Wakacje jedzone warstwami

Moje tegoroczne wakacje definiuje głównie poczucie życia w pożyczonym czasie – Młoda wyjechała do dziadków, i nie wiadomo, jak długo tam zostanie; podobnie może być z obozem zuchowym, na który w tym roku jedzie pierwszy raz. Zrobiłam sobie więc listę wszystkich rzeczy, które chciałabym jakoś w ten czas upchnąć, i zrobiło mi się słabo.

A potem trafiłam na Marka Aureliusza w świetnym, intymnym przekładzie Gregory'ego Haysa (poniżej moje tłumaczenie):

„Jeśli chcesz osiągnąć spokój ducha, rób mniej.” Lub (mówiąc dokładniej) rób to, co niezbędne – rzeczy, których wymaga logos istoty społecznej, i rób je w wymagany sposób. Co jest źródłem podwójnej satysfakcji: z tego, że robisz mniej, a lepiej. („Rozmyślania”, IV. 24)

Faktycznie, Marku. Jak zwykle rzucam się w wir zajęć, co nie służy mi na tyle, że już sama myśl o tym wzbudza we mnie niepokój. Mogę postarać się robić mniej, a lepiej.

Przypomniała mi się seria przewodników turystycznych, które – podobnie jak książeczki dla dzieci, w których tworzy się figurę ludzką wybierając z różnych głów, korpusów i nóg – dawały możliwość zaplanowania sobie programu dnia w danym mieście z porannego zwiedzania, posiłku i wieczornego wyjścia.

I tak postanowiłam, że postaram się zbudować każdy (czy prawie każdy) dzień nieobecności córki, kiedy mąż będzie w pracy, z trzech elementów: odpoczynku, pracy/ nauki, i spraw do załatwienia.

***

Odpoczynek

  • z samą sobą rower lub długi spacer (spacerami, rowerem, jogą chcę wrócić do codziennego ruchu, z którego zrezygnowałam w kwietniu)

lub:

  • randka artystyczna wystawa, film, malowanie (dokończyć kurs akwareli, ćwiczyć, nosić szkicownik i używać go)

lub: 

  • spotkanie z kimś znajomym.

Praca - idealnie nie więcej, niż dwie godziny dziennie, ale umówmy się – to nie wychodzi. (Aktualizacja: na razie bardzo nie.)

  • coś do pracy (papierkologia, komisje, spotkanie, opracowywanie materiałów, czytanie do kursu, referencje...)

lub

  • większa rzecz z programu dokształcania (np. film dokumentalny).

Do tego prawie codziennie czytam coś luźniej do pracy bądź bardziej dla siebie, i uczę się na Khan Academy.

Sprawy do załatwienia

Mycie okien, ambitniejszy obiad, poprawki krawieckie, sklep charytatywny, rzeczy w urzędzie, introligator, jubiler, lekarz...

***

Codziennie też próbować wyjść z domu, popatrzeć na świat, posiedzieć na ławce:

Będziesz tu siedziała, jak długo zechcesz, odejdziesz, gdy tak postanowisz. Sama będziesz decydowała o tym, co i jak powinnaś zrobić. („Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś”)

Może uda mi się wrócić do ćwiczeń (całkiem niegłupich) z książki „Tylko dla Ciebie” Ellen M. Bard, którą kupiłam w momencie, kiedy bardzo rozjeżdżały mi się łapy, i która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Wiem, że self-care jest teraz bardzo zbanalizowane i źle się kojarzy, ale ta książka podchodzi do tematu rzetelnie, w duchu, który dobrze wyraża cytat z jeszcze innej autorki:

Prawdziwe dbanie o siebie to nie kąpiel z pianą ani kawałek ciasta czekoladowego. To świadome budowanie życia, z którego nie szukasz ucieczki. Brianna Wiest.
I tak wczoraj pojechałam rowerem (odpoczynek) do księgarni, biblioteki i do sklepu charytatywnego, oddać rzeczy, które się uzbierały (sprawa do załatwienia), a potem zrobiłam prosty obiad i pracowałam. Dziś umyłam okna i zrobiłam ambitniejszy obiad (sprawy do załatwienia), wzięłam udział w spotkaniu roboczym na Teamsach, i załatwiłam telefonicznie kilka rzeczy z koleżanką (praca), a teraz piszę bloga i czytam o historii sztuki; jutro chyba zostanę w domu i dokończę kurs akwareli, załatwię spory kawałek szkolnej papierkologii i pozapisuję się na badania.

W przyszłym tygodniu może uda mi się napisać o moich perełkach i pomyśle, jaki na nie mam... Do przeczytania!

 

Zdjęcie tytułowe: Annie Spratt, Unsplash. 

„Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś” – Anne Berest, Audrey Diwan, Caroline de Maigret, Sophie Mas, tłum. Małgorzata Kozłowska

Komentarze

  1. Zawsze gdy widzę gdzieś cytat z Marka Aureliusza to automatycznie stają mi przed oczami Borejkowie ;)
    Myśl zaskakująco przydatna współcześnie.
    Córka na wakacjach u dziadków - brzmi jak marzenie. Ja liczę na swoje pięć minut wytchnienia dopiero we wrześniu. Udanego wypoczynku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) Czytam ten przekład Haysa, i dawno w żadnej książce tyle nie podkreślałam i nie notowałam, jest naprawdę świetny i trafia do odbiorcy! Tylko momentami, kiedy pisze o (swojej) pracy, mam taki double check na zasadzie: zaraz, człowieku, masz pięćdziesiątkę na karku, siedzisz teraz pewnie w jakimś obozie wojskowym i jesteś CESARZEM.

      Przyda mi się wypoczynek, ale dziś jakieś sześć godzin spędziłam na załatwianiu spraw szkolnych. Życzę Ci, żeby Ci starczyło energii do września - pamiętam, jak gdzieś wyjechałam na weekend, kiedy mała była mała, siadłam w restauracji i zaczęłam trząść się jak osika, bo pierwszy raz od miesięcy nic niczego ode mnie nie chciał i nie musiałam być na ciągłym nasłuchu, napięcie zaczęło ze mnie schodzić...

      Usuń
  2. Nie wiem, czy to kwestia posiadanego przeze mnie wydania, czy czegoś innego, ale Rozmyślania są dla mnie ciężkostrawne. Kiedy próbuję je czytać, nie jestem w stanie nic sensownego wyłapać, a następnego dnia widzę cytat z fragmentu, który czytałam. Cytat, który w dodatku do mnie przemawia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakie masz tłumaczenie, polskie? Czytałam, że nowe tłumaczenie Krzysztofa Łapińskiego (2011) czyta się lepiej niż przekład Mariana Reitera (1937), i mnie to nie zaskakuje, ale że Reiter i mnie zniechęcił, a o nowym tłumaczeniu też znalazłam krytyczne uwagi, poszłam w nowy angielski przekład Haysa, powszechnie chwalony, i jestem bardzo zadowolona.

      Przekład Łapińskiego niedawno wznowiło wydawnictwo Czarna Owca, może dasz mu szansę?

      Usuń
    2. Polskie, Mariana Reitera. Tłumaczenie to jedno, ciężki jest też układ graficzny tekstu - bardzo gęsty, ściśnięty. Trudno mi się to czyta. Ale chcę Markowi Aureliuszowi dać szansę. Nie wiem tylko, czy będę w stanie przeczytać go po angielsku.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty