Czy zasłużyłam

W zeszły piątek zaszczepiłam się na Covid i kupiłam jednoosobową wycieczkę do Paryża.

Dzień po szczepieniu czułam się marnie - pewnie wypadkowa ciśnienia i szczepionki - i kiedy zadzwonił do mnie kolega (artysta, mąż artystki, ojciec dwójki dzieci), wybudził mnie z drzemki.

I wreszcie, na wpół śpiąca, powiedziałam to na głos: wybrałam wycieczkę, raczej niż samodzielny wyjazd, pewnie tańszy, dlatego, że tego drugiego nie umiałabym zaplanować ze względu na poczucie winy. 

Musiałabym sama zdecydować, kiedy wyjeżdżam. Sama zdecydować, na jak długo. Sama zadecydować o  budżecie. Cały ten proces sprowadzałby się do serii pytań "czy zasłużyłam na". Na ile dni w Paryżu zasłużyłam. Na jaki budżet zasłużyłam. 

Kupno wycieczki konfrontuje mnie tylko z pragnieniem wyjazdu, a to jest dużo prostsze.

- Jestem facetem, a też nie wszystko potrafię sobie wytłumaczyć - westchnął kolega.

***

Zdjęcie tytułowe: Stijn te Strake, Unsplash.

Komentarze

  1. To mały krok dla człowieka, ale i całkiem pokaźny krok dla człowieka ;-)

    Właściwie jak to jest, że my, mocno już dorosłe kobiety, bynajmniej nie zniewolone przez otoczenie, zastanawiamy się, czy zasłużyłyśmy na samotny wyjazd, a kiedy już dojdziemy do wniosku, że może ewentualnie tak - mamy poczucie, że porywamy się na jakieś niezmiernie śmiałe przedsięwzięcie. Przecież dwadzieścia lat temu wyśmiałybyśmy takie podejście, bo wiedziałyśmy, że świat leży nam u stóp. Co się stało przez ten czas?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełznący patriarchat zapewne:-/ Ciężko jest powiedzieć "kobieta" i "wolność" w jednym zdaniu. Kobieta, która sama sobie przyznaje prawo do podejmowania decyzji o swoim życiu, tak swobodnie i w pełnym wymiarze? Bez wyższej konieczności, bez okoliczności łagodzących? Jeszcze do tego w związku, dzieciata? Nie znam.

      Ale cieszę się, że reagujecie ze zrozumieniem, bo puściłam ten wpis i nie wiedziałam, czy nie będzie szydery; najwyraźniej życie nas równo dogania, niestety.

      Usuń
    2. To pytanie (co sie stalo przez ten czas) mocno mnie ugodzilo. Mam 33 lata i doprawdy nie wiem, co stalo sie z ta dziewczyna, ktora bylam dziesiec lat temu. Coraz bardziej sklaniam sie, zeby poszukac odpowiedzi na terapii. Moze to cos da, kto wie. Czytam wlasnie ksiazke o Patriarchy Stress Disorder. Centralna teza stawiana przez autorke (psychologa z wieloletnim doswiadczeniem w psychoterapii kobiet) jest taka, ze wszystkie kobiety odziedziczyly i nosza w sobie traume, nawet jesli na poziomie indywidualnym nigdy zadnej traumy nie doswiadczyly. Bycie kobieta przez stulecia wiazalo sie po prostu z tak ogromna opresja, ze wciaz jest w nas ten epigenetyczny lek przed byciem zbyt wyzwolona. Choc w naszej kulturze nie grozi nam juz od lat spalenie na stosie ani ukamienowanie, to nasz mozg wciaz tak postrzega rozmiar zagrozenia. Nie wiem na ile ta teza jest poparta jakimikolwiek badaniami naukowymi, to raczej doswiadczenie autorki, ale rzecz jest zajmujaca.

      Usuń
    3. Książkę już badam. Kiedyś moja matka postawiła mojemu mężowi, w ramach wyrównywania rachunków krzywd, zarzut, że wyprał mi mózg przez pierwsze dziesięć lat związku i cztery macierzyństwa. Skłaniam się jednak lu twierdzeniu, że on był w tej zmianie raczej statystą, a główna rolę grały jakieś grubsze siły. Służba zdrowia. Edukacja. Inne matki. Non stop powtarzane twierdzenie, że na wszystko jest w życiu odpowiedni czas, i broń panie boże się nie wstrzelić.

      Usuń
  2. Czasem trzeba odgonić od siebie proces decyzyjny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coraz bardziej jestem fanką takich rozwiązań, tzn. nie tego, żeby nie robić nic, ale automatyzować, zamiast boksować się sama ze sobą o podstawy (i w rezultacie nic nie robić).

      Usuń
    2. Chyba rozumiem ten stan. Ja po gorących namowach koleżanek i zachętach męża zakupiłam ostatnio zawrotnie w moim mniemaniu kosztownego mopa myjącego i nie mogę uwierzyć jak ułatwiło mi to życie. Na co dzień mam opory przed takimi gadżetami ale bardzo się cieszę, że się przełamałam. Wychodzę z założenia, że zamiast wyrzucać sobie wydane "na siebie" pieniądze (przecież mogłam namęczyć się tradycyjnie) powinnam być wdzięczna, że mogłam sobie na to pozwolić. Zaczynałam jednak małymi kroczkami: najpierw kupiłam stalowe śniadaniówki i butelkę na wodę żeby odciążyć kręgosłup, zapisałam się do fizjoterapeuty, kupiłam kurs zamiast przekopywać się przez sterty książek...do Paryża jeszcze mi daleko ;)

      Usuń
    3. Lepiej tak, niż żeby ten wypasiony parowy mop miał Ci kupić mąż, jak było w przypadku mojej koleżanki;-) co do Paryża (nie konkretnie, raczej metaforycznie) , dotarło do mnie dość niedawno, że lepszego momentu w moim życiu, jeśli chodzino czas, siły, chęć, finanse, dysponowanie czasem... chyba już nie będzie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty