Gentlewoman w pracy. Automotywacja
Mój poziom energii uchodzi w pracy za co najmniej anegdotyczny. Jestem tą osobą, której zawsze się chce; kiedy byłam w zaawansowanej ciąży, dyrektor skonstatował, że zachowuję się, jakbym brała trochę mniej amfetaminy, niż zwykle. Dziś o tym, co sprawia, że od lat moja energia konfunduje ludzi dookoła, i jak dawać sobie radę, gdy za oknem dzieje się to, co teraz.
Wiem, co sprawia, że czuję się żałośnie, i unikam tego z całych sił
Rzeczy, które wysysają że mnie energię, to, w kolejności malejącej: praca wieczorami i w weekendy, brak snu i (ku memu zdziwieniu, bo jestem leniuchem) ruchu. Mogę pracować w wakacje, ale wyłącznie w regularnych godzinach pracy.
Muszę wymagać od siebie, bo wymagam od innych
Mam to szczęście, że wymagam w pracy od innych ludzi – i to nie tylko dzieciaków, ale także członków mojego zespołu. Nigdy nie żądam od nikogo czegoś, czego sama bym nie zrobiła, i myślę, że to, że wymagam wyłącznie rzeczy, które są dla mnie czymś oczywistym, jest odczuwalne, i bardzo zmienia relacje z otoczeniem.
Mam w tym wprawę
Czytając „Londyn NW” trafiłam na następujący fragment, w którym jedna z bohaterek, prawniczka pochodząca z ubogiej imigranckiej biednej dzielnicy, myśli o swoim dzieciństwie i tym, jak się przełożyło na jej stosunek do pracy:
„W końcu była silna! Nawet względna słabość w Caldwell przekładała się na imponującą siłę w świecie. Świat poza Caldwell wymagał od człowieka o wiele mniej i był prościej zbudowany.” (str. 263)
Znam to, pomyślałam. Wywodzę się z zupełnie innego miejsca i z zupełnie innej rodziny, ale spełnianie oczekiwań moich rodziców było pracą na pełen etat. W rezultacie spełnianie w miarę rozsądnych wymagań pracodawcy wydaje mi się banalnie proste.
Czasami udaję
Zdarza mi się stosować zasadę „fake it till you make it” – tak na poziomie wspierania się ubiorem (pisałam już o tym, że traktuję ubranie jak egzoszkielet, świadomie wykorzystując efekt aury), jak i na poziomie zmuszania się do aktywności. Kiedy jest mi ciężko, staram się rzucać z jednej rzeczy prosto w drugą, bez przystanków na myślenie, albo zrobić coś, co jest dla kogoś szczególnie ważne i rozwiązuje jakiś realny problem.
W przypadku dużych, ambitnych, prywatnych projektów i planów niektórym pomaga poczynienie publicznego zobowiązania – trudniej im się z niego wtedy wycofać.
Mam swój poranny rytuał
Najbardziej lubię przygotowywać się do wyjścia do pracy, kiedy jestem sama w domu, a przynajmniej ubierać się w osobnym pomieszczeniu.
Nie sprawdzam poczty, dopóki nie jestem na to gotowa – dobre przyzwyczajenie z czasów, kiedy miałam mobbującą szefową. Nie mam Facebooka, ale filtruję bodźce; ostatnio poprosiłam koleżankę, żeby nie przysyłała mi MMS-ów z demotywatorami przed i w trakcie pracy. Po pracy, czemu nie:
Staram się w miarę regularnie robić rzeczy, których nie lubię
O wiele łatwiej jest mi zmusić się do zrobienia czegoś, czego nie lubię, niż rezygnacji z czegoś, co lubię za bardzo, a co mi nie służy. Szczęśliwie większość ludzi czuje niechęć do tych samych rzeczy, i bardzo łatwo wyrobić sobie reputację twardziela, robiąc w publiczny sposób i bez widocznego obrzydzenia to, do czego inni podchodzą jak do jeża.
Dwie metody, które stosuję, to technika Pomodoro (skupianie się na czynności przez 25 minut, potem 5-minutowa przerwa) i robienie jednocześnie bądź kolejno tych rzeczy, na które nie mam ochoty (bo niby czemu ma być niefajnie więcej niż raz).
Dbam o siebie od środka
Jem dużo białka, w tym nabiału (jest źródłem tryptofanu, z którego nasze ciało produkuje serotoninę) i bardzo mi ono służy. Kiedy jem poza domem, zawsze zamawiam rybę. Staram się mieć w lodówce łososia. Od kilku lat po zmianie czasu na zimowy kupuję witaminę D3 (lek, nie suplement) i staram się jeść więcej indyka (zawiera tryptofan).
Unikam sztucznych pobudzaczy: więcej niż jednej kawy dziennie (kiedyś piłam pięć), i światła monitora przed snem i z samego rana. Jeśli muszę pracować wieczorem, używam f.lux, darmowego programu zmieniającego odcień ekranu na cieplejszy zależnie od godziny, o której wstajemy.
Pamiętam o tym, że mam oferować ludziom jakość – ale na własnych warunkach
Jakiś czas temu trafiłam na tę grafikę (pochodzącą ze strony whowhatwear.com):
Pomyślałam: jeśli wymienić „personal style” i „dresses in colour” na kompetencje istotne w mojej pracy, nie jest źle. Wiem, że mam dostarczać jakość, i to na kilku poziomach, i sporo satysfakcji sprawia mi to, że ze wszystkich poziomów otrzymuję bardzo pozytywne informacje zwrotne. Lubię czuć się produktem (i pracownikiem) luksusowym.
Czy pracujecie w zmotywowanym zespole? Jak dbacie o motywację i poziom energii, gdy za oknem wisi szara mgła?
***
Jeśli myślisz, że ten wpis może się komuś przydać, będę wdzięczna, jeśli podzielisz się nim na Facebooku – sharing is caring :-) Dziękuję!
Źródło: Smith, Zadie. „Londyn NW”. Tłum. Jerzy Kozłowski. Wydawnictwo Znak, Kraków 2014.
Zdjęcie tytułowe: „Fearless Girl”, rzeźba autorstwa Kristen Visbal, symbolizująca walkę kobiet o większą obecność na wysokich stanowiskach, przed budynkiem nowojorskiej giełdy. Źródło: Twitter @NYCMayorsOffice, 11 grudnia 2018.
Komentarze
Prześlij komentarz