Dobry czas
Nie wiem, jak w Waszych rodzinach, ale w mojej to ja jestem tą osobą, dla której Święta nie są tym, czym się być wydają.
Pominąwszy grubsze powody - są, oczywiście, zawsze są - w tym roku uderzyła mnie pewna prawda o rodzinnych Świętach, której długo nie zauważałam ze względu na młody wiek, potem wiek córki, a później - pandemię. Mianowicie: często jako rodzice dzieci, czyichś wnucząt, znajdujemy się w sytuacji, kiedy to my mamy dostarczać radość, i to już. Tworzyć okazje do interakcji między dziadkami i wnuczętami, mimo przeszkód, jakie stanowi wiek (kiedy rodziła się moja córka, moi rodzice mieli 71 i 72 lata), brak cierpliwości czy systematycznie budowanej
relacji. Często jesteśmy przy tym zmęczeni, nie na swoim terenie, musimy się dostosowywać do czyichś zwyczajów i zakresu tolerancji. Czasem mamy do czynienia z ludźmi, którzy nie chcą lub nie umieją rozmawiać; czasem w dużym gronie, obciążonym historią zależności lub żalów, czasem klaustrofobicznym - my plus jeden rodzic, bądź dwoje. Nierzadko jest tak, że oczekuje się od nas ciągłej obecności w domu, z którego można wyjść do kościoła lub z wizytą do rodziny, ewentualnie na wspólny spacer.
W tym roku planowanie Świąt przyjęło więc dla mnie inny wymiar, niż kulinarny, czy dopełniania kolejnych tradycji tego czasu. (Wiem, że już na to za późno, ale dla ciekawych - mój grafik przygotowań znajdziecie tu i tu.) Chcę zaplanować dobry czas - taki, jakiego ostatnio wszyscy, chyba kalkując angielski, życzą sobie nawzajem. Nie ukrywam, że chcę dobrze przetrwać czas po tym, kiedy już całe jedzenie będzie przygotowane, a choinka ubrana.
Przygotowałam kilka filmów - sama najbardziej cieszę się na "Opowieść wigilijną Muppetów" z 1992 roku, podobno świetną; mam nadzieję, że mój tata da się namówić na "Kevina samego w domu", i będzie chichotał razem z wnuczką.
Wypożyczyłam też ładnie ilustrowaną "Opowieść wigilijną", żeby ją przeczytać z Młodą (jeszcze nie zna).
Wydrukowałam grę o festiwalach japońskich, o którą poprosiła, i pakuję zestawy do haftu krzyżykowego, bo córka chce się go nauczyć. Idealnie było, gdyby włączyła się któraś z babć, ale może przynajmniej na to z przyjemnością popatrzą.
Tradycyjnie trzeba będzie zaliczyć najlepsze szopki w obu miastach, gdzie jedziemy; może też uda się wyrwać za miasto, zobaczyć iluminację w pobliskim kurorcie i zajrzeć do kultowej kawiarni.
A potem wrócić do domu.
Będę musiała popracować, ale prócz tego chcę, byśmy obejrzeli dekoracje świetlne na Starym Mieście i placu Pięciu Rogów); chcemy wspólnie pójść na "Odbicia piękna", wystawę chińskiego malarstwa na szkle w Muzeum Azji i Pacyfiku, i wystawę fotografii Wojciecha Plewińskiego w DSH (człowieka, który miał na koncie ponad 500 zdjęć okładkowych "Przekroju", więc jest jakość!). W Etnograficznym są dwie ciekawe wystawy, na które można pójść z dzieckiem - "Dzieciństwo" i "Kwiaty polskie"; ta druga to skierowana bezpośrednio do dzieci, "pełna zagadek i tajemnic wędrówka przez polską obrzędowość tropem roślin kwitnących".
Odetchnąć. Obejrzeć "Holiday" i "Fanny i Alexander". Zamówić sushi na Sylwestra. Nic już nie musieć.
Wszystkiego dobrego, Dziewczyny.
Z djęcie tytułowe: Phillip Goldsberry, Unsplash.
Komentarze
Prześlij komentarz