Kwestia priorytetów, czyli o wnętrzach raz jeszcze

Jednym z tematów, które przewinęły się w poprzednim wpisie, była kwestia zasobów pieniędzy, czasu, talentu, przestrzeni mogących nas ograniczać przy urządzaniu mieszkania. Wychodzę jednak z założenia, że od czasów znalezienia przez naszych praprzodków w miarę przytulnej jaskini ograniczenia stanowią nieodłączną część urządzania wnętrz mieszkalnych. Wypieszczone, ozdobione etnicznymi dodatkami mieszkania bobosów, podlinkowane w poprzednim wpisie, wyglądały tak m.in. dlatego, że paryskie mieszkania bo to we Francji ten trend powstał i się rozwinął są notorycznie malutkie, a i do byłych francuskich kolonii (dla wygody wymienię tylko te w Afryce Północnej: Algierię, Tunezję, Maroko) jest stamtąd bardzo blisko. 

Do tego tam, gdzie nie ograniczają nas czynniki obiektywne, możemy ograniczać się sami – w grę mogą wchodzić nasze poglądy etyczno-polityczno-ekonomiczne, określające, jakie materiały i zasoby chcemy mieć w domu, ile uważamy za stosowne wydać na przedmioty, którymi się otaczamy, czy jak długo z nich korzystać. (Przykłady? Prócz różnic w podejściu do plastiku czy drewna egzotycznego, jestem w stanie wyobrazić sobie osobę uważającą np. styl kolonialny za nie tylko pretensjonalny, ale też głęboko nie na miejscu w XXI wieku.)

Cokolwiek nie wchodziłoby w grę, możemy za Marjorie Hillis, autorką poradnika Orchids on Your Budget (1937) powtórzyć, że różnica między arystokratką a mieszczką jest tak samo widoczna w ich doborze papierowych serwetek, jak haftowanych obrusów, i (w większości przypadków) osiągnąć to, czego chcemy od domu, takimi środkami, jakie mamy do dyspozycji. Jedno zastrzeżenie: w Nowym Jorku lat 30. rynek nieruchomości był najwyraźniej sensowniejszy niż teraz, bo podstawową radą Hillis jest poszukać nowego mieszkania – zależnie od naszych bolączek większego, ale w mniej prestiżowej okolicy, czy odwrotnie, lepiej położonego, ale mniejszego, lub, dla zdeterminowanych – domku pod miastem.

Cytaty pochodzą z wznowienia Orchids on Your Budget, wydanego w Wielkiej Brytanii przez Virago Press w 2009 roku; tłumaczenie moje.

***

„Ważne jest (…) podjęcie decyzji o tym, czego od mieszkania wymagasz, zgodnie z Twoimi upodobaniami i temperamentem. Nie kieruj się oklepanymi zasadami. Nic Cię nie uszczęśliwi czy unieszczęśliwi tak, jak miejsce, w którym mieszkasz, i zależy to tylko od Ciebie. Znamy kobietę, której lista priorytetów brzmiała: „widok, słońce, szyk, radość”. Może i wygląda to niemądrze, pomyślała, ale zawiera wszystko, co najważniejsze – dla niej. Szkopuł w tym, że chciała wszystkich czterech rzeczy naraz, i szukała tak długo, póki nie znalazła słonecznego mieszkania w Nowym Jorku w swoim budżecie, z jednym końcem małego salonu złożonym w całości z okien wychodzących na East River i o układzie, któremu można było dodać radości i szyku za pomocą luster i odrobiny farby.

Moja lista, w przybliżeniu, to „komfort, harmonia, cisza” – lub, pożyczając frazę od Baudelaire'a, ład, piękno i spokój; jak dziewczyna ze zdjęcia powyżej, mogłabym mieć do dyspozycji naturalne światło, ładne okna, podłogę i wygodne fotele, i już uważałabym mieszkanie za piękne i na wpół umeblowane. (W jednym z mieszkań miałam zresztą parkiet, wysoki sufit dający poczucie przestrzeni, piękne stare okna o smukłych ramach, i wygodną kanapę z dobrym światłem do czytania – co równoważyło z nawiązką różne jego wady.)

„Panna Y. spędziła młodość w posiadłości na wsi, a gdy okoliczności zmusiły ją szukania pracy w mieście, ciężko zniosła pierwszy rok. Uznała, że najtrudniej było się jej pogodzić z utratą ogrodu, który kochała i gdzie spędzała dużo czasu.(…) Mając to na uwadze, zaczęła szukać mieszkania, aż wreszcie znalazła kawalerkę, która jej odpowiadała, była niezbyt droga, i której okna balkonowe wychodziły na mały blaszany dach.(...)

Nie umiemy powiedzieć, jakimi środkami panna Y. osiągnęła swój cel, ale w końcu blaszany dach rozkwitł jak oaza, a nawet świetlik wyrastający pośrodku zniknął pod masą bluszczu. Ponieważ na dachu mieszczą się tylko dwa krzesła, a w księżycową noc zyskuje on romantyczny urok, sądzimy, że inwestycja panny Y. w dobrą ziemię i sadzonki może się okazać opłacalna.”

Na pewno nie podejmę się wyczarowania ogrodu na balkonie, ale w minionym tygodniu przeszłam po domu, wypatrując przedmiotów, którym należy się wymiana, i miejsc, którym należy się uwaga. Kolejne zastrzeżenie: oboje z mężem lubimy komfort, i choć nie obeszło się bez kompromisów, wykorzystaliśmy już wiele z dostępnych dla nas rozwiązań (podpowiedzi, jak stworzyć kojące otoczenie, znajdziecie tu i tu).

Z dala od (wizualnego) zgiełku

Przez pandemiczne robienie zakupów „na szybko” wkradło nam się do domu parę brzydkich, krzykliwych przedmiotów. Odbyłam ze sobą poważną rozmowę (lepiej używać ich, aż się rozpadną, czy wystawić koło zsypu i liczyć na to, że trafią na lokalny bazarek?), i wybrałam to drugie. Szukając lepszych zamienników, działam częściowo metodą shop my home, czyli redystrybucją tego, co już mam, a częściowo kupując nowe rzeczy; sądząc po tym, na czym zatrzymuje się moje oko, faktycznie trzeba mi spokoju.



Zaczęłam od konewki Medusa – pozwalam sobie na link bezpośrednio do sklepu, bo i tak to jedyne miejsce, które wyskakuje na Ceneo. Bardziej podobał mi się Max, ale miał mniejszą pojemność, a moja łąka w skrzynkach, jeszcze nie tak dawno podlewana spryskiwaczem, teraz z łatwością pochłania dwa litry wody. Kiedy zobaczyłam Medusę na żywo, wydała mi się nieco zbyt blada; zadziałała przestawiona w inne miejsce.

Wypatrzyłam też w internecie bambusową mydelniczkę, która powinna ogarnąć rozmiar moich mydeł (od lat jestem wierna Nesti Dante w dużych kostkach), i wybieram się po nią do IKEA.

Wizualny zgiełk obejmuje też, rzecz jasna, bałagan; uczę się odpuszczać domownikom, ale nadal zastanawiam się, jak usunąć to i owo z widoku – na przykład rosnącą wraz z moją córką kolekcję płynów, soli i galaretek do kąpieli. (Skończy się pewnie na nieśmiertelnym koszyku z trawy morskiej.)

Odświeżenie ścian i powierzchni

Rodzicielstwo znieczula człowieka na wiele rzeczy, między innymi na stan ścian. Niedługo przed pandemią wróciła mi jednak zdolność odczuwania dyskomfortu, i zaczęliśmy planować odświeżenie mieszkania.

Przewińmy o dwa lata do przodu: ceny usług remontowych w Warszawie mocno skoczyły, a jakość farb spadła, co oznacza dodatkowe nakłady. W rezultacie nie tylko ja z mężem, ale też moje lokatorki i brat, stwierdziliśmy, że malujemy mieszkania sami. Mam nadzieję, że nasze zwyrodnienia nam wybaczą;-)

Oprócz wątpliwej świeżości ścian i framug doskwiera mi też stan jednej z drewnianych powierzchni  w domu. Skoro już wrócił mi dar widzenia, postaram się doprowadzić ją do porządku papierem ściernym i lakierem łodziowym.

Luxe, calme et volupté

Gdybym miała wskazać centralny punkt naszego mieszkania, wybrałabym podłużny, niski stolik, stojący w dużym pokoju. Nawet gdybym chciała, nie utrzymalibyśmy na nim porządku dłużej, niż godzinę; leżą tam książki, okulary, zabawki córki, stoi karton chusteczek, często wazon z kwiatami, czasem misa owoców... Ten stolik dopełnia kanapę i fotel, na których wieczorem czytamy książki i strony internetowe.

Nie zamierzam walczyć z nieładem w tym miejscu, ale  chciałabym, żeby sprawiał nam większą wizualną przyjemność. Zaczęłam od przestawienia w centralny punkt pokoju lampionu ze świecą, którą zapalam wieczorami (latem, ze względu na temperatury, kupuję mniej kwiatów ciętych). Myślę o wymianie szklanej, malowanej na opalizującą zieleń misy na owoce (drugi raz, po kolczykach, nabrałam się na malowane szkło, i mam nadzieję, że za trzecim będę mądrzejsza) na mniejszą, ładnie łapiącą światło. Czas też, jak wspominałam tydzień temu, wymienić poduszki na kanapie.

Chciałabym też kupić nowy obraz nad kanapę – szukam abstrakcji w odcieniach złota i oranżu, co jest o tyle nieproste, że po pierwsze, założyłam sobie ograniczony budżet, a po drugie, szukam alternatywy do konkretnej serii obrazów konkretnej artystki, która mi się spodobała. (Nie na tyle, żebym nie była w stanie wyperswadować sobie zakupu, ale nie wiem, czy w tym postanowieniu wytrwam :-)

Jakie są Wasze priorytety i cele, jeśli chodzi o Wasz dom lub mieszkanie? Jaka była najbardziej ekstrawagancka lub najmniej konwencjonalna decyzja, jaką podjęłyście,  żeby je zrealizować?

Zdjęcie tytułowe: Bruce Mars, Unsplash.

Komentarze

  1. Podoba mi się to stopniowe, iteracyjne podejście do ulepszania przestrzeni wokół siebie, kojarzy mi się z japońską metodologią ulepszania przedsiębiorstw "Kaizen".

    Jeśli chodzi o pozbywanie się niepotrzebnych, a sprawnych przedmiotów, to ja ostatnio korzystam ze śmieciarki (grupa "Uwaga śmieciarka jedzie - Warszawa" na której jest ponad 100 tysięcy osób i służy do oddawania rzeczy za darmo).

    Jeśli doskwiera Ci widok kartonu z chusteczkami to można kupić na nie ładne osłonki, np. bambusowe, sama się ostatnio za czymś takim rozglądam.

    I detal na koniec: u mnie linki do konewek nie działają.

    Jak zwykle bardzo przyjemny wpis - dzięki.
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:-) linki już powinny działać, w razie czego jeszcze za moment sprawdzę.

      Pisząc o chusteczkach, miałam raczej na myśli to, że i tak zawsze będzie tam _coś_:-) nie chowam chusteczek w drewnianych pudełkach, mam wrażenie, że dodatkowo przyciągają uwagę- ostatnio znaleźliśmy zresztą chustki w całkiem estetycznych kartonach, chyba Zewa - wyglądają jak coś na kształt malowanego betonu, co wygląda lepiej, niż brzmi.

      Kaizen absolutnie, i zmienianie życia na lepsze! Co ciekawe, to tak naprawdę amerykańska metodą wymyślona podczas II wojny, zastosowana w Japonii, żeby uniknąć sytuacji takiej, jak w przypadku przypadku Niemiec po I wojnie, czyli zbytniego pognębienia ekonomicznego prowadzącego do populizmu i nacjonalizmu.

      Facebooka nie mam od lat. Nie żałuję. Za to mam sąsiadkę handlującą na pchlim targu:-)

      Usuń
    2. Errata do chusteczek - to Regina, ale za nic nie mogę znaleźć zdjęć tych kartonów, w każdym razie są naprawdę mało bolesne dla oka.

      Usuń
  2. Nie dodałam, że śmieciarka to grupa na facebooku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mogłaś wspomnieć o serii prac konkretnej artystki i nie wyjawić kto to ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) Anna Masiul-Gozdecka, Reflections. Taki wizualny odpowiednik radosnego plimkania.

      Usuń
  4. Z rzeczy mało konwencjonalnych mam czarną ścianę, stary secesyjny kredens, obrazy, dużo książek w dość dziwnych miejscach. A trwałe, podłogowe badziewie czeka na wymianę i przyprawia o czarne myśli, więc odwracam wzrok na ściany. I już mi lepiej ;)
    Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarnej ściany trochę Ci zazdroszczę, podobają mi się ciemne kolory we wnętrzach, ale w praktyce źle bym się w nich czuła - za to jak genialnie wyglądałaby na takim tle porcelana!

      Kiedyś trafiliśmy gdzieś z mężem na rozłożysty stary kredens, i nawet przez moment zastanawialiśmy się nad tym, czy go nie kupić, ale dość szybko doszliśmy do wniosku, ze przy takim meblu to przestaje być zakup, a zaczyna być zobowiązanie...

      Usuń
  5. Ja chwilowo chcę mieć tylko odświeżone ściany w niektórych pomieszczeniach. Proces decyzyjny trwał kilka miesięcy, a kolejne kilka znalezienie fachowca. Jeśli ten ostatni, który wstępnie podał nam termin w połowie sierpnia faktycznie się w tym terminie zjawi, to obiecuję nie narzekać na bałagan ;)

    Twoje priorytety są mi bliskie, więc chyba nic więcej nie dodam do Twoich rozważań.
    Ach, no i potrzebuję nową konewkę do ogrodu, ale taką na 10l i zastanawiam się, czy da się znaleźć coś ładnego, lekkiego i nie za milion monet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia z malowaniem!

      A jeśli chodzi o konewkę, to się zastanawiam, czy przy 10l nie wolałabym mieć jednak metalowej, niby cięższa, ale jednak łatwiej ją uchwycić i nią operować...?

      Usuń
    2. Taka metalowa waży ok 1,5 kg, sporo w porównaniu z plastikową, która nie wazy prawie nic. Niemniej plastikowe są raczej mało estetyczne, natomiast wśród metalowych można wybierać we wzorach i kolorach. Może więc odżałuję pieniądze (metalowe na Allegro kosztują pod 100 zł), będę ją napełniać tylko do 3/4 i kupię sobie metalową. Ostatecznie ta moja plastikowa, która dogorywa przetrwała prawie 10 lat. Metalowa ma szansę na więcej, wiec jest to inwestycja na lata :)

      Usuń
  6. Poczułam się zmotywowana do ogarnięcia swojej przestrzeni. Do tej pory cały czas towarzyszyło mi takie uczucie tymczasowości, którym żyłam ostatnie trzy lata (bo zaraz ślub, przeprowadzka, bo i tak przez studia jestem ciągle na walizkach, bo jeszcze remont, bo jeszcze nie ma mebli...), niejako z rozpędu. Potrzebuję się osadzić, zakorzenić i zdaje mi się, że znalezienie stałych miejsc dla różnych rzeczy mi w tym pomoże. Tym razem chcę postawić na swoim w paru sprawach - np. reorganizacji szafki "spiżarniowej", ubraniowej czy z dokumentami. Z estetycznych zachcianek planuję w te wakacje odmalować starą komodę i biurko, których nie chcę się na razie pozbywać, gdyż nie mam ochoty na szukanie dla nich zamienników. Prawdę mówiąc, biurko to ostatnia ostoja tej wspomnianej wcześniej tymczasowości, bo znajduje się w pokoju planowanym w przyszłości na pokój dziecięcy. Stwierdziłam jednak, że choćby biurko miało mi służyć w tej odnowionej formie jedynie przez rok, to i tak zbyt długo, by znosić jego nijakość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki za reorganizację! Mnie w znalezieniu stałych miejsc na rzeczy bardzo pomogła pierwsza książka Marie Kondo. A biurko ważny mebel, właśnie przy biurku pierwszy raz poczułam , jak Młoda fika mi w brzuchu, z wrażenia pamiętam nawet, czyją pracę sprawdzałam:-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty