Letarg perfekcjonistki

Ostatnio zaczęło się ze mną dziać coś dziwnego.

Cały zeszły rok miałam większe lub mniejsze problemy ze snem  i to mimo włączenia całej baterii działań, które miały mi pomóc: leczenia farmakologicznego i alternatywnego, terapii, jogi, ćwiczeń oddechowych i medytacji. Zmiana na znośne — choć niekoniecznie lepsze — nastąpiła pod koniec zimy, kiedy dawki leków zwiększono mi tak bardzo, że farmaceuta zdębiał, wydając mi jedną z recept.

Potem było lato. Latem nie pracuję, tylko się odtruwam; zaczęło być lepiej, choć nadal nie powiedziałabym, że dobrze. Wróciłam jednak do Patti Smith, co uświadomiło mi, że powinnam zacząć robić twórcze rzeczy — pisać, malować, tworzyć przedmioty  żeby odzyskać poczucie tego, kim jestem, zbudować poczucie wartości niezależne od pracy, i przeciwdziałać monotonii. (Monotonia bardzo mi szkodzi.)

W nowy rok szkolny weszłam na pełnej bombie. Miałam plan ćwiczeń, pisania (przede wszystkim pisania), rzeczy do zrobienia i nierobienia w pracy. Po raz pierwszy od lat udało mi się uniknąć choroby we wrześniu. A potem przyszła prawdziwa jesień, i life happened. 

Odpuściłam sobie: przestałam regularnie ćwiczyć, mniej dbam o to, co jem (a powinnam, bo lipidogram!), dużo mniej czytam, a zamiast tworzyć, koncentruję się głównie na tym, żeby się nie przemęczać. (I niesamowite jest to, że w tym roku, dzięki nowemu planowi, nawet mi to wychodzi.) Po pracy jestem mamą — moja córka jest w siódmej klasie, więc witajcie, dramy — i bez marudzenia wysłuchuję, przytulam i piekę. 

I scrolluję — momentami tak, jakby nie było jutra.

Najdziwniejsze jest jednak to, że właśnie teraz, w tym rozleniwieniu, zaczęłam dłużej sypiać, co po całym roku problemów zakrawa na pomniejszy cud. A jednocześnie mam męczące wrażenie, że z wygodnictwem zaczyna mi być za bardzo po drodze.

Wczoraj zrobiłam sobie dzień resetu i ułożyłam leniwy plan, jak pogodzić dbanie o komfort z powrotem do regularnego ruchu i tworzenia rzeczy małych.

***

Poczytałam o siedmiu rodzajach odpoczynku i  przepraszam, wiem, że mogę tu stracić niektóre z Was, ale proszę, czytajcie dalej — zapytałam ChatGPT, jaki odpoczynek mi zaleca. Wybrał pięć skrojonych pod moją sytuację, porządkując je od najważniejszych (fizyczny, sensoryczny, psychiczny) do najmniej dla mnie w tej chwili istotnych (duchowy, społeczny), i przysięgam, że jego zalecenia były w punkt.

Najciekawszą rzeczą, która zadziała się u mnie ostatnio, był wyjazd do Pragi na warsztat nauczycielski, gdzie pracowałam w zespole absolutnie fantastycznych osób. Wróciłam podbudowana, z polecajkami i paroma zupełnie przypadkowo wybranymi w Shakespeare and Sons książkami, co normalnie mi się nie zdarza — moja lista lektur jest bardzo, bardzo zaplanowana. Przy okazji obejrzałam też kawałek miasta i trzy muzea, i od razu po powrocie zaczęłam planować mocno, jak na mnie, dekadencki wypad do Florencji.

Postanowiłam mniej obowiązkowo podchodzić do pisania — próbować pisać rzadziej, jak zaleciła maszyna, bo podchodzenie do tego na zasadzie budowania sobie wewnętrznego przymusu mnie zniechęca, a za to więcej pracować ręcznie, bo daje mi to dużo spokoju i satysfakcji. Dokończyłam wczoraj długo zaparkowaną akwarelę i zaczęłam malować kolejną, i zrobiłam listę prostych rzeczy do zrobienia w październiku: wyhaftować woreczek na lawendę dla kolegi (Ampelman i berlińskie zabytki), namalować kolejne dwie akwarele, przerobić ukochaną czapkę córki, w której wygląda jak Gapcio, na mniejszą. Jeśli chodzi o czytanie, chciałabym czytać wyłącznie to, czego jestem ciekawa, a co sprawia mi przyjemność; innymi słowy, czas dopasować działania do zasobów, a nie do tego, co uważam, że powinnam robić.

Podobną zasadę zastosuję do ćwiczeń: przyjemność bez presji, aktywny odpoczynek zamiast treningu. Zakładam, że po świętach pojedziemy na narty, więc chciałabym wrócić do jogi i może ćwiczeń inspirowanych baletem i barre, co pomoże mi wzmocnić mięśnie głębokie bez forsowania się. Chciałabym wrócić do chodzenia (spacerów bez podcastów, spokojniejszych treningów Walk at home) i treningu siłowego z gumami oporowymi raz w tygodniu. Do tego: skupienie na wykonywanych ruchach i świece zapachowe, koniecznie.

Wyłączyłam powiadomienia o sugerowanych treściach na Instagramie — na YT historię oglądanych filmów wyłączyłam już dawno, dzięki czemu na stronie głównej widzę wyłącznie filmy z kanałów, które abonuję. Pooglądałam trochę filmów o tym, jak działają algorytmy i postaram zdać się na własną ciekawość zamiast internetowych podpowiadajek.

Pilnuję też granic w pracy  oprócz zmiany planu, najwięcej dało mi prowadzenie malutkiego notatnika, do którego wpisuję (a potem skreślam) zadania do wykonania na kolejne dni. Nie dość, że nie muszę nimi obciążać pamięci, ale robiąc to, od razu rozkładam obciążenie na cały tydzień i daję sobie konkretne deadline'y, co bardzo mi pomaga. Planuję przerwy między zajęciami, usuwam się z najgłośniejszych miejsc szkoły, i minimalizuję przebodźcowanie. 

***

Dlaczego powstał ten wpis? Chyba chciałam przyznać się Wam do tego, że moje ambitne plany nie wypaliły, że dogoniły mnie ciało, umysł i pora roku. Przyznać się samej sobie, że jestem człowiekiem. Pogłaskać się po głowie za to, że umiem sobie odpuścić — co jest dla mnie zupełnie nową umiejętnością — ale też pokazać sobie i Wam, jak wyjść ze stagnacji metodą małych kroków.

Ściskam Was mocno na jesień. Dobrego przesilenia!


Zdjęcie tytułowe: Svitlana, Unsplash.

Komentarze

Popularne posty