Domowość
W ostatni piątek uświadomiłam sobie, i to z przytupem, kilka rzeczy. Po pierwsze, naprawdę dawno nie czułam się wypoczęta po weekendzie; po drugie, wreszcie rozumiem, dlaczego znakomita większość moich znajomych zatrudnia kogoś do sprzątania mieszkania (chyba przestaję mieć siły na wszystko, choć jeszcze nie widzę siebie zatrudniającej panią do sprzątania). Po trzecie, co prawda odeszli mi maturzyści, ale też zaczyna się okres naprawdę ostrego sprawdzania prac, i jeśli odczuję zmianę w obciążeniu, to niekoniecznie na lepsze; po ostatnie, jedyną nadzieję widzę w gotowaniu. Nie pamiętam, kiedy miałam energię, żeby ugotować coś od serca dla ludzi, których kocham, lub eksperymentalnie – dla siebie.
Po porannym leniuchowaniu i (szybkim) sprzątaniu przygotowałam więc nogi kaczki i ciasto z nadzieniem żurawinowo–rodzynkowym Lucy Maud Montgomery; na jutro planuję onigiri z tuńczykiem z puszki i szczypiorkiem, do jedzenia przy oglądaniu kwitnących wiśni; na poniedziałek kurczaka, tylko nie wiem jeszcze, czy w wersji rozsądnej, ze wstążkami cukinii (zamiast szparagów) i plastrami cytryny, na podstawie tego przepisu, bardzo polecanego mi przez koleżankę, czy tej, za którą optują mąż i córka – czyli kurczaka po japońsku, smażonego w głębokim tłuszczu. A mając zabezpieczony zapas kurczaka dla córki, mogłabym ugotować na ostatni dzień majówki coś, czego nie będzie jadła z zasady, jak poke bowl Nadyi Hussain, czy rozrzucone sushi.
***
Dziś rano obudziłam się i sięgnęłam po "Dom polski. Meblościankę z pikasami" Małgorzaty Czyńskiej – łatwą w czytaniu, a jednak nie powierzchowną rzecz nie tyle nawet o historii designu, ale – przynajmniej jak dla mnie – o tym, jakie wybory estetyczne i materialne składają się na inteligencki charakter wnętrza. O ile na Goodreads głównym przedmiotem krytyki był właśnie ten "elitarny" charakter książki, recenzenci z Lubimy Czytać narzekali głównie na brak ilustracji i fakt, że nie dostali tego, czego oczekiwali, czyli historii polskiego designu. Co ciekawe, nic z tego mi nie przeszkadza – po wielu książkach, które w dużej mierze zawdzięczają objętość reprodukcjom, naprawdę miło mi czytać książkę złożoną z wywiadów z niebanalnymi, mającymi coś do powiedzenia ludźmi.
"Każde pogranicze uczy tolerancji. W Warszawie historia jest wyłącznie czarno–biała. Jeśli się mieszka na pograniczu wielu kultur, gdzie przesunięcie granicy sprawia, że siostra mieszkająca pięćset metrów dalej nagle znajduje się w innym kraju, to ma się trochę głębsze spojrzenie na historię. I myślę, że nieco spokojniej i ostrożniej podchodzi się do różnych wydarzeń i nie ocenia ich radykalnie. (Maja Ganszyniec, projektantka)
Jeśli chodzi o urządzenie domu, to nie lubię wnętrz, które są perfekcyjnie zaprojektowane, zupełnie jakby się komuś projektowało życie. Według mnie w domu musi być miejsce na niedoskonałość. Wychodząc na zewnątrz, do pracy czy do szkoły, czujemy presję doskonałości. A w domu powinniśmy się czuć swobodnie." (Tomasz Augustyniak, projektant)
Znajdziemy tam – a jestem dopiero w połowie – wywiady m.in. z Beatą Bochińską (historyczką designu, kolekcjonerką, wykładowcą SGH i UW, byłą szefową Instytutu Wzornictwa Przemysłowego), profesorem Markiem Cecułą (artystą, wykładowcą, projektantem m.in. Ćmielowa i Chodzieży, założycielem Modus Studio) i profesorem Zbigniewem Horbowym, kochającym kieliszki, a zapamiętanym jako projektant niezwykłych wazonów; urodzoną w 1926 roku w Lwowie projektantką ceramiki Danutą Duszniak i mogącą być jej wnuczką Mają Ganszyniec, która wskrzesiła kultowe warszawskie gorseciki. (Dodam, że książka krytykowana była m.in za to, że składające się na nią wywiady przeprowadzone były z mało znanymi osobami...)
Przy okazji – lepiej późno niż wcale – dowiedziałam się o istnieniu serwisu patyna.pl.
***
Piszę, a po mnie wije się córka, która całą sobą przeżywa "Ponyo", kolejny i jak do tej pory ulubiony film z kolekcji Studia Ghibli (podczas majówki planujemy jeszcze obejrzeć "Ruchomy zamek Hauru", a niedługo potem "Spirited Away"). Już dawno temu moja koleżanka, psycholog dziecięcy, serdecznie polecała mi japońskie kreskówki, mówiąc, że uczą wartości pracy zespołowej – od siebie dodam, że bohaterkami kreskówek Hayao Miyazakiego często bywają charakterne dziewczynki, a rodzice rzadko są w nich sprowadzeni do roli tła. Niedawno sprawdziłam zasoby naszej osiedlowej biblioteki, i voilà – są prawie wszystkie; jeśli trzeba, tu znajdziecie zalecenia wiekowe.
***
Pierwszego dnia długiego weekendu ogarnęłam domową zieleń; tak jak rok temu, zasiałam w skrzynkach łąkę kwiatową, przesadziłam i wystawiłam na balkon asparagus, który przez półtora roku dramatycznie się rozrósł, i kupiłam aloes zwyczajny, by zajął jego miejsce na naszym dość nasłonecznionym parapecie. Proszę o przesyłanie mu dobrych wibracji i życzeń powodzenia, bo mam dramatycznie czarny kciuk, i najchętniej radziłabym sobie z roślinami doniczkowymi metodą a la Crowley. (Kiedy o tym pomyśleć, moja niezła relacja z asparagusem wydaje się tym bardziej zagadkowa.)
***
Przez najbliższe półtora miesiąca czekają nas dwa bardzo konkretne wyzwania związane z domowością: po pierwsze, bardzo solidne sprzątania w zaniedbanych mieszkaniach – łącznie z praniem mebli i wykładzin, zasłon i firanek, prawie dosłownym odgruzowywaniem balkonów, myciem okien. Muszę pilnować tego, żeby mądrze rozłożyć sobie pracę i w miarę możliwości ją sobie uprzyjemnić. (Czego lubicie słuchać przy sprzątaniu?)
Po drugie, już chyba po komunii musimy odebrać i zainstalować nową kuchnię. Miała przyjść przed Wielkanocą, co dałoby nam szansę na przeprowadzenie remontu przed komunią Młodej, ale teraz widzę zbyt duży potencjał komplikacji. Do tego nie zdecydowaliśmy jeszcze, co położyć na ścianę – mąż myśli o jednobarwnym szkle lub stali, ja o kafelkach, od których coraz bardziej się chyba teraz odchodzi. Nie wiemy też, co położyć na ścianę nad stołem kuchennym po zdjęciu starej (dość fatalnej) boazerii – dacie znać, gdzie szukać inspiracji, lub jak to wygląda u Was?
Serdeczności, i udanego odpoczynku, w domu czy na wyjeździe!
Zdjęcie tytułowe: Tracey Hocking/ Steven Hocking, Unsplash.
Jestem po lekturze „Pomysłu na dom” Katarzyny Bobocińskiej-Czerwińskiej. W rozdziale co na „fartuch kuchenny” radzi co najbardziej sprawdzi w tej przestrzeni. Ważne kryterium to łatwość w sprzątaniu, poza tym zależy od stylu kuchni, a także od budżetu. Szkło ponoć szybko się brudzi. Stał nierdzewna pasuje do stylu industrialnego, ale też jest trudna do sprzątania. Może też być matowe aluminium lub miedź. Inne to drewno, wodoodporna sklejka. I najpopularniejsze rozwiązanie płytki. Autorka poleca płyty wielkoformatowe 60/60 lub 80/80 z małą fugą.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że trochę pomogłam. Osobiście preferuję płytki.
Dzięki!! Zaraz poszukam tej książki. Przed chwilą rozmawiałam z mężem i chyba ostatecznie zdecydujemy się na płytki ze względu na położenie zaworu gazowego, ale To, co piszesz, upewnia mnie w tej decyzji. Pisząc o malejącej popularności płytek, miałam na myśli to, że coraz więcej płytek wygląda na łazienkowe, ciężko rozgraniczyć. Mnie chyba najbardziej podobałby się gres w dużej płycie, zwłaszcza, ze nasze szafki będą dość proste, w kolorze jasnoszarym, i przydałby się jakiś mocny akcent, ale mąż będzie robił Rejtana:-)
UsuńZobacz też takie rozwiązanie :
OdpowiedzUsuńhttps://www.cosentino.com/pl-pl/?utm_source=google&utm_medium=cpc&utm_campaign=EUR/POL-pl-SEA-COS&utm_content=*General&gclid=EAIaIQobChMIyMGE2fi-9wIVbkWRBR2yEw5WEAAYASAAEgIl6_D_BwE
Patrzę. Przypomniałaś mi, że przez chwilę braliśmy także pod uwagę fornir kamienny.
UsuńU mnie wygrała praktyczność. Mam jasne płytki wielkoformatowe (60cm x 120 cm). Lepsze do czyszczenia niż szklo, mało fug. Nie jest to gres jak na podłogę ani marmurowopodobne plytki, kolor taupe. Nie mogę znaleźć na stronie sklepu, ale były wystawione przy podobnych do tych https://www.leroymerlin.pl/plytki-ceramiczne-na-sciane-i-podloge/plytki-ceramiczne/gres/gres-szkliwiony-chic-stone-blue-59-8-x-119-8-arte,p613545,l233.html
OdpowiedzUsuńTakie płyty gresowe, I to właśnie niebieskie lub zielone, podobałyby mi się najbardziej, ale a) mamy za dużo załamań w kuchni, b) mój mąż pała do nich taką samą niechęcią, jak ja do płytek typu metro, które z kolei podobają się jemu, więc zdecydowaliśmy się swoje niechęcią uszanować.
Usuń