Odrobina nieprawdy, odrobina wolności

Niedawno przeczytałam Diary of a Void, nietłumaczoną na polski książkę japońskiej autorki Emi Yagi; jej bohaterka, znużona faktem, że prócz formalnie przypisanych jej obowiązków zawodowych musi pełnić funkcję 'gospodyni' biura (ładzić, parzyć kawę, zmywać, odpowiadać na korespondencję, roznosić słodycze...), pewnego dnia mówi kolegom, że nie może czegoś zrobić, bo jest w ciąży. 

Symulowana ciąża staje się nie tylko pretekstem do zwolnienia się z niechcianych obowiązków, ale przede wszystkim pozwala bohaterce odzyskać czas (wychodzi z pracy o czasie, potem idzie na zwolnienie) i motywuje do zadbania o siebie: wyleczenia zębów (bo to konieczne przed porodem), zmiany diety, zapisania się na gimnastykę dla ciężarnych. Nie powiem Wam, jakimi sposobami i jak długo udaje się jej wszystkich utrzymać w tym przekonaniu, ale najbardziej uderzyło mnie to, że w pewnym momencie bohaterka sama zaczyna wierzyć w swoje kłamstwo. Niedługo przed datą rozwiązania, myśli:

"Nawet jeśli to kłamstwo, to miejsce, które jest moim własnym miejscem. Dlatego je sobie zostawię. To nie musi być wielkie kłamstwo - wystarczy, że będzie dość duże dla jednej osoby. I jeśli uda mi się zachować to kłamstwo w sercu, jeśli będę je sobie powtarzać, może mnie gdzieś zaprowadzi. W inne miejsce, odmienne miejsce. Jeśli mi się uda, może sama trochę się zmienię, a może trochę zmieni się świat."

Tak więc: gdybyś miała sobie i światu coś wmówić, żeby się wyzwolić i osiągnąć swoje cele, co by to było?

***

Myślę o kobietach, które powiększały swój margines wolności za pomocą kłamstewek, kłamstewek, w które z czasem same zaczynały wierzyć.

O dobrze urodzonych paniach czasu średniowiecza, które uciekały w religijność przed seksualną natarczywością niekochanych mężów, dzisiejszych celebrytkach zakładających czasem mocno dęte firmy, i kobietach wpadających w spiralę kursów zawodowych i personalnych.

O kobietach podających się za arystokratki czy nawet pretendentki do korony, i dzisiejszych fałszywych dziedziczkach fałszywych fortun.

O dziewczętach i kobietach, które uwierzyły w to, że mają religijne wizje, i wszystkich kobietach, które niegdyś praktykowały magię, a dziś podróżują do miejsc mocy i stawiają tarota.

O kobietach z mieszczańskich rodzin, którym skutecznie udało się przekonać swoje otoczenie, że wymagają specjalnego traktowania ze względu na 'artystyczny temperament'. O patronkach sztuki, estetkach, instagramerkach, influencerkach. O odbiorczyniach tych ostatnich, które starają się "romantyzować rzeczywistość".

O hipochondrycznych matkach, cierpiących na globusa żonach.

O tym, co napisał Camus; że każdy akt buntu jest wyrazem tęsknoty za niewinnością i odwołaniem do istoty bytu.


Zdjęcie tytułowe: Zeke Whiteout, Unsplash.

Komentarze

  1. Ostatnio w którymś z podcastów Andrzeja Tucholskiego usłyszałam, że jeżeli ktoś nie potrafi lub nie może wprost powiedzieć, czego chce, nie chce, oczekuje, to znajdzie inny sposób, żeby do swojego celu dotrzeć. I tą drogą najczęściej będzie kłamstwo albo manipulacja. Teraz trafiłam u Ciebie na ten wpis, zwłaszcza, że z bohaterką pierwszej części jakoś się identyfikuję. Sama zmagałam się (i nadal zmagam) z chorowaniem psychosomatycznym - prawo do odpoczynku daje dopiero choroba. Stąd regularne migreny, stąd wieczne przeziębienia, złe samopoczucie, bezsenności... Zmierzam do tego, że próbując się bronić czasem sama robię sobie krzywdę, bardziej lub mniej świadomie. Bo nie umiem lub nie mogę powiedzieć o swoich potrzebach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam, rozumiem - od dzieciństwa do teraz zaliczyłam ciąg problemów z odpornością czy wręcz chorób autoimmunologicznych, a mimo sensownego trybu życia mam problemy ze snem i solpadeine w każdej torebce:-) Ja lata temu zracjonalizowałam sobie wszystko, poszłam w dobrą organizację czasu i produktywność, de facto odkładając życie na potem. W rezultacie ostatnio oznajmiłam mężowi, że kiedy owdowieję, wymieniam meble i wybieram się w długą podróż... od razu powiedział, że czas planować wakacje. Mój plan na najbliższy rok jest taki, żeby zacząć słuchać swoich potrzeb, zwłaszcza tych "nieracjonalnych", i bronić ich - szczególnie przed sobą samą.

      Diary of a Void, jeśli trafisz, polecam- jest krótkie i mówi to, co już wiemy, ale tak, że przekaz skutecznie wwierca się w czytelnika.

      Usuń
  2. To zdaje się Graff pisała, że w naszej kulturze kobieta nie może powiedzieć, że czegoś nie zrobi. Może natomiast westchnąć: "ach, jaka jestem zmęczona". Pamiętam, jak mając kilkanaście lat doznałam nagłego olśnienia dlaczego tyle kobiet składało kiedyś śluby czystości. Kompletnie mnie wtedy zmroziło. Pamiętam też, jak chyba siostra Małgorzata Borkowska mówiła, że jedną z rzeczy, które pociągały ją w życiu zakonnym było to, że w klasztorze nie będzie w strefie wpływów żadnego człowieka. Wolność można znaleźć w nieoczekiwanych miejscach.

    Nie wiem, co wmówiłabym światu. Może tylko, że lekarz zalecił mi 8 godzin snu na dobę? Jestem chyba zbyt prostolinijna na piętrowe manipulacje. Choć to pewnie zależy od stawki bo jestem równocześnie przekonana, że w razie absolutnej konieczności byłabym w stanie wmówić otoczeniu niejedna bajkę.

    A już bardziej humorystycznie - jestem nieuleczalną fanką Musierowicz i odświeżam sobie Szóstką Klepkę, która została właśnie wydana jako audiobook. Jest tam świetny motyw ucieczki i walki o siebie (który oczywiście przeoczyłam czytając Jeżycjadę jako nastolatka).

    Obecnie pracuję równolegle zajmując się dzieckiem i domem (mamy nianię, ale tylko na kilka godzin) i mam wrażenie życia w dwóch wymiarach na raz. W ramach dbania o siebie zapragnęłam udać się na analizę kolorystyczną, ale cena takowej zwaliła mnie z nóg. Za dwukrotność tej ceny można zrobić kurs i zostać dyplomowaną kolorystką, co niekiedy rozpaczliwie rozważam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że ta emocjonalna praca kobiet, której naturę przepięknie i przerażająco uchwyciła Dorothy Richardson, zaczyna się coraz wcześniej- wczoraj rozmawiałam z maturzystką, która powiedziała, że najbardziej drenuje ją... ogarnianie emocji jej chłopaka, który w każdej sytuacji uważa się za ofiarę okoliczności. Czasem śluby czystości wyglądają naprawdę bardzo atrakcyjnie.

      Usuń
    2. A propos kursu analizy kolorystycznej, wygląda to na błyskawiczny zwrot z inwestycji, ale pewnie nim nie jest.

      Usuń
    3. Ale myślisz, że teraz ta praca emocjonalna zaczyna się wcześniej niż kiedyś? Ja w wieku 18 lat miałam podobne ciągoty jak twoja maturzystka. Chciałam naprawiać i uszczęśliwiać. Dużo czasu minęło zanim zaczęłam zadawać sobie pytanie, czy rzeczywiście to ja odpowiadam za czyjś nastrój i nastawienie do życia. I nie było to nawet efektem terapii czy jakiejś edukacji psychologicznej tylko zwyczajnego braku czasu: dlaczego mam sobie jeszcze i to dokładać do i tak zbyt długiej listy zadań.

      Usuń
    4. Mogę sobie tylko wyobrazić reakcję moich rodziców, gdybym w tym wieku próbowała naprawiać kogokolwiek poza sobą i uszczęśliwiać kogokolwiek poza nimi.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty