Wrześniowe wdzięczności

Oswajam kolejną porę roku i kolejny powrót do pracy. Pomaga mi to, że jestem wśród ludzi, którzy podobnie jak ja ustawiają się teraz do szkolnej rzeczywistości, adaptują do zmęczenia, próbują nie stracić do szczętu tego, co wypracowali do tej pory. Nie czuję się dzięki temu zaniepokojona tym, jak się czuję, i tym, że szukam patentów na Lepsze.

Młoda ma w tym roku tak dobry plan lekcji i zajęć dodatkowych, jak nigdy; nie wiem, czy to kwestia przypadku, czy wyjątkowej łaskawości szkoły wobec dzieci rozpoczynających kolejny etap edukacji (przeszła do czwartej klasy), ale codziennie zaczyna lekcje umiarkowanie wcześnie, a kończy je zwykle przed piętnastą. Z kolei mój grafik wpisuje się w jej grafik perfekcyjnie; rano wychodzę zwykle zaraz po niej (w trzy dni tygodnia między wyjściem męża a obudzeniem córki jestem nawet w stanie zmieścić krótką jogę), a wracam niedługo po niej. Po szkole ogarniamy się organizacyjnie - też bez stresu. Wiozę ją tylko na jedne zajęcia dodatkowe, w piątek (karate ma bliziutko), i planuję sobie znaleźć jakąś miejscówkę w centrum, żeby przez tę godzinkę móc się zająć swoimi sprawami. Nie wiem co prawda, kiedy będę sprawdzać prace, ale akurat ten problem lubi rozwiązywać się sam.

Po powrocie do domu staram się wypić kubek herbaty, zamówiłam też świeczki zapachowe. Brak mi zapachów ostatnio, może porzucę mydła Ahavy na rzecz moich ulubionych, włoskich.

Po kilku dniach przeżytych o zupie, kanapce lub jakiejś kombinacji obu doszłam do wniosku, że brak obiadów wywołuje we mnie głęboki smutek. Wróciłam do roślinnych lunchboxów, będę testować batch cooking i nowe, szybkie przepisy - dam znać, co się u nas sprawdziło, a jeśli macie jakieś patenty, piszcie.

Stopniowo wracam do długich spacerów po urazie stopy z zeszłego tygodnia.

Znów zaczęłam czytać córce wieczorem, bo doszłam do wniosku, że to ostatni moment. Wczoraj popłakałyśmy się przy zakończeniu "Chatki Puchatka", jutro zaczynamy "Mary Poppins" - lubi filmy, ale jakoś do tej pory nie 'kupiła' powieści Travers. (Co Wam najlepiej sprawdzało się do czytania na głos?)

Maciejka, którą zasiałam w skrzynkach na balkonie po powrocie w wakacji, już kwitnie. 

Przyzwyczaję się do jesieni, jak co roku.


Zdjęcie tytułowe: Marissa Price, Unsplash.

Komentarze

  1. Robię i zamrażam często "bazy". Pokrojone w kostkę mieso (np. z udźca indyka, wieprzowa łopatkę) obsmażam krótko na dużym ogniu, a potem podlewam wodą i duszę do miękkości. Nie przyprawiam - wtedy mięso po rozmrożeniu nie powinno być suche i twarde. Studzę i zamrażam. Potem można zrobić z tego sos do kaszy lub ziemniaków, zrobić gulasz dodając warzywa, wrzucić do kapusty na bigos. Druga baza to podsmażona i uduszona do miekkosci cebula, starta marchew i pietruszka, ew. posiekany seler naciowy. Taka bazę doprawiam przed zamrożeniem. Nadaje się jako baza do zup jarzynowych, sosów różnego rodzaju, można przełożyć nią rybę, dodac do makaronu i posypać serem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przerabiam" teraz książkę kucharską opartą na koncepcji "baz" (Kuchnia dla zabieganych), ale a) większość dań nie wpisuje się w nasze domowe gusta, b) same bazy są średnie - wypróbuję to, co sugerujesz, dziękuję!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty