Przyjęcie komunijne. Spotkanie, warianty, decyzje.

Mogłabym ten wpis zilustrować strzępkami dialogów - nerwowe pytania mamy dziewczynki z klasy córki, czy już zapisałam Młodą do fryzjera i czy wysyłamy zaproszenia; rady kolegi, żebym wynajęła kucharza; rozmowy z mężem dotyczące tego, jak ustawić stoły w niewielkiej przestrzeni i gdzie wszystkich położyć spać; zdziwienie koleżanki na widok opcji menu na komunię...

Przyjęcia komunijne są tak różne, jak różne są rodziny, a ten wpis powstaje bardziej jako zapis jednego z możliwych scenariuszy, niż poradnik, i obejmuje następujące punkty: wymiar spotkania, przestrzeń, rytm spotkania, posiłek, dalsze atrakcje i transport.

Wymiar spotkania

Wskutek zapominania i upraszczania zasad zachowania, spłaszczania wszystkiego, co z kulturą związane, rozprzestrzenia się model przyjęcia komunijnego jako rytuału przejścia wzorowanego na przyjęciu weselnym. Poniżej trzy fragmenty tyczące Pierwszej Komunii z Etiquette Emily Post (wydanie 17. ), które chyba trafnie podsumowują to, czym Pierwsza Komunia być powinna:

Choć niektóre rodziny świętują [Pierwszą Komunię] z dużym rozmachem, większość bierze pod uwagę młody wiek  uczestników, i ogranicza listę gości do krewnych i ewentualnie kilku bliskich przyjaciół. (...)

Lista gości jest zwykle ograniczona do członków rodziny i bliskich przyjaciół, dlatego zwykle gości zaprasza się telefonicznie, osobiście lub odręcznie pisanym bilecikiem. W przypadku większych spotkań można skorzystać z nieformalnych gotowych zaproszeń. (...)

Wśród katolików, członkowie najbliższej rodziny wręczają związane z okazją, pamiątkowe prezenty - na przykład Biblię lub książkę z dedykacją, medalik lub krzyżyk.

A propos - znacie jakąś ładną Biblię dla dzieci? My kiedyś przypadkiem trafiliśmy  na wydany (chyba przez wydawnictwo Dwie Siostry) francuski Nowy Testament dla małych dzieci z kartonowymi stronicami i wyjątkowo ładnymi ilustracjami (ujęło mnie to, że Jezus w którymś momencie po prostu znika, a potem wraca, ku radości apostołów), ale niestety już dawno znikł z ich oferty. Sama kilka sprezentowanych przez rodzinę paskudnych Biblii ilustrowanych zgrabnie wydałam z domu, a w ich miejsce przywiozłam całkiem ładną i rozbudowaną Biblię Młodych, mój własny komunijny prezent.

Przestrzeń

Szanse na urządzenie przyjęcia komunijnego w restauracji w naszej okolicy były żadne już co najmniej od listopada, więc szybciutko zaklepałam miejsce w zaprzyjaźnionej restauracji (nie do końca fortunnie - hinduskiej) na drugim końcu miasta, wychodząc z założenia, że lepiej tam niż nigdzie, i zaczęłam szukać alternatyw. 

Podstawową było zorganizowanie przyjęcia w domu, ale kiedy postanowiliśmy zaprosić kolejne trzy osoby (co oznacza, ze względu na moje wariacje rodzinne, że przy stole może nas siąść od ośmiorga do czternaściorga) stanęły mi przed oczami takie mniej więcej obrazy, pochodzące z jednej z ulubionych książek mojego dzieciństwa:

Następnego ranka obudziłam się przed mężem i zaczęłam grać w tetrisa meblami. W rezultacie, jeszcze przed pierwszą kawą, zamówiłam pasujący do wnętrza drewniany, wypełniony papierem ryżowym parawan w stylu japońskim, za którym planowałam ukryć domowe biuro (ładne, ale...) oraz przesuniętą ławę, a w pozostałej przestrzeni ustawić dwa stoły w literę L.

To ten parawan - pokazuję Wam link, bo parę znajomych osób już mnie o niego pytało. Kiedy go kupowałam, był w promocji, gdzieś w niższych rejestrach 500+ zł; zdecydowałam się jednak go oddać, z kilku względów. Po pierwsze, używałabym go sporadycznie, a przechowywanie mogłoby być kłopotliwe, bo papier jest jednak delikatny; po drugie, odpowiadał mi stylistycznie, ale wolałabym jednak stabilniejszy parawan na nóżkach; do tego rozwiązał nam się problem braku miejsca, bo ktoś udostępni nam spore, jasne pomieszczenie u siebie w mieszkaniu. Trzeba będzie je odświeżyć i udekorować, ale chyba wolę tak.

Koleżanka podpowiedziała mi jeszcze jedno rozwiązanie - spytać o możliwość wynajęcia sali parafialnej w pobliskim kościele, w którym komunia odbywa się w innym terminie.

Rytm spotkania 

Oczywistym powodem, dla którego przedkładam położone niedaleko kościoła mieszkanie nad restaurację na drugim końcu miasta jest to, że długi przejazd (a większość gości będzie do tego spoza miasta i bez samochodów, o czym dalej), sprawiłby, że klimat spotkania mocno by się ulotnił. Uświadomiła mi to lektura książki "Sztuka spotkania"  Priyi Parker. Szukałam rad, jak być lepszą gospodynią, a dostałam nieoczekiwaną krytykę współczesnej kultury korporacyjnej (i nie tylko), wraz z przydatnymi wskazówkami.

"Sztuka spotkania" uświadomiła mi, że:

  • Tak wesela, jak spotkania biznesowe często korzystają z formatów wypracowanych w innych czasach, dla innych zwyczajów i potrzeb. Pewne potrzeby są uniwersalne, inne - nie.
  • To przestrzeń decyduje o przebiegu i energii spotkania oraz o reakcjach uczestników.
  • Dobrym pomysłem jest zorganizowanie wieloetapowego spotkania w paru przestrzeniach, ponieważ później ludzie będą mogli się skupić i lepiej zapamiętać poszczególne etapy.
  • Gospodarz ma wpływ na kształt spotkania i nie powinien bać się z niego korzystać.  
  • Goście są ważniejsi od idealnie pokrojonych warzyw czy czcionki na zaproszeniach.  
  • Nie wolno zaczynać spotkania od logistyki/ogłoszeń - to zabija nastrój.

Książka jest nieco przegadana, ale niedramatycznie, a podane przykłady są ciekawe; naprawdę skłoniła mnie do przemyślenia wyborów związanych z komunią, a nawet sposobu, w jaki prowadzę zajęcia.

Posiłek

Do tej pory gotowałam (o ile dobrze pamiętam) najwyżej dla siedmiu osób. W momencie, w którym okazało się, że być może będzie nas dwa razy tyle, a do tego poprzedzający wieczór i ranek spędzę na innych sprawach, bez cienia wstydu rzuciłam ręcznik i zdecydowałam się na catering.

Przeczytałam ileś dostępnych w książkach kucharskich i internecie menu, ale albo nie składały mi się w harmonijną całość - zawsze coś mi zgrzytało, a nie mam na tyle kulinarnej wyobraźni, żeby wymyślić lepszy zamiennik -  albo nie pasowało mi pod kątem dopasowania do okazji, albo trafienia w punkt między tradycją a banalnością. Nieoceniona Hal podpowiedziała mi klasyczne menu siedmioskładnikowe (przekąska zimna, przekąska ciepła, zupa, ryba, danie główne, deska serów, deser), i faktycznie było dla mnie objawieniem, do jakiego stopnia włączenie dwóch przekąsek (zimnej i ciepłej) oraz ryby przesunęło akcenty.

Po pierwszym kontakcie z polecanym i nagradzanym bistro, które - jak się okazało - właśnie straciło wynajmowany lokal i wysyłało sprzeczne sygnały, męża olśniło, że restauracja, w której codziennie (i smacznie) jada w pracy organizuje przyjęcia i catering, do tego oferuje serwis - kucharza odpowiedzialnego za podgrzanie oraz przygotowanie dań do podania oraz osobę podającą do stołu.

Dostaliśmy menu składające się z "klocków" do samodzielnego wyboru, w dwóch wariantach cenowych, różniących się liczbą przystawek (trzy lub pięć), bez osobnego dania rybnego (można wybrać rybną przystawkę lub rybę jako danie główne).  Kiedy siadłam do jego analizy z przyjaciółką, która wie całkiem sporo o kuchni polskiej i europejskiej i uczyła się zasad organizacji przyjęć, jej tok rozumowania był następujący:

1. W przypadku przyjęcia rodzinnego można spokojnie pójść w kierunku tradycyjnych dań polskich, lub polskiej z zagranicznymi akcentami, unikając np. przesadnej włoszczyzny.

2. "To był maj, pachniała Saska Kępa"... i lepiej, żeby tylko ona. Należy uważać na silnie pachnące składniki - wędzonego łososia, intensywne sery, pory, pomidory suszone itp.

3. Biorąc pod uwagę, że planujemy jeszcze potem wyjść, można zredukować liczbę przystawek do trzech, i zrezygnować z ryby, podając za to np. deskę serów (o tym za chwilę) przed deserami. 

4. Unikać potraw źle znoszących podgrzewanie (np. ryby, kaczki); przy kaczce dodała, że kaczka - w przeciwieństwie do kurczaka - nie wybacza błędów, a mało kto umie zrobić ją dobrze. 

5. Unikać potraw kojarzących się jednoznacznie z zimą/ jesienią; królika w śmietanie, sztufady w cebulowym sosie. Byłaby skłonna zrobić wyjątek dla gęsi.

(Oczywiście, nie należy traktować tego jak zestawu prawd objawionych, ale mnie ciekawi to, jak wygląda tok rozumowania ludzi, którzy znają się na czymś lepiej ode mnie, więc zdecydowałam się go przytoczyć.)

Po selekcji zostałyśmy z następującym menu:

Przystawki:

Tatar wołowy z piklami
Carpaccio z buraka z roszponką, kozim serem i sosem malinowym

Bliny z kwaśną śmietaną i kawiorem

Proponowałaby mi wybór sałatki jako jednej z  przystawek, gdyby były ciekawsze, przez chwilę zastanawiałyśmy się nad tatarem z łososia, myślałam też nad podaniem terriny jako dania rybnego, ale zrezygnowałyśmy ze względu na potencjalny zapach ryb i dodatków. 

Zupa

Rosół z ziołami

Myślałyśmy o kremie ze szparagów, gdyby był robiony ze świeżych, ale wiedziałam, że nie porwie wszystkich, z główną bohaterką dnia włącznie.

Danie główne

Polędwica wieprzowa a la wellington
lub
Saltimbocca z cielęciny z szałwią i szynką parmeńską

Polędwica wellington jest efektowna, i nie musi być przygotowana natychmiast przed podaniem. Wybór wieprzowiny w tym daniu prawdopodobnie podyktowany jest ceną i tym, że jest bardziej "wybaczająca" od klasycznej wołowiny. 

Myślę o saltimbocca raczej niż np. piersi z kurczaka, przede wszystkim dlatego, że ta ostatnia jest bardzo oczywistym wyborem.

Dodatki

Ziemniaki pieczone z ziołami
Pieczone warzywa
Mieszane sałaty z warzywami
 

(Jeśli mąż przeforsuje kaczkę, warzywa pieczone zamienimy na buraczki.)

Deska serów 

Nieobowiązkowo, z zastrzeżeniem, że rzecz będzie działa się w Europie Centralnej, w pomieszczeniu bez klimatyzacji, w maju, a więc unikamy serów miękkich i silnie pachnących.

Pod rozwagę: apetycznie wyglądające trójkąciki mimolette, sera z zielonym pesto (np. Magnacki), cheddara; można je podać na sałacie, z małymi pomidorkami i papryczkami, grillowanymi karczochami, plastrami grillowanego bakłażana (ten ostatni niestety pachnie, ale się rozmarzyłam).

Deser

Panna cotta 
Tort na zamówienie 
 

Dalsze atrakcje i transport

Po obiedzie najchętniej zabrałabym wszystkich do siebie na kawę (być może deser podamy już u nas), a potem do miasta, na nieforsowną przechadzkę po ogrodzie botanicznym lub Łazienkach; trzeba pewnie będzie zamówić większą taksówkę, bo część rodziny do Warszawy przylatuje, a część pewnie trzeba będzie przywieźć.

Co myślicie o takim menu i reszcie popołudnia? Co sprawdziło się u Was, bądź na przyjęciach komunijnych, na których byłyście?

