Pozdrowienia z Żubrówki
- Wygląda jak plan kampanii - ostrożnie powiedział mój mąż, kiedy piątego dnia rodzinnych wakacji na Śląsku pokazałam mu na GoogleMaps mapkę miejsc do odwiedzenia, poleconych przez napotkanych tam pasjonatów. Trudno się z nim nie zgodzić: zwiedzanie Śląska to sport ekstremalny, w którym można do czegokolwiek dojść wyłącznie militarnym planowaniem i żelazną konsekwencją, a my, przyjeżdżający tam zaledwie na parę dni w roku, i to nie kazego roku, jesteśmy w tej dyscyplinie żałosnymi amatorami. Śląsk jest dla nas bardzo atrakcyjny ze względu na zróżnicowanie atrakcji (lubimy ludziom tłumaczyć, że każde z naszej trójki ma nieco inne zainteresowania, i tylko na Śląsku można je połączyć), ale też nostalgiczny urok - dla niektórych, a dla niektórych poczucie, że ta ziemia nie jest do końca nasza. Ja na Śląsku czuję się jeszcze inaczej - jak w miejscu nie do końca realnym, trochę jakby w Republice Żubrowki z "Grand Budapest Hotel", mającej być, według Wesa Andersona, zlepkiem krajów...