Cyfrowy detoks w pracy

Rok temu nie uwierzyłabym, że pozwolę się tak zapędzić, ale jedyne, o czym teraz marzę, to żeby nie dzwoniono do mnie od ósmej trzydzieści we wtorek (w poniedziałek jeszcze były Święta) do dwudziestej w piątek. Dodam, że zawdzięczam tę przyjemność dyrekcji i kolegom uczniom telefonu nie podaję. (Zdarzały się też telefony z prośbą o pomoc czy wyjaśnienia w niedzielę rano, bo ktoś się przestraszył, ktoś inny czegoś zapomniał.)

Coraz normalniejsze jest  też oczekiwanie, że będę odbierać telefony administracyjne podczas zajęć, ewentualnie w przerwach (czyt. brak możliwości odpoczynku, zebrania myśli, czy pójścia do toalety), lub np. że rozpocznę egzamin online, równolegle prowadząc zajęcia; egzaminu będzie co prawda pilnował ktoś inny, ale za to będzie podczas lekcji męczył mnie pytaniami i oczekiwał rozwiązywania problemów.

Ciekawe jest to, że po pierwszym cywilizacyjnym szoku dyskusja o wpływie covida na pracę, na to, co teraz oznacza profesjonalizm, na to, jak się uchronić przed skutkami nieustającej dostępności, zniknęła z mediów; podobnie jak temat BHP, w obliczu konieczności pracy zdalnej zamieciony pod dywan w oczekiwaniu na lepsze czasy.

W przypadku nauczycieli zdalne nauczanie przekłada się często na fatalną komunikację (dowiadujemy się kluczowych rzeczy od innych nauczycieli, którzy dowiadują się ich od uczniów...), rosnące wymagania ze strony dyrekcji (w tym empatii, zrozumienia i rozgrzeszania wszystkich, bez względu na okoliczności czy koszt dla nas), mieszane komunikaty odnośnie do granic praca-czas wolny.

Od dziś przestaję odbierać telefon w trakcie zajęć. W szkole i tak nigdy tego nie robiłam, a teraz funkcjonuję między laptopem a telefonem, co fatalnie działa na moją koncentrację. Ustawiłam tryb „nie przeszkadzać” na konkretne godziny i dni pracy.

Ustawiłam filtr na stresujące wiadomości, które wpadają do osobnego folderu, i którymi zajmuję się na początku i ewentualnie pod koniec dnia pracy, przed i po zajęciach, żeby się nie rozpraszać. 

Utrudnię sobie dostęp do telefonu; włożę go do futerału, futerał odłożę na półkę lub do szuflady (ale nie biurka). 

Wypalę trajkotanie z głowy na intensywnym spacerze. Parę dni temu umówiliśmy się z mężem, że co drugi dzień (wolne od wieczornego dyżuru przy Młodej) będziemy wychodzić – on na nordic walking, ja na długi marsz, trampolinę i siłownię. Anders Hansen, autor książki „Wyloguj swój mózg”, twierdzi, że fizyczne zmęczenie jest zbawcze dla naszego systemu nerwowego, wystawionego na ciągłe działanie elektronicznych bodźców. Faktycznie, wieczorny spacer to niesamowicie wyciszające doświadczenie; świat wygląda jak z innej bajki, jest pusto, można wreszcie pobyć ze sobą, a zmęczenie płynące z ciała, a nie z głowy, jest źródłem przyjemności. Zastanawiamy się, czemu tak długo późno na to wpadliśmy.

Nie będę w tym uczestniczyć. Nie będę sama dzwonić do kolegów podczas zajęć, rano, wieczorem, w weekend.

Jak w Waszej pracy przesuwają się granice w związku z pracą zdalną? Jak szukacie równowagi, która pozwoli Wam „robić swoje”?

P.S. Spójrzcie na Arte, może być fajnie.

Zdjęcie tytułowe: Good Faces, Unsplash.

Komentarze

Popularne posty