To lubię
Samo przejście lata w jesień jest o wiele bardziej jednoznaczne, przewidywalne i zrytualizowane niż przejście wiosny w lato. To progresja coraz cieplejszych okryć, tych samych, co rok i dwa lata temu. Zakupy: nowa czapka, torebka, miękkie rajstopy. Książki: kończenie tych rozpoczętych latem, i sięganie po te ciemniejsze i głębsze, których stosik czeka na półce od kilku miesięcy. Zmiana perfum. Jest w tym poczucie spokoju i porządku, jakiego nie dają mi inne pory roku.
Gdybym była kimś innym, pisałabym może o świecach i herbacie, ale tak naprawdę-naprawdę ogromną frajdę sprawia mi nowy plan, dzięki któremu wreszcie mam czas spokojnie zjeść obiad i przejechać z jednej lokalizacji w drugą, a nawet trzecią ("nic dziwnego, że pani tak się czuje, mając taki grafik", parsknęła w ubiegłym roku moja terapeutka). Co więcej, na razie udaje mi się ukrywać w szkole - nie przed uczniami, ale hałasem generowanym przez kolegów, i (co równie uciążliwe) ich opiniami. Bezwstydnie wykorzystuję możliwość wyjścia z każdego pomieszczenia, w którym akurat nie prowadzę zajęć, i jestem za nią ogromnie wdzięczna.
Praca powoli mnie połyka, ale się bronię. Wpisuję w kalendarz plan na wieczór - malować akwarele, raz w tygodniu piec, pisać (pisanie bloga to wersja leniwa, wersja zaawansowana to szkice wedle książki Izabeli Filipiak, a w przyszłości projekt, który sobie naszkicowałam, i którym pewnie też będę się z Wami dzielić), raz w miesiącu warsztaty kreatywne z kobietami z mojego osiedla, fantastyczna sprawa. Staram się przez to wychodzić z pracy mniej zmęczoną. To też lubię. Wiem, że październik dopiero się zaczyna, ale trzeba robić plany, bez planów się dryfuje.
Dni bez poczucia sprawczości (tych jest, na razie, mniej) przeplatają się z tymi, kiedy pcham rzeczy, które męczą mnie od dawna. Te drugie lubię.
I Boże, jakże ja chcę zrobić update mojej sali; marzy mi się faktura na ścianie rozbijająca echo, jakaś banalna choćby sztu na ścianach, biały regał z książkami, które przywiozłabym z domu, i roślinami. Niech to się ziści, szybciej niż później. Chcę lubić miejsce, w którym tyle godzin przebywam z ludźmi, których uczę - także tego, jak pisze Emily St.John Mandel w "Stacji Jedenastej", że przetrwanie to za mało. Że nie starczy żyć - trzeba piękna, kultury, więzi i celu.
Zdjęcie tytułowe: Svitlana, Unsplash.
Komentarze
Prześlij komentarz