Zima, czas odnowy

W 2016 roku, kiedy moja córka miała cztery lata, poczułam, że wreszcie muszę wygrzebać się z kolein, w jakie wtrąciło mnie macierzyństwo. Nie śmiejcie się, ale narzędziem, które mi wtedy pomogło, była "Droga artysty" Julii Cameron, książka, która nie zmieniła mnie, nagle, w bardzo twórczą osobę, ale pomogła mi - i takie jest doświadczenie wielu czytelników - odzyskać poczucie kontroli nad swoim życiem. Dzięki niej dałam sobie pozwolenie na to, by przez trzy miesiące (program obejmuje dwanaście tygodni) zastanowić się nad tym, w jakim jestem miejscu, co mogłoby sprawić mi przyjemność, co mogłabym zmienić; zaplanować konkretne ruchy, a potem zacząć je realizować. Bez tego ten blog by nie powstał.

Od jakiegoś czasu czuję, że to, do czego wtedy się dokopałam, przestało mi służyć. Mam więcej energii, moje dziecko podrosło, mój stosunek do pracy uległ zmianie, jestem w innym miejscu. Kupiłam więc nowy egzemplarz książki (poprzedni oddałam do biblioteki), i zaczęłam swoje artystyczne rekolekcje. Zapisałam się na kursy pisarskie, lekcję improv, koncert mis i gongów. Zaczęłam chodzić do pracy w dżinsach, kupiłam kolorowe skarpetki. Chodzę po świecie i szukam rzeczy, które chcę zrobić. Zastanawiam się, jak pogodzić bycie sobą (nie do końca prosta rzecz) z byciem żoną i matką (wiadomo); jak adaptować proste scenariusze czasów dorastania do czasów influencerstwa, dostarczania contentu, niskich stawek za tłumaczenia i jeszcze niższych za pisanie; wreszcie - co zrobić z historiami, czasami bardzo trudnymi, które po drodze powierzyli mi ludzie ("Kiedyś napiszesz książkę, więc...").

"Moje" dwanaście tygodni kończy się piątego lutego. Do tego czasu raczej mnie tu nie będzie, choć może, jeśli jakieś przemyślenia bardzo mnie będą atakować, coś się tu pojawi. Jeśli chcecie wiedzieć, co u mnie, sięgnijcie po książkę Cameron i przejdźcie tę drogę razem ze mną - wydaje mi się, że zima to dobry czas, żeby zadbać o siebie w miejscach, o których zdążyłyście zapomnieć, które mogły zwiędnąć na początku dorosłości.

W internecie jest mnóstwo materiałów o "Drodze artysty", która od czasu publikacji w 1992 roku wyrobiła sobie, zasłużenie, opinię książki kultowej. Ja dziś odsłuchałam materiał poniżej, może Was zachęci (nota bene, Elizabeth Gilbert sprawiła na mnie wrażenie bardzo sympatycznej osoby; tu znajdziecie jej TED talk, w którym mówi o twórczym geniuszu, i dlaczego przed Renesansem artystom było łatwiej:-)

Serdecznie Was pozdrawiam i do przeczytania; w razie czego dajcie znać, co robicie, lub - jeśli udało mi się Was zachęcić - jakie są Wasze wrażenia z kursu.

Zdjęcie tytułowe: Jessica Delp, Unsplash.

Komentarze

  1. Zabawne, bo niedawno zabrałam się pełna entuzjazmu za "Drogę..." po długich podchodach (miesiącami czekała zaciągnięta na czytnik) i poddałam po równo dwóch tygodniach, kiedy wszystko wokół zaczęło mi się sypać. Uznałam, ze to bez sensu, bo nie mam sił ani myśleć ani wstawać przed świtem, a może właśnie powinnam... Teraz czytam tu i dalej się zastanawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja oszukuję i piszę po południu. Właśnie o to chodzi, że się sypie, trzeba to robić, bo się sypie...

      Usuń
  2. Czyli traktując ten wpis jak zrządzenie losu po tej odpowiedzi też powinnam do tego wrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj, zobaczysz, co będzie po drugiej stronie:-) w razie czego możesz do mnie napisać na instagramie i zrobimy sobie grupę wsparcia.

      Usuń
  3. Powodzenia :) Nie dołączę bo niestety brak mi i sił i czasu i jakichkolwiek zasobów w ogóle. Ale po nowym roku... Po nowym roku kto wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie Cię rozumiem - przecież sama nie byłam w stanie zrobić podejścia do tej książki, dopóki moja córka nie miała czterech i pół roku.

      Moje wrażenia z obecnej lektury są, powiem ci, przedziwne: to jak wprowadzanie do rodziny nowej osoby i stopniowe zastępowania swoich zwyczajów jej zwyczajami, żeby znów było nas troje, w tym ona, nowa.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty