Za problemy pierwszego świata

 

Kilka kwadransów temu myślałam o tym, że wpis planowany na ten weekend nie może pójść - miałam pisać o remoncie kuchni, a monterzy, którzy mieli w sobotę po południu zakładać blaty, które wreszcie przyszły (reklamowaliśmy je sześć tygodni temu ze względu na niewłaściwe wymiary), po prostu się nie pojawili - bez odbierania telefonów i SMSów. Kolejne trzy tematy z rozpiski też były albo rozgrzebane, albo w kwerendzie. (Jeden z nich dotyczy wakacji; za ChRL nie jesteśmy w stanie zdecydować gdzie i w jakiej formule jedziemy, bo obojgu z nas włączają się organizacyjne i moralne rozterki.)

Wzięłam wdech. Wstawiłam wino do lodówki. Zanieśliśmy blaty, blendy i cokoły leżące w dużym pokoju do chwilowo pustego pokoju Młodej. Zrobiłam nam jedną z pizz przeznaczonych dla montażystów. Wyprawiłam męża z domu, żeby załatwił jakąś odkładaną sprawę. Założyłam słuchawki na uszy i zaczęłam sprzątać, popijając wino i słuchając Koncertu kolońskiego Keitha Jarretta, cudownego triumfu improwizacji w obliczu niedogodności technicznych (przeczytacie o tym tutaj; koncert, w wykonaniu Tomasza Trzcińskiego, jest tutaj; a jeśli macie ochotę na coś bardziej dzikiego, co szczerze polecam, kliknijcie tu). Dosłownie po kilku minutach szef ekipy oddzwonił z przeprosinami, i po przemiłej rozmowie (muzyka łagodzi obyczaje, bardzo) umówiliśmy się na poniedziałek rano.

Prawda jest taka, że chyba nic, co można od siebie odsunąć kieliszkiem wina, dobrą muzyką i lekką aktywnością, nie jest problemem. (Z zastrzeżeniem, że - jak kiedyś powiedziała moja terapeutka - każdy żyje subiektywnie.)

*** 

Lata całe zajęło mi zrozumienie, że primo, łatwo uchodzić za osobę rozpieszczaną przez życie, jeśli ma się inne problemy, niż większość otaczających nas osób, secundo, nie ma nic złego w byciu osobą, która jest po prostu szczęśliwa. (Muszę się spotkać z kimś, kto nie ma problemów!, jęknęła niedawno moja bliska koleżanka.)

Trzecią rzeczą było ubranie w słowa wyjaśnień, że brak cierpienia nie oznacza automatycznie egoizmu i obojętności. Jeśli słyszycie czasem, że nic nie wiecie o życiu, bo Wasze życie jest zbyt łatwe, zbyt ładne, zbyt wolne od trudności i cierpienia, a nie macie ochoty obnażać przed innymi jego podszewki, mam dla Was słowa Suzy Kassem:

Mówi się, że mądrość rodzi się z cierpienia. To nieprawda. Mądrość wynika z posiadania bezwarunkowej empatii dla całej ludzkości. Każdy, kto ma empatię, może zdobyć wgląd w kondycję ludzką poprzez cierpienie innych. Nie musisz cierpieć sam, by poznać cierpienie, ale wpierw potrzebujesz empatii, aby rozpoznać i poczuć cierpienie ludzi wokół ciebie. (...) A jeśli nie masz empatii, nie zdobędziesz, nie nauczysz się i nie zapamiętasz cennej wiedzy pochodzącej z twoich własnych doświadczeń, ani z doświadczeń tych, które cię otaczają, by pewnego dnia stać się mądrym.

(Tak, pamiętam o wojnie. Kilka dni temu ten rysunek ukraińskiej artystki Alevtiny Kakhidze zrobił mi porządek w głowie i zmobilizował; stolik pod parasolem interpretuję jako stan umysłu, którego nie chcę odczuwać.)

„Panie, daj mi cierpliwość, abym umiał znieść to, czego zmienić nie mogę; daj mi odwagę, abym umiał konsekwentnie i wytrwale dążyć do zmiany tego, co zmienić mogę; i daj mi mądrość, abym umiał odróżnić jedno od drugiego.” - Reinhold Nieburh, 1934. 
Spokoju na nadchodzący tydzień - Ewa.

Zdjęcie tytułowe: Ahtziri Lagarde, Unsplash.

Komentarze

  1. To prawda, cierpienie nie musi dotyczyć mnie bezpośrednio, żeby i tak na mnie oddziaływało. Ostatnio gryzły mnie wyrzuty sumienia, że uciekam przed informacjami o wojnie, o granicy z Białorusią, o cierpieniach i trudach tego świata. Przeklikuję, przewijam, unikam jak ognia, bo bezsilność mnie dobija. Empatia zbyt szeroko rozlana na cały świat, bez regeneracji, bez brania poprawek na swoją rzeczywistość, na siebie, może wypalić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda. Jeśli chodzi o sytuację polityczną, w pewnym sensie to zautomatyzowałam - ustawiłam przelewy stałe na rzecz organizacji pomagającej ludzi na granicy bialoruskiej i uchodźcom z Ukrainy. (Ma to też tę dobrą stronę, że
      nie muszę robić rachunku sumienia za każdym razem, gdy podchodzi do mnie ktoś z puszką.) W bardzo złych momentach rozmawiam ze sobą o tym, czy jest coś, co muszę zrobić, żeby pomóc, bo inaczej sobie nie wybaczę (ostatnio było). Czytam magazyny raczej niż gazety codzienne / internet, wybieram zachodnie raczej niż polskie - pomaga mi ich dystans i większa dojrzałość dziennikarska. Unikam tzw. human interest stories, bo wiem, że są obliczone na odbiorcę, którym trzeba potrząsnąć, a ja nim nie jestem.

      Usuń
    2. Jeszcze to Ci podrzucę:
      https://www.arte.tv/pl/videos/098797-010-A/streetphilosophy/
      Nie jest tak dobre, jak film o pesymizmie z tej samej serii (niestety już niedostępny), ale podoba mi się sposób przemielania świata przez tę dziewczynę - aż żałuję, że nie czytam po niemiecku 😀

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty