Vade retro
Mam - choć nie jest to oficjalnie potwierdzone, jeszcze - bardzo dziewiętnastowieczny układ nerwowy. Wystarczyło raptem trzy dni "normalnego" korzystania z internetu/ ekranów, żeby najcenniejsza dla mnie zdobycz urlopu, czyli nieprzerwany sen do siódmej-ósmej, odszedł w niepamięć.
Winię za to głównie syndrom encyklopedii (w moim domu rodzinnym wstawało się od śniadania, żeby sprawdzać wszystko w dwunastotomowej encyklopedii PWN z suplementem, do której moja matka napisała jedno z haseł; dziś wszystko, natychmiast, muszę sprawdzić w podręcznym komputerku). Drugim problemem jest dla mnie Instagram, zmieniony przez właścicieli i programistów w narzędzie, gdzie beneficjentem nie jest użytkownik, ale reklamodawca.
Poradziłam sobie z YouTube; sama nie pamiętam jak i kiedy, ale wyłączyłam historię oglądania, w związku z czym wyświetla mi się pusta strona i moje subskrypcje, których nie ma specjalnie dużo. Nad mailem jakoś panuję. Instagram to chaos, nad którym nie mogę zapanować. Coś konkretnego w moje życie wnoszą głównie dwa konta - Chimes at Midnight i Przerwa Weekendowa, lubię też rzadkie, ale ładne filmy Lily Holiday - reszta to przeważnie wizualny hałas.
I tak: na razie zacznę od tego, że:
polecajki na Instagramie będę publikować raz w tygodniu, w niedziele (w przyszłym tygodniu spodziewajcie się posta/postów po południu lub wieczorem);
nie będę informować Was na Instagramie o nowych wpisach na blogu;
począwszy od trzeciego września, planuję publikować nowe wpisy na blogu raz na tydzień, w niedzielę rano.
Dodam jeszcze, że to nie kaprys, ale część szerzej zakrojonego planu naprawczego dla mojego mózgu (więcej niebawem), na który jestem co prawda bardzo wkurzona, ale z którym nie wygram, i muszę zacząć grać na jego zasadach.
Zdjęcie tytułowe: Adam Wilson, Unsplash.
Komentarze
Prześlij komentarz