Dobroć dla siebie. Pakiet pierwszej pomocy

 Odpoczęłam w te wakacje fantastycznie, ale w zetknięciu ze szkolną rzeczywistością (frustrujące telefony od połowy sierpnia, problemy z planem i dyrekcją, trzydniowa nerwowa rada pedagogiczna...), moje ciało i głowa zaczęły protestować: zaczęłam mieć bóle głowy, spore problemy ze snem, bóle w ciele, zajadałam też stres. Dzisiejszy wpis będzie o tym, co pomaga mi przetrwać ten czas we względnej równowadze, prócz tych samych podejrzanych, co zwykle: gimnastyki, masażu, kąpieli. Zacznę jednak od trzech zastrzeżeń.

  • Po pierwsze, w idealnym świecie dbałybyśmy o siebie na tyle dobrze, żeby nigdy nie doprowadzać do tego, by dokuczały nam podhodowane symptomy stresu. W świecie realnym koleżanka ze zdumieniem spytała mnie w ostatnią środę, jak znajduję czas na zmycie podłogi w łazience. 

  • Po drugie, wszystkie wymienione poniżej rzeczy przynoszą mi ulgę, ale jedyne, co na przestrzeni ostatnich tygodni realnie pomaga mi na problemy ze snem (wybudzam się przed czwartą, nie zasypiam do rana), to długie spacery, podczas których nie mogę niczego słuchać ani z nikim rozmawiać przez telefon; wszelkie próby zajęcia sobie czymś głowy, wielozadaniowości czy skrócenia dystansu kończą się kolejnym nocnym seansem. Szczerze mówiąc, nie wiem, na ile dam radę regularnie spełniać to luksusowe żądanie mojego ciała, ale pewnie pomoże mi to, że rozlicza mnie ono bez taryfy ulgowej. (Edit: na razie moja prawa noga stwierdziła, że ma dość dodatkowych dziesięciu tysięcy kroków dziennie i zaprotestowała bólem kostki - co rzecz jasna oznacza, że znów się budzę - ale postaram się stopniowo dojść do pożądanego dystansu.)

  • Po trzecie, jeśli jest naprawdę źle, nie wmawiajcie sobie, że któraś z tych rzeczy - lub wszystkie - pomogą. Pędźcie do specjalisty po wsparcie farmakologiczne, lub - w przypadku dużych problemów w pracy - przeczytajcie ten artykuł pełen trafnych i aktualnych rad, jak postępować w przypadku mobbingu (kilka mnie zaskoczyło).

***

Zanim jednak doszłam do tego, że w moim przypadku największą poprawę jakości życia daje mi chodzenie, dużą ulgę i spokój dawały mi strategie wymienione poniżej:

Żadnej z nikim stycznościMam sporo cech ekstrawertycznych, ale bateryjka ładuje mi się w samotności (wedle mojej terapeutki, to najskuteczniej pozwala odróżnić intro- od ekstrawertyków). Miałam na tyle dość rozmow i spotkań, że nie wyobrażałam sobie pójść na żadną z towarzyskich - szkolnych czy prywatnych - imprez z okazji rozpoczęcia roku

Asertywność: nie, nie poprowadziłam tego warsztatu w piątek. 

Wybór spokojnych, gruntujących zajęć. Zamiast tego posprzątałam, umyłam okna, napisałam kartki i listy, poszłam na spacer.

Zaplanowana słodka bezczynność. W ostatnią sobotę popłynęliśmy statkiem ZTM na całodniowy rejs do Serocka i z powrotem (bilety kupowałam w połowie czerwca). Średnia wieku na rejsie wynosiła 100+, co mocno narzuciło klimat slow:-) Zaskakująco mało ludzi patrzyło w telefony, przeważnie podziwiali zieleń, rozmawiali, jedli, czytali; grali w planszówki, szachy i domino. Pięknie mnie ten dzień wyzerował i bardzo był mi potrzebny.

Daj komuś prezent, wyślij care package, wesprzyj organizację charytatywną.

Spokojne lektury. Najpierw przypadkiem trafiłam na sequel Austen, potem zaczęłam szukać podobnie spokojnych, sennych powieści. (A propos, dajcie znać, jeśli interesowałby Was wpis o tym, jak i ile czytam - właśnie stuknęła mi setna książka w tym roku, przy zastrzeżeniu, że większość z nich to cienkie książki japońskie i rzeczy o sztuce z niewielką ilością tekstu.) Edit: zapomniałam, że już taki wpis popełniłam, ponad trzy lata temu!

Bierzecie coś z tej listy?:-)

P.S. No i bomba na koniec: według badań przytoczonych przez Jennifer Senior w książce "Dużo radości, mniej przyjemności. Paradoks współczesnego rodzicielstwa" (szczerze polecam!), największy wpływ na obniżenie hormonu stresu u zamężnych i dzieciatych kobiet ma... widok partnera wykonującego prace domowe.

Zdjęcie tytułowe: Quinton Coetzee, Unsplash.

Komentarze

  1. Szczerze współczuję Ci problemów ze snem, znam je aż za dobrze. Tylko że jeszcze nie znalazłam na nie skutecznego rozwiązania. I współczuję zmiany szefostwa, przyzwyczajanie się do nowych porządków bywa niesamowicie irytujące. Podobnie jak Ty, wróciłam z urlopu cudownie wypoczęta, a już tydzień później zastanawiałam się, kiedy następny? Dlatego cieszę się, że piszesz ostatnio o swoich formach odpoczynku - bezczelnie podkradam pomysły i testuję, jak sprawdzą się u mnie. Postanowiłam wrócić do ukochanych lektur, zaczęłam od Władcy Pierścieni. Wciągnął mnie jak dawniej, ale nie pamiętam, żebym X lat temu tak bardzo przeżywała wszystko, co się tam wydarzało. Towarzysząc hobbitom nie wyszłam jeszcze z Shire, a już wiem, że rozdziały o upiorach Kurhanów muszę przeczytać za dnia. Także wychodzi na to, że to by było na tyle z odpoczynku przy dobrze znanych opowieściach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo się cieszę, że te wpisy do Ciebie trafiają i jakoś się przydają:-) Powiem Ci, że z kim nie rozmawiam, każdy narzeka na ten wrzesień, także poza pracą, ludzie się psują. Cieszę się, jeśli mogę komukolwiek rozjaśnić dzień czy o czymś przypomnieć.

      Nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam Władcę Pierścieni, ale odkąd skleiłam, że drugi tom to I wojna, też nie potrafię czytać go na spokojnie...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty