Recenzja szminki Maybelline SuperStay Matte Ink

Sama długo miałam ze szminką problem. Mam wyraziste usta i bardzo żywą mimikę, i miałam wrażenie, że jeśli maluję usta, nikt nie patrzy mi w oczy. Dodajcie do tego to, że nieustająco coś jem (moim duchowym zwierzęciem jest Brad Pitt w Ocean’s Eleven) i wciąż dotykam twarzy, i już wiecie, dlaczego szminka i ja raczej się nie dogadujemy. Jednak w ramach wychodzenia ze strefy komfortu stwierdziłam, ze spróbuję ją włączyć do makijażu, zwłaszcza, gdy na kanale The Pinup Companion usłyszałam o szmince, która nie schodzi.

Matte Ink jest bardzo słabo dostępna w Polsce - widziałam tylko losowe, choć przynajmniej niedrogie, odcienie w drogeriach internetowych i na Allegro. Rachel z The Pinup Companion używa odcienia Pioneer, który udało mi się zdobyć - to ładna czerwień podbita niebieskimi tonami, trochę głębsza niż odcień "Royal Red" widoczny w reklamie poniżej:
# makeupgoals
Drugim kolorem, który kupiłam z myślą o wyjściu, na który chciałam zrobić makijaż w stylu lat trzydziestych, był Voyager, zbliżony do odcienia mlecznej czekolady. 

Kolory

Jeśli kliknęłyście na odnośniki, już wiecie: odcienie Matte Ink są bardzo mocno napigmentowane i bardzo umowne. To nie jest szminka do lekkiego maźnięcia się po ustach, tylko kosmetyk, przy pomocy którego można radykalnie odmienić ich linię; kolory są przerysowane, kreskówkowe. Najłagodniejszym odcieniem, najbardziej chyba pasującym do typowego polskiego typu urody, jest zgaszony Lover

Nakładanie


Matte Ink jest mało "wybaczająca" i wymaga pewnej ręki. Trzeba zacząć aplikację od zarysowania łuku Kupidyna, a potem połączyć go z kącikami ust - mnie bardzo pomógł ten film:



Lifehack: Przy odpowiednim dobraniu konturówki wystarczy obrysować usta (z wyraźnym zarysowaniem łuku kupidyna), pomalować dolną wargę i "odbić" ją na górnej - to sztuczka naprawdę z gatunku życie zmieniających.



Jak się nosi?


Jest dość gumowata w dotyku, ale nie wysusza ust.

Faktycznie znosi wszystko - trzeba tylko raz na jakiś czas zerknąć na twarz, czy się gdzieś nie przeniosła. W moim przypadku po jakichś dwóch godzinach zaczęła uciekać poza linię ust, czemu na szczęście zapobiega użycie konturówki. Do Pioneer dobrałam trwałą konturówkę L'Oreal Infaillible 205, odcień Apocalypse Red. 

Ewentualnych poprawek wymaga głównie wnętrze warg. Spokojnie można nałożyć drugą warstwę, choć doradzałabym spakowanie patyczków bawełnianych do ewentualnych korekt (to nie jest szminka, której chcecie dotykać palcami). Zmywam ją oliwką.

Inne uwagi:

  • Trzeba do niej "ubrać" twarz, chyba, że chcecie wyglądać jak Paz de la Huerta. Kolory z kolekcji podstawowej są bardzo nasycone i nie dla delikatniejszych typów urody. Update: w Polsce dostępna jest, kilka miesięcy po pierwszej publikacji tego wpisu, gama neutralnych szminek Matte Ink, Un-Nudes, po które zamierzam się wybrać do sklepu - sporo sobie obiecuję po odcieniu Ruler.
  • Naprawdę trzeba odczekać przed pocałunkami - to, że szminka nie zostawia śladów na dłoni, nie oznacza, że uczciwe pocałunki nie zostawią śladu na nikim innym.
  • Oprócz makijażu, ta szminka wymaga także... uśmiechu, a przynajmniej podniesienia kącików ust ku górze. Po jej użyciu usta stają się widoczną z daleka, mocno zdefiniowaną plamą koloru, i źle wyglądają z opadającymi w dół kącikami.
Podsumowując: na pewno nie będę jej nosić codziennie, bo jest dla mnie zdecydowanie za mocna do pracy, ale może się sprawdzi jako ośmielające stadium pośrednie na dni wolne i weekendy. Nosi się dobrze, ale nie chciałabym jej nakładać w pośpiechu.  Zdecydowanie czekam też na więcej odcieni i większą dostępność.

Pozdrawiam!

Komentarze

Popularne posty