, pióra z drugiej ręki bywają nie tylko uszkodzone mechanicznie, ale też po prostu mocno zniszczone. Pomysł jest do zapamiętania, na kiedyś.

(Za to może zainteresuje Was, jakie marki polecił mi pan Wardecki jako praktycznie gwarantujące jakość wyrobów piśmienniczych pióra  Pelikan i długopisy Caran d'Ache.)

***

Szarawe to przedwiośnie: jak w zeszłym roku, rzadko sypiam dłużej niż do piątej. Daję sobie jeszcze parę dni dobrego prowadzenia się – niejedzenia po dwudziestej i niepatrzenia w ekran po dwudziestej drugiej  i jeśli to nie pomoże, dzwonię po prochy, bo nie chcę być przytomna tylko w ciągu dnia, dla ludzi, których widzę online, a nie dla własnej rodziny. Wymienię też gimnastykę na spacery – może zabiorą mi więcej czasu i spalę mniej kalorii, ale czuję, że tego potrzebuję.

Nie pomaga to, że w tym sezonie nie mogę się poratować „efektem szminki”, bo w sklepach nie ma pełnej oferty kosmetycznej kolorówki – zaufana pani z drogerii powiedziała mi, że większość dobrych drogeryjnych marek ogranicza kolory do podstawowych, lub wręcz nie wypuszcza produktów typu eyeliner (w sklepach dostępne są resztki z zeszłego sezonu). Dociera też do mnie, że tegoroczne kolekcje raczej nie dadzą mi szansy na uzupełnienie braków w garderobie – torebki do biura? zapomnij! – a sukienki są albo typowo letnie, albo zbyt komfortowe, żeby osobie takiej jak ja, uzbrajającej się w ubranie, chciało się w nich być wyprostowaną.

Ale są też dobre rzeczy; córka, po półtora roku uczęszczania na realne i wirtualne zbiórki, dostała wreszcie zuchową chustę i znaczek; o ile nic się nie stanie, mam szczepienie w piątek, i zamykam uszy na wszystkich straszących mnie złym samopoczuciem po – bo też co innego mogę zrobić.

I tulipany wróciły.


Zdjęcie tytułowe: Nicolas Thomas, Unsplash.

Komentarze

  1. Mam pióro Watermana, które podebrałam mężowi (miał kilka, które dostał w prezencie a sporadycznie nimi pisze). Bardzo je lubię i staram się nim pisać. Jakiś czas temu moja mama oddała mi swoje pióro Waterman, które dostała od uczniów, bo już od lat jest na emeryturze i go nie używa. Ale ono było chimeryczne i strasznie plamiło. Zwróciłam jej to pióro, bo uznałam, że widać nie jest mi ono (nomen omen) pisane i powinno być ze swoją właścicielką, skoro jest pamiątką ;)

    W miniony weekend poszłam na pola na spacer - byłam u rodziców na prawdziwej wsi i to było naprawdę cudowne odetchną tym wiatrem od łąki i lasu. Trzymam więc kciuki za Twoje spacery. Po tygodniach zamknięcia naprawdę warto pospacerować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Spacerowałam, póki Młoda była w domu, ale od jej powrotu do szkoły paradoksalnie jest to mało wykonalne ze względu na prace domowe. Dziś wyszłam rano na półtorej godziny, i szłam kompletnie się z tym nie utożsamiając, jakieś oderwanie zupełne... mam nadzieję, że to tylko kwestia tego, że znów obudziłam się o piątej.

      Usuń
  2. Przypomniałaś mi dziś stare pióro mego Dziadka, które zawsze leżało w szufladzie kuchennego stołu - nic szczególnego, pewnie jakiś polski wyrób z lat 50-tych. W dzieciństwie wydawało mi wyjatkowe, jak i reszta rzeczy z szuflady. 🙂Dzisiaj się zaszczepiłam. Dbam o siebie na codzień, więc mam nadzieję, że moja odporność da radę 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam to samo z szufladami dziadków i rodziców - były jak tajemnicza walizka z "Pulp Fiction".

      Trzymaj się w takim razie!

      Usuń
    2. O szczepionce ku pokrzepieniu🙂 Oprócz bolącej ręki obyło się bez innych skutków ubocznych🙂 Trzymam kciuki, by jutro u Ciebie też wszystko poszło dobrze!

      Usuń
    3. O, dzięki Ci bardzo, dobrze to usłyszeć!:-) Tak wszyscy straszą...

      Usuń
  3. Ach, a więc pióra Watermana nie tylko mnie sprawiają problemy! Mam cenne dla mnie sentymentalnie pióro tej marki, którego używam tylko w domu właśnie przez to, że plami. Byłam pewna, że muszę coś robić nie tak jeśli chodzi o jego eksploatację.

    Intrygująca informacja na temat niepełnego asortymentu kolorówki... po roku noszenia bardzo minimalnego makijażu ostatnio na próbę zrobiłam swój codzienny makijaż "z poprzedniego życia" czyli sprzed roku. Z lustra spojrzała na mnie obca twarz. Chyba zachowam swój nowo odkryty makijażowy minimalizm. Ale eyelinera od czasu do czasu się nie wyrzeknę.

    Zakotwiczyłam swoją przyszłość na najbliższe pół roku o trzy niepewne punkty: powrót do pracy, egzamin zawodowy i - mam nadzieję - wrześniowy wyjazd do Polski na ślub przyjaciół. Czy się uda, czas pokaże. Ale sama czynność wpisywania tych terminów do kalendarza dała mi poczucie funkcjonowania w jakichś ramach.

    Spacery bardzo polecam. Czasem nasze ciało potrzebuje czego innego niż maksymalnego spalania kalorii. Muszę przemyśleć swoją aktywność fizyczną po powrocie do pracy. Potrzebuję nie więcej niż 25-30 minut dziennie, żeby się dobrze czuć, ale i to trudno będzie wygospodarować.
    Oj ciężki latoś przednówek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o pióra Watermana, to obaj specjaliści, z którymi o nich rozmawiałam, mówią, że jeśli pisać Watermanem, to albo starym, albo naprawdę tanim. (Takiego taniego Watermana też mam i sprawdza się nieźle.)

      A propos makijażu, ostatnio odkryłam, że mam problem z korektorami pod oczy - zaczynają po jakimś czasie podrażniać mi oczy. To dla mnie nowość, dość irytująca w takim okresie życia, kiedy niedosypiam i moje oczy "wyglądają jak dziury wypalone w kocu", cytując LMM...

      Ja widzę na razie tylko na dwa miesiące do przodu, do matur, ale dobrze słyszeć, że masz siłę antycypować; trzymam kciuki, żeby do wyjazdu też doszło. O spacerach rozmawiałam ostatnio z koleżanką z pracy, która mówi, że ostatnio ją uderzyło, że przestała odczuwać potrzebę wychodzenia z domu; doszłyśmy do podobnego wniosku, że czasem spalanie kalorii nie jest priorytetem.

      Usuń
  4. Pióra! Temat do którego bardzo niedawno wróciłam na fali zainteresowania kaligrafią. Jak kaligrafia, to przecież pismo ręczne też trzeba poprawić:) Odgrzebałam pióra jakie miałam w domu i nawet z pomocą internetów udało mi się je zidentyfikować. Najlepiej pisze mi się całkiem starym Diplomatem, którego nawet nie jestem pierwszą właścicielką - widać po nim oznaki zużycia, ale gładko sunie po kartce i podoba mi się jego dość "mokra" (chyba tak to się określa) linia. Znalazłam też zupełnie nieużywanego Watermana, który ma ponad 10 lat. I tutaj wcale nie jestem zachwycona, bo po otwarciu muszę je chwilę rozpisać, a poza tym mam wrażenie że stalówka drapie. Może muszę je jeszcze raz i dokładniej przepłukać/wymoczyć w wodzie z płynem i trochę rozpisać. Jeśli to nie pomoże, to będę zawiedziona, bo jest ładne i eleganckie. Z laniem atramentu na razie nie mam problemów, bo to domowe hobby i nigdzie z piórem nie muszę chodzić, tym bardziej przy pracy zdalnej.
    Co do piór vintage to na jednym z forów natknęłam się na tego linka: https://www.facebook.com/PenRepairShop/ - to może być rozwiązanie wątpliwości co do jakości/stanu starego pióra, natomiast raczej przestaje być to tania zabawa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry Diplomat jest dobry:-) Mam trzy Watermany, z czego jeden strasznie leje, drugi bezdyskusyjnie drapie tak, że pisanie nie sprawia żadnej frajdy, a trzeci, o którym pisałam w jednym z komentarzy, jest najbardziej budżetowy i pisze najlepiej, choć nieco sucho.

      A jakie ten warsztat ma ceny? Na stronie nie widzę? Może taniej byłoby stacjonarnie, jeśli masz w okolicy kogoś, kto specjalizuje się w naprawie piór? Mam dziwne podejrzenie, że usługi pen doctora mogą być droższe niż pana z zakłądu naprawy piór wiecznych...

      Usuń
  5. Niestety nie mam żadnych osobistych doświadczeń z pen doctorami ani ich bardziej tradycyjnymi odpowiednikami, jestem raczej świeża w temacie, po prostu lubię wsiąknąć w internetowe zakamarki:) Co do cen na stronie - natknęłam się na wyjaśnienie w jednym z postów: ceny są podane w przedziałach: 1, 2, 3, 4 itd., każdy z nich to przeskok o 500 zł, do tego "+" albo "-" pokazuje bliżej której granicy przedziału jest cena. Czyli 2 to by było między 500 a 1000. Może i jest to gdzieś jeszcze na stronie podane, ale nie interesowałam się pod kątem kupna, więc nie szukałam dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie, w razie ewentualnej potrzeby, zdecydowanie radziłabym Ci sprawdzić warsztaty stacjonarne, i to nie przy jakimś sklepie, tylko niezależne. Wiem, że do pana Wardeckiego ludzie przysyłają pióra z innych miast, za czym stoi pewnie i zaufanie, i rachunek ekonomiczny.

      Usuń
  6. Zapamiętam ten adres - dzięki!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty