Trzy granatowe sukienki: GaPa Fashion i Ryba Jestem Inna

Tak naprawdę tytuł tego wpisu powinien brzmieć Trzy polskie, odpowiednie do pracy (stąd zdjęcie tytułowe), granatowe sukienki za kolano i z kieszeniami. Dwie z nich kupiłam dzięki Czytelniczce, która pod niedawnym wpisem napisała:

Wełniane i wełniano-jedwabne, oraz jedwabne sukienki szyje polska firma GaPa Fashion. Poszewki są bawełniane, długość bardzo przyzwoita z możliwością przedłużenia o 4 cm.
Jest tam kilka granatowych i czarnych sukienek, spośród których mam wielką ochotę coś wybrać. Poza tym bardzo przyzwoite lniane i bawełniane, nie dziewczęce, ale kobiece suknie.
W opisach informacja o bardzo starannym wykończeniu ubrań, przez polskie krawcowe. To kusi chyba najbardziej. Staranność i dbałość o lewą stronę :)

Kwiknęłam z radości i w te pędy zamówiłam dwie sukienki (granatowe, bo potrzebowałam odświeżyć garderobę do pracy). Przesyłkę otrzymałam szybko, do paczkomatu, sukienki były ładnie złożone w płaskim pudle, z wieszakami. Zmierzyłam, odmetkowałam, wrzuciłam do prania parowego, żeby były gotowe na poniedziałek, i wyjechałam na długi weekend.

***

Bardzo chciałabym móc napisać, że w przypadku GaPa Fashion what you see is what you get, ale nie do końca tak było: po powrocie z wyjazdu zobaczyłam, że dół jednej z sukienek wywinął się jakoś dziwnie jak na mieszankę bawełny z wiskozą, i sprawdziłam wszywkę.

Oto pierwsza bohaterka dzisiejszego wpisu, granatowa sukienka z bawełnianego tenisu z szerokim dołem (klik).

Kupiłam ją z myślą o prowadzeniu zajęć pod koniec roku szkolnego w (rzecz jasna) nieklimatyzowanych pomieszczeniach. Na stronie opisana jest jako uszyta z wygodnej i przewiewnej tkaniny, a deklarowany skład wyglądał faktycznie bardzo przyjaźnie bawełna 57%, wiskoza 39%, elastan 4%. Niestety, po odpakowaniu sukienki zainteresowałam się głównie tym, jak leży, i nie przyszło mi do głowy sprawdzić składu, nawet jeśli materiał na dotyk” nie wyglądał na zawierający takiej ilości wiskozy. Dopiero zaskoczona zachowaniem schnącej sukienki sprawdziłam wszywkę, i zobaczyłam skład bawełna 66%, poliamid 29%, elastan 5%. Właścicielka firmy odpisała, że przez pomyłkę przyklejono do opisu sukienki błędny skład, że poliamid jest tkaniną oddychającą – nie wiem, czy na tyle, żeby ją zostawić, muszę się zastanowić – i że oczywiście mogę sukienkę zwrócić.

Sukienka jest ciemna, ale nie aż tak, jak na zdjęciach. Bardzo spodobała mi się dopasowana góra; ten efekt zawdzięczamy zastosowaniu bocznego suwaka (ciekawe rozwiązanie, choć pomaga fakt, że to nie ja muszę patrzeć na suwak, szczęśliwie dopasowany kolorystycznie, dyndający mi pod lewą pachą). Dekolt jest zabezpieczony zatrzaskiem w miejscu nakładania się dwóch warstw materiału; docelowo wymieniłabym go chyba na metalowy, bo plastikowy jakoś nie wzbudza mojego zaufania. Podobają mi się zaszewki w górnej części sukienki, kołnierzyk i długość rękawa; całość kojarzy mi się nieco z latami 50., choć dół bez rozbuchanej halki może wyglądać lekko smętnie (nie mam tiulowej halki typu pin-up, i nie byłaby ona wg mnie oczywistym wyborem pod sukienkę z tak biurowo kojarzącego się materiału).

Sukienka ma kieszenie, sięga mi poniżej kolan, i spokojnie mieszczę się w rozmiarze 40 (normalnie noszę między 38 a 42, w zależności od modelu i rozmiarówki). Zapewne ze względu na specyfikę dołu z dużego podkroju podszycie dolnego brzegu wykonano bez pozostawienia zapasu materiału. Podszewka w górnej części jest bawełniana, dobrze dopasowana i lepiej wszyta, niż zdarza się w o wiele droższych sukienkach.

Prócz tkaniny, moje ewentualne wątpliwości dotyczą właśnie kroju dołu: z jednej strony mam poczucie, że bardziej służy mojej sylwetce niż typowe rozkloszowanie, widoczne np. w Indis Marie Zelie, z drugiej strony – to nadal dość spora ilość materiału, z fałdami zaczynającymi się tuż poniżej talii, a nie, jak w przypadku Indis, omijającymi biodra. Mój mąż, uczulony na czynnik ciotkowatości, sukienki jednak nie oprotestował, zauważył tylko, że wyglądałaby korzystniej, gdyby paski na dole sukienki nie układały się w poprzek, lecz w sposób korespondujący z ułożeniem w górnej części.

***

Prócz tego kupiłam granatową szmizjerkę z mieszanki wełny, bawełny i jedwabiu (klik), która szczęśliwie ma skład identyczny z podanym na stronie (wełna 44%, bawełna 48%, jedwab 8%), i w związku z tym kwalifikuje się do prania chemicznego (i raczej na ciepłe niż upalne dni).




Nie pamiętam, czy kiedykolwiek miałam szmizjerkę, ale spodobał mi się zadziorny, sportowy (nawet lekko militarny, to pęknięcie na plecach!) charakter tego prostego, ale wyrazistego modelu.

Bez żelazka przed wyjściem się nie obejdzie na trapezowym, długim dole sukienki załamania widać dość konkretnie, ale w ciągu dnia dół sukienki nie mnie się jakoś dramatycznie. Włoski materiał jest przyjemny w dotyku i ma lekki, jakby lekko ziarnisty/ satynowy połysk. 

Z ciekawych rozwiązań tu także mamy kieszenie ukryte w szwach bocznych, ciekawie zapinany pasek z tego samego materiału, co sukienka (i w związku z tym dość wiotki, trzeba poprawiać zapięcie, bo się przekręca), wygodnie się zapinające guziki ukryte pod listwą. Na dole brak listwy dającej możliwość przedłużenia (dość długiej faktycznie) sukienki. Pęknięcie jest dość wysoko nad kolanem, ale mniej mi to przeszkadza, niż w przypadku sukienek kopertowych, w których mam wrażenie, że widać zbyt wiele (wszystko robię z rozmachem).

Po pasku sądząc, rozmiar 38 mógłby okazać się przyciasny, ale sukienka jest skrojona na biust ambitniejszy od mojego. Pęknięcie na plecach, które tak mi się podobało, tworzy rodzaj garbu nie obędzie się bez interwencji krawcowej. Wolałabym też, żeby niklowane napy były guzikami, wtedy mogłabym wymienić je na bardziej stonowane, rogowe.

***

Sukienki z GaPa Fashion kupiłam w cenach promocyjnych 269 i 389 zł. Jakość wykonania obu jest bardzo dobra, a na pewno lepsza, niż spodziewałabym się za tę cenę. Mimo pomyłki tyczącej składu (poprawionego na stronie tego samego dnia, w którym wysłałam maila), firma wzbudza moje zaufanie, a sukienki wyglądają co najmniej tak samo dobrze, jak na zdjęciach, co po moim ostatnim doświadczeniu z Bossem bardzo, bardzo doceniam.

Dyskusyjne może być wzornictwo, mam wrażenie, że nie do końca celujące w moją grupę demograficzną, ale na pewno będę regularnie zaglądać do ich sklepu szukając ciekawych modeli. 

***

Na zakończenie moja ulubienica na upały z Ryba Jestem Inna, bezpretensjonalna i zwiewna. Ponieważ nie umiem robić dobrych zdjęć ubrań, wyobraźcie sobie sukienkę ze zdjęcia poniżej w kolorze głębokiego granatu, uszytą z pięknie jedwabistej wiskozy z domieszką 5% elastanu. 

Dół sukienki sięga mi poniżej kolan, i pięknie się buja; z tyłu i z przodu jest płytki trójkątny dekolt, szarfa jest luzem – noszę ją przewiązaną z przodu, omotaną raz wokół talii. Jak widać na zdjęciu, sukienka ma też kieszenie! Noszę ją z Bombay Lights i niedużą torebką w kolorze camel, i czuję się w tym zestawie fantastycznie.

Kosztowała 242 zł z przesyłką do paczkomatu; ja kontaktuję się ze sklepem mailowo i telefonicznie (miło jest wiedzieć, że mam u nich swoją historię klienta), ale zakładam, że większość sukienek sprzedają przez stronę facebookową.

***

Dziś to wszystko; następny wpis też będzie zakupowy – znalazłam serię klasycznych damskich zegarków automatycznych w przystępnej cenie, którymi chcę się z Wami podzielić, choć nieco się obawiam, że mnie prześwięcicie, bo są znacznie droższe (ale za to nowe, lepszej jakości, proweniencji, i z nieporównywalnie lepszym mechanizmem) niż np. radzieckie mikrocudeńka, o których kiedyś pisałam. Ale obiecuję, że podejmę to ryzyko.


Zdjęcie tytułowe: Mateus Campos Felipe, Unsplash.

Zdjęcia sukienek pochodzą ze stron firm.

Komentarze

  1. Sukienki z GaPa Fashion bardzo obiecujące, mam ochotę coś od nich zamówić tylko po to, żeby taka firma przypadkiem nie upadła. Faktycznie większość krojów zbyt ciotkowata, ale coś ładnego się znajdzie.
    Napy możesz wymienić na inne napy, choć nie wiem czy krawcowa będzie mieć sprzęt do bezpiecznego usuwania tych oryginalnych.
    Sukienka z ryby fajna, kojarzy mi się z moją Kioto z Riska. I choć nie przepadam ani za Riskiem, ani za wiskozową dzianiną, to Kioto jest super (bardzo też ostatnio sobie zaczęłam cenić krój kimonowy - jestem posiadaczką "ambitnego" (piękne określenie :D) biustu, więc ciężko mi dopasować coś co i biuście i w talii będzie leżeć - kimona tu się sprawdzają).

    A całkowicie nie w związku z tematem, ale chyba i autorka i czytelniczki bloga mają nieco podobny do mojego gust - zakochałam się ostatnio w torebce w kształcie ćmy: https://orska.pl/kategoria/torebki/weganska-torebka-z-kolekcji-vivo-model-falena . Potem zakrzyknęłam "cooo?!" na widok ceny, a ostatecznie powstrzymał mnie przed zakupem mąż - fanatyk prawdziwej skóry - mówiąc, że jakby była skórzana to kazałby mi ją kupić, ale ekoskórze nie dowierza. Więc pozostaje mi wzdychać do pięknego projektu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany! Powiem Ci, że nim zobaczyłam to zdjęcie, nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego, jak typ torebki idealnej na wernisaż, i to jest w punkt to!

      Usuń
    2. Ja bym ją nosiła nocami, do moich minimalistycznych czarnych sukienek. Robiłaby za jedyną biżuterię i punkt centralny całego stroju.

      Usuń
    3. Ach, ależ się rozmarzyłam, że tak sobie idę właśnie na wernisaż, albo nawet w ciągu dnia na jakąś wystawę i mam na ramieniu taką torebkę. Niekoniecznie nawet ten konkretny model, ale coś podobnie niepraktycznego. Dziękuję za tę kuszącą wizję :) Mam zamiar latem zorganizować sobie takie jednodniowe wagary.

      Usuń
    4. Powiem Ci, co ja bym zrobiła, gdybym biła się z myślami:

      Zastanowiłabym się, jak jest dla mnie akceptowalny koszt jednorazowego założenia torebki (powiedzmy, 20-30-50 zł), i ile razy założyłabym ją na przestrzeni najbliższych dwóch-trzech lat. Piszę o dwóch-trzech, bo po pierwsze primo, torebka nie jest dodatkiem na tyle "wiecznym", co biżuteria czy zegarek, a po drugie, nie jest to prawdziwa skóra, więc istnieje pewne ryzyko, że zachowa się w sposób nieprzewidywalny. Popatrzyłabym, co mi wyjdzie z wyliczeń, bo być może jednorazowe założenie takiego cuda kosztowałoby dwieście-trzysta złotych ( przypadku mojego stylu życia pewnie więcej).

      Popatrzyłabym, jak kształtuje się koszt jednego założenia. Może w Twoim przypadku to jednak będzie miało sens.

      Niestety, wygląda na to, że mało jest w internecie recenzji AppleSkin i WineLeather, głównie widzę podekscytowane informacje, że taka opcja istnieje.

      Usuń
    5. Przemyślałam to jeszcze, ale doszłam do wniosku, że odrzuca mnie kupowanie czegoś z założenia nietrwałego (a przynajmniej z kategorii rzeczy, które wolałabym żeby były trwałe - w co wliczają się torebki). Mam wrażenie, że świadomość, że ta torebka nie zostanie ze mną wiele lat tylko ponoszę ją chwilę i wyrzucę, denerwowałaby mnie na tyle, że zepsułaby radość z posiadania.
      Za to mniej więcej 40-letnia torebka, którą mam po matce chrzestnej, sprawia mi przyjemność za każdym razem, kiedy ją założę.

      Usuń
  2. Doskonała recenzja , świadomej swoich upodobań kobiety!
    Czytałam z ogromną przyjemnością.
    Sukienki z pazurem, idące mimo tego, co widzi się na szerokiej ulicy.
    Tak sobie myślę, że ciotkowatość fasonu, ma szanse zdominować jedynie ciotki rzeczywiste.
    Kobieta emanującą spokojną pewnością nada ubraniu klasy i szyku.
    Cieszę się ogromnie, że mogłam podpowiedzieć i ze nie jesteś rozczarowana.
    Jeszcze bardziej, na zakupy, których nie miałam ostatnio czasu ogarnąć.
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za miły komentarz i za rekomendację, te sukienki są faktycznie obok mody, ale przede wszystkim - w najlepszym możliwym znaczeniu - obok współczesnych standardów masowego szycia. I to jest wspaniałe.

      Co do ciotkowatości - jeśli ciotki czują się gotowe na wszystko, to w tych sukienkach właśnie tak się czuję:-)

      Udanych zakupów!

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta sukienka z Ryby jest taka piękna, że po kilku dniach walki z sobą ("a więc jesteś pewna, że potrzebujesz JESZCZE JEDNEJ sukienki?") zdecydowałam się ją zamówić, ale na razie mam wrażenie, że dobijam się do świata haute couture. Na fb i na ich stronie sukienki są pokazane tylko na modelkach, żadnych informacji poza najbardziej ogólnymi. Każą kontaktować się mailowo. Napisałam z konkretnymi pytaniami. Odpisano, że mam dzwonić. Zadzwoniłam dwie po trzeciej. Nie, pani X już nie ma, dzwonić w poniedziałek. Czy po prostu mam pecha, czy tak odsiewają potencjalne klientki, żeby tylko najbardziej zdeterminowane się przedarły?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że miałaś pecha, że tak się poskładało, ja nie miałam takich przebojów. Spróbuj po weekendzie, i pomierz się zawczasu, żeby doradzili Ci dobry rozmiar (u nich rozmiarówka rożni się między modelami). Mam nadzieję, że się uda już spokojnie:-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty