Pocztówki z nart


Tegoroczne narciarsko-życiowe objawienie spadło na mnie już pierwszego dnia wyjazdu. Pokrótce: jeden ze stoków góry, na której jeździmy, ma ściankę, która za każdym razem sprawia mi kłopot - zwłaszcza po południu, kiedy forma tak moja, jak i stoku jest odległa od porannej.

I tak: zjeżdżam po rzeczonej pierwszy raz w sezonie, zadziwiająco zresztą sprawnie - w tym roku oprogramowanie odpaliło mi się od razu -  i nagle dociera do mnie, że najgorszą rzeczą, którą mogę sobie teraz zrobić, to a) zatrzymać się, b) zacząć przesadnie analizować, co dalej, zamiast po prostu zjechać. Jedno i drugie zdecydowanie mi przeszkadza, nie tylko podczas urlopu.

Dlatego zamiast skupiać się nad tym, czego nie jestem w stanie kontrolować - co robiłam przez ostatnie półtora roku - ruszam dalej, bo w kilku obszarach życia mam do zrobienia porządny reset. Nie skupiam się przy tym na celach, ale liście rzeczy do zrobienia, kwartał po kwartale, miesiąc po miesiącu, bez zatrzymywania się i zbytniego analizowania sytuacji. (Tu kłania się Phil Stutz i metoda sznura pereł.)

Nie ma opcji, żebym - wyłączywszy zdarzenia nieprzewidziane - nie była pod koniec roku w lepszym miejscu.

***

Jestem pod wrażeniem tego, jak dobrze mi się jeździ w tym roku. Całe ciało inaczej pracuje, nogi się nie męczą, jeżdżę technicznie. Ania, fizjoterapeutka i połowa małżeństwa prowadzącego pensjonat, dokąd jeździmy, potwierdza, że to pewnie efekt jogi i pracy mięśni głębokich. Śmieszy mnie, że spodziewałam się zmian typu lepszy sen (ależ skąd) czy zwiększona elastyczność, ale nie pomyślałam o tym, że joga może mnie najzwyczajniej w świecie wzmocnić. 

A tak lewa noga, która zazwyczaj strajkuje już pierwszego dnia po południu, zaczęła mi się dawać we znaki dopiero ostatniego dnia.

*** 

Ostatniego dnia rano znajomi poprosili mnie o to, żebym zmobilizowała ich syna, żeby poszedł pojeździć i poukładał sobie w głowie rzeczy, których nauczył się z nami poprzedniego dnia. Trochę mi się nie chciało (obiecałam sobie, że postaram się ucinać matkowanie i kierowanie innymi, mothering and managing), ale kiedy zszedł na śniadanie i zaczął marudzić, popatrzyli na mnie błagalnie,  opitolilam go więc płynnie, skutecznie, i na zupełnym autopilocie. Niesamowite, jak niewiele trzeba, żeby włączyć funkcję belfer. 

Zatrzymałam się, kiedy powiedziałam mu, że jest dużą dziewczynką, i podejmuje świadome decyzje - włączyło mi się światełko, że warto to zapamiętać na później i używać, zwłaszcza wobec nastoletnich chłopców i samej siebie.

***

Pięć lat temu prosto z nart jechaliśmy na imprezę absolwencką męża. Było miło, mieliśmy fajny pokój, a dzień po powrocie do pracy moja dyrektorka zaczęła odsyłać do domu uczniów, którzy byli na nartach we Włoszech.

W tym roku powtarzamy scenariusz: narty, impreza w tym samym miejscu z tymi samymi ludźmi, powrót. Chciałabym, żeby ostatnie pìęć lat ułożyło się inaczej, bo mam wrażenie, że gdzieś po drodze zjechałam z trasy. Ale mogę zrobić to, co w mojej mocy, czyli zacząć na nowo od poniedziałku. 

Postaram się pisać co tydzień.


Zdjęcie tytułowe: Karsten Winegeart,  Unsplash.

Komentarze

Popularne posty