Gdyby Dorian Gray był kobietą. Markiza Luisa Casati (1881-1957)
Kiedy po pierwszej wojnie w użycie weszły paszporty, markiza Casati zmieniła w swoim datę urodzenia, a w miejsce fotografii wkleiła reprodukcję jednego ze swoich portretów.
Gdy tylko mogła, budowała kolekcję swoich portretów - klasycznych i abstrakcyjnych przedstawień, nawet rzeźb. Powstało ich około dwustu, a przetrwało około setki; mówi się, że markiza Casati jest najczęściej przedstawianą kobietą w historii sztuki po Marii i Kleopatrze. To dążenie było z pewnością jedną z głównych sił kierujących jej życiem, do tego stopnia, że większość jej (niewielu w zasadzie) kochanków to jej portreciści.
Była patronką sztuki - w pewnym momencie zamiast znanych malarzy, których portret mógł jej pomóc odnieść sukces towarzyski, zaczęła wybierać młodych, obiecujących, nawet kontrowersyjnych artystów. Spopularyzowała jednego z malarzy, umieszczając swój portret jego autorstwa na swoich kartkach świątecznych - tak, że jego nazwisko poznało wiele bogatych i wpływowych postaci Europy. Pomogła też wypromować Man Raya, który co prawda z początku uznał swoje fotografie markizy za nieudane, lecz po obróbce stały się czymś niezwykłym.
Man Ray, “Boska markiza”, 1922, kolekcja prywatna |
Pokrewieństwa z powieścią Wilde'a? Najważniejszemu i najsłynniejszemu ze swoich kochanków, pisarzowi Gabrielowi D'Annunziowi (włoskiemu odpowiednikowi Przybyszewskiego), ofiarowała swoją niewielką podobiznę z wosku; zależnie od temperatury ich relacji pisał jej, że laleczka się rozpuściła, lub obiecywał, że będzie jej zawsze strzegł.
Bardziej
niepokojące wydaje mi się jednak to, że jej córka, Cristina, w młodości
starała się we wszystkim naśladować matkę - nie tylko fizycznie i
poprzez ubiór, ale próbowała też, na ile pozwalał jej budżet, prowadzić podobne życie - zadając się z artystami i bogatą bohemą, a nawet trzymając węża w swym londyńskim mieszkaniu.
(Później była też jedną z kochanek Fridy Kahlo.) Markiza nie pojawiła
się na ślubie córki, bo akurat była pochłonięta przygotowaniami do
wystawnego przyjęcia.
Przepych
Jako ikona mody w kostiumie Léona Baksta, "Królowa światła", Paryż, 1922 r. |
Markiza Luisa Casati Stampa di Soncino, córka uszlachconego, świetnie prosperującego mediolańskiego
producenta tekstyliów, już jako nastolatka została, po przedwczesnej
śmierci obojga rodziców, jedną z dwóch najbogatszych kobiet we Włoszech
(drugą była jej siostra). Wcześnie wyszła za mąż, i fortunę ojca
postanowiła zamienić na życie pełne teatralności i przepychu. Bardzo
nieśmiała, zaczęła chować się za starannie skonstruowaną postacią, i
czuła się najlepiej, gdy jej życie
regulowały rytuały, a dystans zapewniała teatralność każdego aspektu życia.
Giovanni Boldini, Markiza Luisa Casati wśród pawich piór, 1913, Galleria Nazionale d’Arte Moderna |
Gdy Wenecja pogrążała się w biedzie, nie oszczędzającej nawet członków arystokracji, markiza Casati przywróciła miastu nieco dawnego splendoru i stymulowała ekonomię miasta (co powinno zilustrować skalę jej wydatków).
Nie będę pisać o jej szalonych przyjęciach, wydawanych głównie w Wenecji i potem, między pierwszą a drugą wojną, w Paryżu, ani jej słynnych przebraniach; możecie przeczytać o nich tu, lub obejrzeć poniższy króciutki film - z zastrzeżeniem, że użycie materiału filmowego jest mocno niedosłowne, a w wielu ujęciach występuje Leonor Fini.
Zwierzęta
Markiza uważała zwierzęta za niezbędne rekwizyty w swoim teatrze życia. W Wenecji znana była z tego, że poruszała się w towarzystwie otumanianego opiatami geparda; po jego śmierci zamówiła wypchaną czarną panterę z mechanizmem sprawiającym, że jej ogon się poruszał, oczy świeciły, a do tego zwierzę warczało, co straszyło gości.
Joseph- Paget Fredericks ( 1940) |
Często występowała z owiniętym wokół szyi czy ramienia wężem; trzymała też węże groźnych gatunków, jak boa dusiciela Anaksagorasa czy kobrę o imieniu Agamemnon.
Miniatura na porcelanie, autor nieznany, ok. 1920 r. |
Ważnym "żywym rekwizytem" podczas jej przyjęć były ptaki o farbowanych piórach, inspirowane powieściami D'Annunzia.
Związki i emocje
Nieśmiała, często bez wyczucia, znerwicowana (jej biografka, Judith Mackrell, podejrzewa, że miała autyzm), chowała się za starannie budowaną postacią demonicznej Markizy Casati - żyjącego dzieła sztuki o farbowanych na płomienistą rudość włosach, oczach powiększonych kohlem i długimi sztucznymi rzęsami, i zakropionych belladonną, by powiększyć źrenice (co sprawiało, że były niezmiernie wrażliwe na światło). Ubierała się u Poireta i Fortuny'ego i nosiła brylanty - dużo brylantów - za dnia; była tak teatralną i znaną postacią, że Diagilew poprosił ją kiedyś, by gościnnie wystąpiła z Ballet Russes, z czego jednak nie skorzystała.
Jej (była już wtedy) znajoma zauważyła, że Luisa rzucała się w nowe znajomości, związki, przyjaźnie z wampiryczną intensywnością, i gdy wyciągnęła z nich wszystko, co inspirujące, porzucała je - i ludzi - bez cienia żalu. Traktowała ludzi instrumentalnie: z trudem przychodziło jej nawiązywać bliskie relacje. Tę barierę udawało się czasem przełamać jej portrecistom, z których kilku było jej kochankami, co dowodzi tego, jak ważną i jak intymną sprawą było dla niej przedstawianie swojego "ja" poprzez sztukę.
Markiza Casati, Federico Beltrán Masses, 1920 |
Gdy coś nie szło zgodnie z jej planem, ogarniał ją niekontrolowany gniew. Chyba najbardziej nie na miejscu był atak furii 3 sierpnia 1914 roku, kiedy okazało się, że w Ritzu w Paryżu nie ma pracowników, którzy by się nią zajęli - tego dnia Francja przystąpiła do wojny z Niemcami. Jednak markiza Casati odebrała to przede wszystkim cios burzący jej dzieło sztuki - własne życie.
Można
to postrzegać jako skrajny egotyzm, lub jeden z częstych objawów
autyzmu (jak twierdzi biografka); w obu przypadkach Luisa Casati do tego
stopnia nie panowała nad własnymi emocjami, że de facto często bywała ich ofiarą (jej nastroje i osądy stały się jeszcze bardziej nieprzewidywalne, gdy markiza zaczęła palić opium).
Nie pomagało to, że od młodości czuła się samotna, w najlepszym razie
oddalona od innych. "Być innym to być samotnym. Nie lubię tego, co
przeciętne, więc jestem samotna" - powiedziała kiedyś amerykańskiemu
dziennikarzowi.
Koniec
W przeciwieństwie do Doriana Graya markiza Casati nie umarła nagłą śmiercią.
Zabiło ją, na raty, własne nienasycenie: nie kontrolowała wydatków, była uzależniona od wydawania abstrakcyjnie wręcz kosztownych przyjęć, nowych ubrań i podróży. Między wojnami polubiła opium, absynt, wreszcie - kokainę, choć długo nie była uzależniona
W 1930 jej długi zaciągnięte we Francji i Włoszech wynosiły, w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze, około 30 milionów dolarów.
Na
przełomie 38 i 39 roku przeniosła się z paryskiej willi do
jednopokojowego mieszkanka w Londynie, gdzie żyła dzięki skromnemu
wsparciu finansowej córki i jednego z przyjaciół. Jednak nawet wtedy
starała się zachować choćby pozory dawnej persony i trzymać fason; w
czasie wojny używała do czernienia oczu pasty do butów.
Pod koniec życia uciekła w religię, tak jak autor "Na wspak", Joris Karl Huysmans. O Biblii powiedziała przyjacielowi: „Gdy ją dogłębnie przestudiować, zobaczysz, że na całym świecie nie ma bardziej interesującej powieści”.
W 1954 roku próbował ją sfotografować jeden z najsłynniejszych fotografów XX wieku, Cecil Beaton.
Cecil Beaton, Markiza Luisa Casati, 1954 rok. |
Zmarłą w 1957 roku markizę pochowano na cmentarzu Brompton. Na jej nagrobku wykuto cytat ze sztuki "Antoniusz i Kleopatra" Szekspira:
"Jej wiek nie zrobi zwiędłą, niezmierzona
jej zmienność nigdy nie utraci wdzięku
przez spowszednienie" (tłum. Władysław Tarnawski).
Źródło: Mackrell, Judith. Unfinished Palazzo: Life, Love and Art in Venice. Thames&Hudson, 2017.
Zdjęcie tytułowe: Augustus John, Marchesa Casati, 1919, Art Gallery of Ontario.
Komentarze
Prześlij komentarz