Photo by Filipp Romanovski on Unsplash


Komentarze

  1. Moje przyjęcie komunijne już dawno za mną, ale proces przygotowań potrafiłaby chyba opisać chyba tylko Joanna Chmielewska. Poszukiwanie ładnej, ale skromnej i dziewczęcej sukienki w czasach estetyki połowy lat 90. Niekończące się próby w kościele i spazmy (dosłownie) matek, których pociechy nie otrzymały wystarczająco godnych ról. Wreszcie domowe przyjęcie komunijne w rodzinnym gronie, które po godzinie opuściłam bo zasnęłam w swoim pokoju (wszyscy myśleli, że z wrażenia, a ja miałam różyczkę). Biały tydzień spędziłam w łożku bez końca wertując najlepszy prezent (ilustrowaną encyklopedię powszechną) i wreszcie miałam spokój ;)

    A poważnie mówiąc to przyjęcie w domu lub blisko domu, a następnie spacer wydaje mi się naprawdę optymalną opcją. To jest ostatecznie przyjęcie popołudniowo-wieczorne, a nie całonocne więc dłuższy dojazd może zaburzyć rytm dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wywołałaś u mnie uśmiech tą różyczką, choroba w takim momencie to klasyk:-) ja miałam ulubioną encyklopedię Larousse'a, ale prawie na pewno dostałam ją później.

      Moja komunia była chyba w '88, więc mama uszyła mi sukienkę wg wykroju z Burdy. Niewiele pamiętam z kościoła, bo dość konkretnie zemdlałam, dzięki czemu mój tata spędził resztę mszy na wynoszeniu kolejnych dziewczynek.

      Usuń
  2. Za mną dwa przyjęcia komunijne w domu z liczbą gości zbliżoną do Twojej. Dodam, że mieszkamy w małym mieście, więc wybór np. cateringów był niewielki. Też oczywiście rozbiłam się o brak profesjonalizmu firmy specjalizującej się w cateringu i polecanej przez znajomą (brak kontaktu, brak odpowiedzi na niektóre pytania). Skorzystałam ostatecznie z pomocy znajomej pani, która prowadziła bufet w jednej firmie, którą obsługiwałam. Wypożyczyła nam tez stoły, zastawę i obrusy. Postawiłam na dania kuchni polskiej (rosół, 3 mięsa do wyboru - rolada bo to Śląsk ;), kilka rodzajów jarzynki) a za deser posłużył zamówiony tort. Przekąskę przed mszą w kościele przygotowałam we własnym zakresie, bo nie wszyscy goście z niej korzystali. Po kościele większość gości zjadła tylko obiad i deser i wracała do domu, dlatego nie było przystawek, czy zimnej płyty.
    Podoba mi się sposób, w jaki podeszłaś do zorganizowania przyjęcia, myślę, że będzie idealne na tego typu uroczystość. Nie wiem, czy Twój catering obejmuje tylko tego kucharza, czy tez kogoś do pomocy przy stole. Przy pierwszej Komunii postawiłam na siły własne, ale ze względu na moje obowiązki matki dziecka komunijnego i gospodyni skończyło się na tym, że do stołu podawały moja mama i siostra, a potem pomagały w sprzątaniu. To źle wypadło, dlatego za drugim razem wzięłam znajomą panią, która pomogła przy stole a potem wysprzątała mi kuchnię, łącznie z umyciem naczyń po cateringu :)
    Moje dziewczyny nie były u fryzjera, postawiłam na warkocze. Ja też nie szłam się specjalnie czesać, bo do pracy i tak musze mieć dobrze obcięte włosy, które łatwo da się ułożyć, uznałam, że nie będę sobie dokładać stresu w niedzielny poranek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za za komentarz! Ciekawa byłam, jak to wygląda u innych, i chyba nie tylko ja:-)

      Jeśli chodzi o profesjonalizm firm -właśnie sprawdziłam, i ostatniego maila z pierwszego lokalu, o którym myśleliśmy, z prośbą o "chwilę cierpliwości" dostałam miesiąc temu, co do dnia. Mam nadzieję, że w tym drugim miejscu pójdzie gładko. Mamy stoły, oni dostarczą nam obrusy, będziemy musieli pomyśleć o krzesłach. I tak, będzie i kucharz, podgrzewający i przygotowujący potrawy do podania, i osoba podająca potrawy.

      Dziękuję za podzielenie się doświadczeniem z planowanego samodzielnego podawania do stołu - ja od początku wiedziałam, że będzie trudno, i spadł mi kamień z serca, kiedy dowiedziałam się, że dostępna jest usługa serwis+zmywanie. Teraz tylko trzymam kciuki za to, żeby firma stanęła na wysokości zadania.

      Drobne komplikacje za to stworzyły się na froncie transportowym, bo ta część rodziny, która planowała przylecieć, pewnie będzie musiała przyjechać samochodem ze względu na strajki kontrolerów.

      Ja mam krótką fryzurkę z powtarzalnością 100 na 100, więc to mnie nie niepokoi; córce pewnie sama upnę włosy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty