Powściągliwość, czyli eksperymenty z minimalizmem

'Ubrania są w mojej pracy bardzo ważne, ponieważ dają ważne wskazówki dotyczące osobowości przedstawianych postaci. I sądzę, że to dotyczy każdego, nie tylko w mojej pracy.' Cindy Sherman, za What Artists Wear.

Podobnie jak fotografka/ performerka Cindy Sherman uważam, że ubrania są dla ludzi sposobem budowania narracji o sobie choć niekiedy nieświadomie, lub przez zaniechanie. Sama lubię myśleć, że używam stroju raczej w przemyślany sposób, zwłaszcza w pracy.

Czasami jednak w życiu (nawet kobiecym) nadchodzi moment, kiedy priorytetem jest nie tyle podkreślenie kompetencji, a zbudowanie innej persony, bardziej wycofanej i prywatnej. (Czytaj: mam nieustający pożar w robocie, którego nie mam ochoty gasić.) Od dawna pociągały mnie stylizacje sygnalizujące nie tyle profesjonalizm, co powściągliwą elegancję takie jak tu i tu i pomyślałam, że to może być dobry moment, żeby przemodelować szafę, idąc w stronę dyskretnych, minimalistycznych  szarości.

Założenia i listę zakupów pomogła mi sformułować książka I Love Your Style Amandy Brooks, nieco pogłębiony przewodnik po stylach. Poniżej raport z tego, na ile udało mi się wyjść ze strefy komfortu, i na ile naiwne okazało się moje przekonanie, że świadomie kontroluję sposób, w jaki się ubieram.

Założenie pierwsze: kolor 

Jeszcze kiedy byłam w liceum, mama powiedziała mi, że szukając materiałów na ubrania dla mnie, zawsze grawituje ku niebieskościom i granatom. Znajomych na studiach zdziwiło, kiedy na jakiś czas przerzuciłam się na kolor śliwkowy do tego stopnia granat był moim signature colour. Najpiękniejszy komplement, jaki usłyszałam w życiu, brzmiał "wyglądasz jak wodospad!" (sukienka ze skosu, biel przełamana błękitem w niebieską łączkę), a ślub cywilny brałam w sukience koloru petrol.

W ramach zmian w szafie chciałam ograniczyć granat kojarzący się mocno pracowo/biznesowo i pójść w stronę szarości; dobrze mi w jej jasnych, czystych odcieniach, nieźle działa też antracyt. Wyjątek chciałam zrobić dla granatowych sukienek - zgromadziłam ich w miarę dużą liczbę, zwłaszcza na okresy przejściowe ale od niedawna męczą mnie zestawienia granatu z bielą czy szarością.

Okazuje się jednak, że niełatwo jest o ładną szarość, podczas gdy w większości granatowych ubrań wyglądam korzystnie; z kolei w monochromatycznych szarych zestawieniach, które sobie wymarzyłam,  wyglądam jakoś tak... miękko i przystępnie, i czuję, że muszę nadrabiać łagodność koloru zdyscyplinowanym fasonem (i tu, jak się zapewne domyślacie, leży mój główny problem).

Założenie drugie: golfy

Tu wchodzimy na teren osobistych skojarzeń. Mnie golfy kojarzą się z wycofaniem, sygnałem prywatności, intelektualizmu, rezerwy, ale niekoniecznie musi tak być w przypadku kogoś, kto golfy nosi często i chętnie (tak, jak dla mnie neutralne są sukienki czy spódnice typu ołówek).

Od lewej: kampania reklamowa Calvin Klein, 1986 rok; Jacqueline Kennedy Onassis; aktorka Jean Simmons.

Pomyślałam też, że z dopasowanej spódnicy i golfa mogłabym zbudować zestaw podążający za linią sylwetki; nie wzięłam jednak pod uwagę tego, że przy moim wzroście i mało zaznaczonej talii powstanie efekt przyciężkiej kolumny w końcu dlatego przecież wybieram zwykle swetry z trójkątnym dekoltem.

Przede wszystkim jednak okazało się, że z wiekiem nijak mi nie przeszło przekonanie, że golfy istnieją po to, by mnie zabić. Ubolewam nad tym, bo przy mojej szyi mogłabym pozwolić sobie na wysokie golfy, ale półgolf lub stójka to wszystko, co uda mi się do szafy wprowadzić. Jak widać, kolejny raz przegrałam ze swoimi przyzwyczajeniami.

Założenie trzecie: torebka i buty

"Niektóre kobiety padłyby na te słowa trupem, ale naprawdę można poradzić sobie tylko z jedną torebką. No dobrze, może dwiema: czarna będzie oczywistym pierwszym wyborem, ale torebka w neutralnym kolorze jak brąz, koniak, szarość, biel czy beż też będzie bardzo przydatna. Nieco okuć nie zaszkodzi, ale trzymanie się najprostszej wersji klasycznego kształtu działa najlepiej." (I Love Your Style, str. 120)

Moment prawdy: mam tylko dwie czarne torebki, w tym jedną wieczorową, i niechętnie je noszę. Nie noszę też czarnych pasków do zegarków ani rajstop. Lubię swoją czarną ramoneskę i toleruję czarne buty, ale poza tym bardzo konsekwentnie unikam czerni. Z torebek wymienionych przez Amandę Brooks jako te "drugiego wyboru" brakowało mi szarej i białej; zdecydowałam się, rzecz jasna, na szarą (poniżej poglądowo jej czarna wersja, bo szary kuferek już zniknął ze sklepu, a nie chce mi się szukać miejsca na robienie zdjęcia...). Rozbraja mnie ten kształt pierożka, obłość i kanciastość w jednym:

via SohoStyle

Skóra jest gładka, nawet trochę tępa (o co przy tej cenie nie mam żalu), choć Amanda Brooks przy stylu minimalistycznym doradza (oczywiście w miarę możliwości) zakup torebki ze skóry jaszczurki, krokodyla, czy strusia, twierdząc, że ich "tekstura i połysk świetnie pasują do subtelniejszych minimalistycznych tkanin odzieżowych, takich jak dżersej, kaszmir i surowy jedwab." Z przyczyn ekonomicznych i etycznych nie będę tego rekomendować, a niestety nie pamiętam, kiedy widziałam dobrze wykonaną imitację skóry egzotycznej (przy powierzchni torebki jakość tłoczeń naprawdę rzuca się w oczy). W każdym razie widać, że Brooks stawia na klasyczny kształt i połysk/ teksturę jako uzupełnienie tkanin o nieoczywistej, puszystej lub ziarnistej fakturze. Mam wrażenie, że pierożek się w to nie wpisuje, ale kompletnie nas to (mnie ani pierożka) nie martwi.

***

Jeśli chodzi o buty, mogę chyba odnotować umiarkowany sukces:

"Buty oferują minimalistce świetną okazję, by dodać odrobiny lekkości do rygorystycznie uproszczonej garderoby. Na przykład, mając na sobie wyłącznie czarne, eleganckie ubrania, zapewne  założyłabym dla kontrastu brązowe buty i torebkę. A do prostej sukienki inspirowanej latami 60. założyłabym buty z czy przejdzie mi to przez usta? małą, dopasowaną kokardką z przodu (...)" (I Love Your Style, str. 121)

Od lat lubię nosić buty w kolorze innym, niż czarny (w mojej szafie zawsze znajdzie się miejsce dla czerwonych butów), i staram się, choć niehisterycznie, dopasowywać je do torebek; teraz czas oddać brązową torebkę do renowacji.

Założenie czwarte: ozdoby 

Szczęśliwie mam dobry, prosty zegarek (jeśli takiego szukacie, zwróćcie uwagę na model Skydiving z linii Seiko Presage Cocktail Time, o której pisałam tutaj). 

Ostatnio nauczyłam się nosić apaszki do sukienek (mój kolega zgryźliwie stwierdził, że wyglądam jak stewardessa), co pozwala mi wprowadzić trochę kontrastu do ciemnego stroju; czasem też lubię przypiąć tekstylną broszkę w kolorze ubrania.

Zasadniczo nie noszę biżuterii za wyjątkiem kolczyków, które noszę codziennie (czasem dość fantazyjne), i sporadycznie wisiorków. (Wyjąć z kuferka rozświetlacze twarzy cyrkonie i perły.)

Założenie piąte i ostatnie: miękkość 

Wymyśliłam sobie miękkie dzianiny, i okazało się to klęską na miarę golfów. 

Po mierzeniu zamówionych ubrań okazało się, że nie wyobrażam sobie wyjścia z domu w dzianinowej spódnicy (miękka sukienka jest dla mnie ok, spódnica już nie). Swobodny sweter mogę przełknąć wyłącznie do wąskiej, zdyscyplinowanej spódnicy szytej z wełny. Półgolf nie może być miękki i rozpełzły, ale musi być dopasowany, inaczej mam ochotę otworzyć sobie żyły. (Ten półgolfik ciepły! sprawdza się całkiem dobrze.)

Zainspirowana dwiema wyjściowymi stylizacjami (1 i 2), pozostawiłam sobie jednak w szafie dwie koszule w paski (unikam czystej bieli, podobnie jak czerni) i jedną błękitną, w których da się postawić kołnierzyk (mają miejsce na usztywniacze). Postaram się nosić koszule w sposób bardziej "dramatyczny i formalny", podobnie jak mama Amandy Brooks:

"W przypadku białej koszuli kluczowy jest sposób, w jaki ją nosisz. Najważniejsze, by była intrygująca. Biała koszula mojej mamy jest zawsze dramatyczna i formalna: blisko ciała, z wywiniętymi mankietami i podniesionym kołnierzykiem. Ale francuska aktorka Charlotte Gainsbourg nosi koszulę lekko pomiętą i luźną, prawie tak, jakby w niej spała i rano nie zawracała sobie głowy przebieraniem. To młodzieńczy, swobodniejszy styl, ale idealnie do niej pasuje. Moja biała koszula jest wyprasowana, z położonym kołnierzykiem; podwijam rękawy ponad łokcie, tak, że wygląda prawie jak z krótkim rękawem. Nie ma czegoś takiego, jak zły sposób noszenia białej koszuli, o ile tylko czujesz się dobrze, i pasuje on do Twojego stylu." (I Love Your Style, str. 37)

***

Śmiać mi się chce po podsumowaniu tego "eksperymentu" i odesłaniu wszystkich nietrafionych zakupów: zaskoczyło mnie to, że moja strefa komfortu jest tak wąska (i paradoksalnie tak mało komfortowa), i że niektóre wygodne ubrania sprawiają, że czuję się wręcz nieswojo.

Co więcej, jest dokładnie tak, jak pisze Sherman; ubrania mówią o osobowości, a mój mundurek do pracy nie jest (jak się okazuje) tylko mundurkiem, lecz wyraża przynajmniej część mnie. Siła przyzwyczajenia, która mnie wiąże, ma dwa bieguny: płynie z umysłu, przyzwyczajonego do konkretnego sposobu autoprezentacji, ale też z ciała. Jednak jak mówi Iris Apfel: the key to style is learning who you are.

Mogę nosić szarość i półgolfy, ale jeżeli moje przyzwyczajenia nie pozwoliły mi na głębszą zmianę sposobu ubierania się, będę potrzebować boskiej interwencji (lub silnego napędu, jaki zwykle daje mi irytacja), by zmienić sposób funkcjonowania w pracy, i przestać być praktisch oraz gut.

Kiedy ostatni raz próbowałyście włączyć do szafy kolor czy fason, po który zwykle nie sięgacie? Z jakich powodów? Na ile Wam się udało? Dajcie znać w komentarzach:-)


Zdjęcie tytułowe: Elizabeth Debicki for Dior Joaiellerie.

Komentarze

  1. Dla mnie golfy to podstawa zimowej szafy, gdyby zniknęły z powierzchni ziemi chyba przestałabym wychodzić z domu w najchłodniejsze dni :)

    Dużo mam nieudanych eksperymentów za sobą. Najczęściej pcha mnie do nich czysta chęć przetestowania, czy coś się zmieniło i moja wymarzona wizja teraz zadziała.

    Nie sprawdziły się żadne spodnie poza gładkimi i ciemnymi. Nie lubię zwracać uwagi na tę część mojej sylwetki.

    Szarość bez domieszki żywszego koloru. Po latach noszenia ubrań wierzchnich w kolorze granatu i czasem czerni kupiłam sobie szary płaszcz. Sprawdza się idealnie, pod warunkiem, że mam pod szyją cokolwiek kontrastującego.

    Nie sprawdzają się przytulne oversizowe swetry. Potrzebuję więcej struktury, żeby czuć się dobrze.

    Z tych samych powodów mam niewiele lnianych ubrań. Moim hitem jest lniana kopertowa bluzka z głębokim dekoltem, w kolorze czerwonego wina (wyszperana na Etsy). Luźne lniane sukienki, do tego zestawione z lekkimi letnimi butami - no nie, wyglądam jak Budyka przebrana za Świteziankę.

    Nie wiem, czy zgłębiałaś kiedyś typologię Kibbego? Nie udało mi się określić mojego typu, ale od kiedy zaczęłam myślać o ubraniach w kategoriach przez niego używanych jest mi dużo lepiej rozumiem dlaczego pewne rzeczy nie wyglądają na mnie dobrze. I dla odmiany udany eksperyment, inspirowany typologią właśnie - ramoneska. Zaczęłam od zachowawczego fasonu (minimum sprzączek i suwaków, taliowana, otwarty przód) ale przymierzam się do zamówienia nieco bardziej drapieżnej wersji na próbę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że poza stosunkiem do golfów nasze preferencje mocno się pokrywają. Ja sięgam po nowe rzeczy najczęściej wtedy, kiedy zobaczę coś, co mnie zachwyci, i tak właśnie trafiłam na ramoneskę. Pierwszą kupiłam w Solarze, z beżowego zamszu, piękną, nawet się zastanawiałam, czy jakoś jej nie włączyć do sesji ślubnej, do której końcem końców nie doszło.

      Kibbe znam i nie stosuję, bo też się w nim nie odnalazłam; wiszę gdzieś między Natural i Classic. Na swój użytek jestem bardziej Natural latem, a Classic od jesieni do wiosny;-)

      Usuń
  2. Zwykle próbuję włączać nowe kolory do szafy w lecie. Ponieważ od jakiegoś czasu moja strefa komfortu to jasna (zwykle biała) góra i ciemniejszy dół, zamawiając np. koszule kupuję białą i w jakimś kolorze. Ale też z ograniczonej gamy kolorów: niebieski, różowy, cyklamen, brzoskwiniowy, ewentualnie czerwony. Jednak w tym roku udanym eksperymentem kolorystycznym okazała się szafirowa sukienka od Karoliny Garczyńskiej. Kiedy rozwiesiłam pranie po ostatniej turze wakacji byłam niemal zaskoczona, że tyle mam kolorowych rzeczy, bo przez lata czarny, biały, szary i granat to były kolory które wybierałam. W zimie wciąż przy nich głównie pozostaję, choć jestem już w posiadaniu ciemnoróżowego golfu, który znakomicie ożywia moje ciemne żakiety.

    Nigdy do zmiany szafy nie podchodziłam tak metodycznie jak Ty to opisujesz. Robiąc zakupy poruszam się w ograniczonej liczbie kolorów i krojów i dzięki temu wiem, że nie będę miała w szafie rzeczy, która do niczego nie pasuje. Ale nie ukrywam, że zimą nieraz jestem nieco znużona swoimi stylizacjami.

    I na koniec - ten fragment o białej koszuli, to jest rzecz, która wyznaję niemal jak religię ;) Lubię białe koszule, kupuję je regularnie, czasem z urozmaiceniem w postaci kolorowej lamówki, lub obszycia mankietów. Bardzo pasują mi do zawodowego dress code'u. Aktualnie poszukuję białej lnianej koszuli, która byłaby luźna, ale nie oversize i nie kosztowała miliona monet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, co robisz, brzmi bardzo organicznie i naturalnie:-) Podoba mi się Twój patent na kupowanie sprawdzonego fasonu w bezpiecznej bieli i kolorze.

      Ciekawe, jak różnie podchodzimy do kolorów, ja każdego lata coraz bardziej ograniczam paletę kolorystyczną - do najbardziej spranych, jasnych, ze złamaną bielą i beżem na czele, w których fatalnie bym się czuła o każdej innej porze roku.

      Usuń
    2. O, dziękuję. Nie ma koloru teraz, ale mogę obserwować, czy czegoś nie wypuszczą w przyszłym roku :) Dawniej dużo koszul kupowałam w Wólczance, ale te bardziej formalne stały się w moim rozmiarze jakieś za luźne (nie schudłam), dlatego na razie przerzuciłam się na Willsoor.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty