Podsumowanie Drogi Artysty (plus poradnik dla pisarzy Dorothei Brande)

Tworzenie nie zawsze jest celem. 

"Drogę artysty", czyli program radzenia sobie z blokadą twórczą autorstwa Julii Cameron, przerabiałam po raz drugi. Poprzednim razem dał mi szansę zastanowić się nad tym, jakie zmiany były mi potrzebne; zmęczona pracą, macierzyństwem, długą depresją maskowaną nie stałam się nagle dziko kreatywna, ale pociągnęło mnie w stronę retro, sukienek i starego kina. Dzięki temu na nowo odnalazłam przyjemność w życiu, między innymi zakładając tego bloga.

Tym razem nauczyłam się malować rzeczy, których nie podejrzewałabym, że umiem namalować, zarezerwowałam wycieczkę do Paryża, zaczęłam odkładać pieniądze na wyjazd do Japonii, przestałam czytać tak dużo, tym samy zwalniając mentalne zasoby (czytanie było rzeczą, która skutecznie mnie blokowała). Zaczęłam spędzać więcej czasu z córką i prowadzić fabularyzowany dziennik; dziś rano napisałam trzy akapity pierwszego opowiadania od czasu studiów.

Wytrwałość procentuje.

Gdzieś koło siódmego-ósmego tygodnia moja samodyscyplina osłabła. Rzadziej pisałam poranne strony, program jednego z tygodni powtórzyłam. Było ku temu kilka powodów. Po pierwsze, niespodziewanie odwołała mi się jedna z randek artystycznych, na którą się cieszyłam, co wybiło mnie z rytmu. Po drugie, zaczęłam regularnie malować. Po trzecie, zachorowałam. Po czwarte i najważniejsze, zaczęłam eksperymentować z nowymi sposobami funkcjonowania prywatnie i zawodowo (jestem przekonana, że to też było efektem programu Cameron).

Po tym półtora- czy dwutygodniowym kryzysie wróciłam jednak do programu, i bardzo się z tego cieszę. Tym razem klocki zaczęły mi się układać około 10. tygodnia, kiedy zaczęłam pisać dziennik (jeśli chcecie zacząć to robić jako ćwiczenie pisarskie, gorąco polecam to wideo), i przeczytałam książkę Dorothei Brande. W połączeniu z lekturą dziennika Anais Nin, w ciągu zaledwie kilku dni poczułam, że mogę pisać; codziennie, sprawnie, znajdując tematy.

Artyści kradną (czasem od lepszych od siebie). 

Przeglądając znajdującą się pod koniec książki Cameron sekcję poświęconą polecanym lekturom, zobaczyłam polski tytuł – "Będę pisarzem" Dorothei Brande, opatrzoną komentarzem "najlepszy poradnik o pisaniu, z jakim się zetknęłam". Wydana w 1934 książka Brande to klasyczny poradnik dla ludzi, którzy chcieliby zacząć pisać, a nie wiedzą jak. W odróżnieniu od innych, ten nie skupia się na technikach pisarskich czy stylu, ale na tym, jak zbudować i chronić swoje poczucie twórczej kompetencji. Tu znajdziecie streszczenie, jeśli wygląda ciekawie – wiecie, czego szukać.

Smutne jest jednak to, że kluczowy element programu Julii Cameron, czyli poranne strony, pochodzi właśnie z książki Brande, o czym Cameron nie wspomina ani słowem. Mnie lektura "Będę pisarzem" dała zaskakująco wiele, o czym dalej.

Daj sobie prawo do samodzielnych poszukiwań.

W którymś momencie zdałam sobie sprawę z tego, że niektóre z ćwiczeń (autorka zadaje nam co tydzień parę zadań do wykonania) wykonuję sama z siebie, bezwiednie. Kilkakrotnie powtórzył się następujący scenariusz: piszę poranne strony, ale zaniedbując zadania; pod koniec bądź w połowie tygodnia zaglądam skruszona do książki, zobaczyć, nad czym miałam się w danym tygodniu skupić... i okazywało się, że przemyślałam, opisałam, zrobiłam dokładnie to, co trzeba. I tak przez kilka tygodni z rzędu. Myślę, że to między innymi dlatego, że ten program jest w gruncie rzeczy ramą, którą wypełniamy tym, do czego tęsknimy, czego nam brak.

Uczciwość wobec siebie nie jest opcjonalna.

Dziś rano pisałam poranne strony, i przerywałam sama sobie  tu sprawdzić to, tam sprawdzić tamto, biblioteka, internet   i dotarło do mnie, że muszę być ze sobą szczera. Jak sportowiec. To jest coś, co dała mi Brande. Pisz naprawdę, dbaj o swoje samopoczucie naprawdę, dbaj o dobrą dietę i formę naprawdę, żeby móc pisać. Wykonuj ćwiczenia pisarskie naprawdę. 

Prócz tego Brande postuluje co dwu-lub trzymiesięczne audyty – jakie pory snu służą pisaniu? Jaka dieta służy pisaniu? Sport, inne formy dbania o siebie?

Podsumowanie.

Nawet jeśli nie jestem wobec "Drogi artysty" bezkrytyczna  ale nie każdemu musi przeszkadzać, że autorka zakłada, że wszyscy czytelnicy są emocjonalnie pokiereszowani złymi doświadczeniami związanymi z życiem twórczym, lub jedno z najważniejszych narzędzi kursu jest wzięte z dorobku już nieżyjącej autorki, bez jakiegokolwiek odniesienia się do tego faktu – ta książka działa. Ale zwłaszcza osobom myślącym o pisaniu, i/lub i nie lubiącym rozczulać się nad sobą, polecam "Będę pisarzem" Brande, książkę kompaktową i konkretną.


Jakie są Wasze ulubione książki o procesie twórczym? Ja (skupiając się na pisarstwie) zabieram się niebawem za "O czym mowię, kiedy mowię o bieganiu" Murakamiego, w kolejce czeka Saunders... A może polecacie jakieś filmy lub źródła online?


Zdjęcie tytułowe: Jr Korpa, Unsplash.

Komentarze

  1. Ja po pierwszym nieudanym podejściu jesienią postanowiłam spróbować z "Drogą Artysty" ponownie. Trochę boję się na ile starczy mi kreatywności w kwestii artystycznych randek z punktu widzenia człowieka mieszkającego na prowincji (zakładam więc, że nie muszą być samotne). Samo poranne pisanie idzie mi całkiem nieźle i o dziwo najbardziej jestem zorganizowana w dni, kiedy jestem najbardziej zajęta. W tym roku skusiłam się na "Ścieżkę prostej obfitości" i te krzepiące kilka stron co rano działa na mnie jak balsam, tam autorka też zaleca znaleźć dla siebie 2h w tygodniu na jakieś wyjście, więc zapewne to połączę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero na koniec stycznia dotarłam do tych poleceń, w lutym byłam już sprytniejsza i zaczęłam od lektury tych propozycji (Ścieżkę mam na czytniku więc ominęła mnie przyjemność pobieżnego przekartkowania całości, ale na tyle mi podeszła, że prędzej czy później zaopatrzę się w egzemplarz papierowy). Póki co wszechświat nie sprzyja, dzień przed zaplanowanym wyjściem psuje mi się samochód albo (znów) dopada mnie choróbsko... także, jeśli w końcu dotrę do końca będę zmuszona uczcić ten sukces w jakiś wymyślny sposób ;) Zaczęłam więc rozglądać się za domowymi odpowiednikami, ciągnie mnie po wielu latach do drutów (ceny wełnianych kardiganów mnie powalają) i budzi się we mnie potrzeba dekorowania domu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty