Matka. Gentlewoman.

Dzisiejszy post (już pięćdziesiąty!) będzie o macierzyństwie w stylu trochę innym, niż o nim zazwyczaj myślimy.
„Nie jest na ogół mater dolorosa, gotową do najwyższych poświęceń. Nie żyje tylko po to, by nakarmić swoje liczne potomstwo. Nie przestaje istnieć dla świata z chwilą urodzenia dziecka. (...) Nie abdykuje też z roli matki: wychowuje dziecko, patrzy, jak dorasta, przekazuje mu swoje nauki, kulturę, poglądy.” 
„Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś”
– Anne Berest, Audrey Diwan, Caroline de Maigret, Sophie Mas, 
tłum. Małgorzata Kozłowska. 
Rochelle Brown on Unsplash
Zamiast wstępu
Wydaje mi się, że w ogromnej większości przypadków nasz styl rodzicielstwa, nasze nienegocjowalne wartości w relacji rodzic-dziecko decydują się na długo przed podjęciem decyzji o zajściu w ciążę. Zdaję sobie sprawę, że ten wpis nie jest zgodny z duchem macierzyństwa bliskości (attachment parenting), ale jest sporo osób, które ze względu na skrypty rodzinne, temperament, czy choćby rodzaj wykonywanej pracy nie są w stanie się w nim odnaleźć. Sama jestem za modelem rodziny, w którym rodzice dbają o swoje potrzeby, żeby potem móc uczciwie, serdecznie i nieepizodycznie zadbać o dziecko, choć wiem, że są dzieci o zupełnie innej skali potrzeb niż moje.

Jennifer Dziura, amerykańska przedsiębiorczyni i feministka, o której pisałam tutaj, napisała kiedyś artykuł o tym, jak żyć z małym dzieckiem nie tracąc poczucia, że jest się sobą – gentlewoman. Ten tekst bardzo wpisuje się w filozofię książki, którą przeczytałam przed urodzeniem córki i która bardzo mi pomogła w pierwszym okresie macierzyństwa („W Paryżu dzieci nie grymaszą” Pameli Druckerman). Dziś przedstawiam wyciąg z najważniejszych składowych tej rodzicielskiej filozofii, którą można skrócić do tego, że oboje macie prawo do prawo do szacunku i autonomii.

Być może pobyt w szpitalu i pierwsze miesiące rodzicielstwa, kiedy jesteśmy bombardowani komunikatami, jak dbać o dziecko (dużo rzadziej  jak zadbać o siebie) zachwiały tym przekonaniem, ale zakładam, że prędzej czy później w matce pojawia się potrzeba powrotu do stanu bycia osobnym bytem.


Czego możemy w ten sposób nauczyć dziecko?

Umiejętności odnajdywania się w nowej sytuacji. Pamela Druckerman pisze w swojej książce o „pauzie” (la pause), czyli zasadzie, że przed reakcją na płacz/ wezwanie dziecka chwilę odczekujemy – choćby jedną, dwie, trzy sekundy. Kiedy maluch płacze w nocy, powinniśmy dać mu chwilę, żeby rozpoznał sytuację – Druckerman pisze o tym, jak kluczowe dla francuskich rodziców jest nauczenie dziecka łączenia faz snu, między którymi na początku się wybudza. W procesie tym ważne jest, by dziecko zrozumiało, że budząc się w nocy, jest bezpieczne – wzięcie go na przeczekanie nie wchodzi w grę.



Na pierwsze zorganizowane wyjazdy z nocowaniem poza domem francuskie dzieci jeżdżą już w przedszkolu. Weekendy i dłuższe pobyty wakacyjne u dziadków są normą; nikt nie potępia rodziców za to, że chcą spędzić ten czas tylko ze sobą.

Odporności na drobne, codzienne frustracje. Zasada ta stosuje się także do starszych dzieci. Warto je uczyć tego, że czasem muszą chwilę poczekać lub coś zrobić, zanim spełnisz ich prośbę. Jak pisze Jennifer Dziura: Tak, ale najpierw dokończę obiad. Tak, ale przebiorę się w czyste ubranie. Najpierw zjedz, potem to zrobimy.

Poszanowania godności twojej, innych, swojej własnej. Myślę, że wychowanie małego człowieka szanującego Twoją godność pomoże stworzyć dorosłego, który szanuje godność innych [1] – pisze Jennifer Dziura i opowiada o tym, że jeśli robi coś dla córeczki, mała (wtedy miała niecałe dwa lata) powinna pomóc, przyglądać się, albo poczekać – nie może zająć się czymś innym, zacząć się bawić, ani żądać czegoś innego. Jako przykład podaje sprzątanie po jedzeniu, kiedy nie wypina od razu córki z krzesełka, tylko odpina tacę i sprząta, dopiero potem wypuszcza ją z krzesełka. Może brzmi to radykalnie, ale mam wrażenie, że kiedy moja córka była w tym wieku, patrzenie na to, jak usuwam ślady JEJ chaosu byłoby co najmniej fascynujące.

Sama, kiedy córka np. ogląda film i prosi mnie o przyniesienie z kuchni czegoś, do czego nie może sięgnąć, zatrzymuję film i albo proszę ją, żeby poszła ze mną do kuchni i mi pomogła, albo zatrzymuję i wtedy przynoszę. Robię to dlatego, że bardzo łatwo jest zamienić się w oczach własnych dzieci w sprawnie, poza ich świadomością funkcjonującego robota – niezrozumiałego, bo czasem w wyniku frustracji wybuchającego złością. Myślę, że pokazanie im innego modelu może nie być dla nich złym wzorcem; może dzięki temu w przyszłości będą bardziej szanować pracę swoją/partnera.

Tego, że mają prawo do prywatności i niezależności.  Francuzi nie mają serca na dłoni i nie opowiedzą Ci całego swego życia przy pierwszym, piątym, ani dwudziestym spotkaniu. Co ciekawe, uważają, że także dzieci mają prawo do prywatności, tajemnic i kryjówek. Jeśli wierzyć Druckerman, francuscy rodzice twardo trzymają się zasady, że dziecko kładzie się spać najdalej o ósmej, a rodzice mają wtedy czas dla dorosłych” – według autorki pomaga obietnica, że dziecko za drzwiami swojej sypialni może robić, co tylko zechce.

Pomaga w tym zasada cadre, czyli ram zachowania – dzięki systematycznym rozmowom i reagowaniu na bieżąco przez rodzica dzieci wiedzą, co im wolno, a czego absolutnie nie. W obrębie tych zasad mają sporą swobodę i same dokonują wyborów. 


Czego jeszcze warto uczyć dzieci?

Dorośli i dzieci mają odrębne zabawki. Od początku było dla nas z mężem oczywiste, że nie będziemy dawać córce naszych telefonów. Pominąwszy dyskusje o szkodliwości komórek (choćby dla tak zwanej małej motoryki), to delikatne i drogie przedmioty, które do tego w pewien sposób należą do naszej strefy osobistej. Podobnie z laptopem  jest dla mnie narzędziem pracy, i nie chcę za każdym razem, kiedy go otwieram, słyszeć błagań o piosenki z YouTube i kota Filemona.

Nieśmiałość może prowadzić do nieuprzejmości. A raczej: rodzice nie powinni używać nieśmiałości dziecka jako pretekstu do zwolnienia go z udziału w cywilizowanych relacjach społecznych. Pojęłam to wtedy, kiedy wpadłam na chwilę do domu koleżanki, której obie córki znam z widzenia: żadna nie odpowiedziała na skierowane do nich dzień dobry, tylko przepłynęły obok, wbijając we mnie oczy.

Francuscy rodzice wymagają od swoich dzieci nie tylko, jak w kulturze anglosaskiej, słów proszę i dziękuję, ale także zrównujących ich ze starszymi dzień dobry i do widzenia.

Rodzice nie żyją kątem u dzieci. Masz prawo do funkcjonowania w domu, w którym nie widać większości zabawek. Zainwestuj w coś o dorosłym” wyglądzie (pufy, kosze z przykrywkami) i naucz dziecko sprzątania przynajmniej najbardziej rzucających się w oczy zabawek przed snem lub przyjściem gości. 

***
Tak więc najpierw zakładamy maskę tlenową sobie, potem dziecku:) I jeśli uważasz, że komuś przydałby się ten post, podziel się nim – będzie mi bardzo miło!

Komentarze

  1. Zastanwiałam się ostatnio jaki wpis na Twoim blogu przeczytałam jako pierwszy i to chyba był ten. W każdym razie ten jako pierwszy zapadł mi w pamięć. Czytałam go sporo po publikacji, wtedy będąc w ciąży i również świeżo po lekturze Pameli Druckerman. Nawet wysłałam Twój wpis mężowi z komentarzem, że ktoś myśli zupełnie jak ja.
    Dziś, po rocznej przygodzie z macierzyństwem, zupełnie inaczej odbieram i ten tekst i francuską filozofię wychowania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie ostatnio myślałam o tym, że książki jednym, filozofia drugim, a dziecko trzecim - co z tego, że miałam jakieś wyobrażenia tyczące mojego macierzyństwa, skoro moje dziecko uparcie "nie chce" się w moje plany wpasować.

      Pisząc oględnie - jest zupełnie inaczej, dużo trudniej, niż chciałam. Ten wpis był wyrażeniem mojej potrzeby zachowania zrębu siebie - najbardziej chyba udaje mi się wdrożyć tę ostatnią sekcję, o szacunku i autonomii rodzica mogę co najwyżej pomarzyć...

      Usuń
    2. Tak, jest dokładnie tak. Inaczej i dużo trudniej niż to sugerują jakiekolwiek poradniki. Kiedy pojawił się na świecie mój syn - niezwykle wymagający noworodek - bardzo obwiniałam siebie za to, że nie potrafię go nauczyć samodzielnego zasypiania, wdrożyć rytmu dnia i tego wszystkiego, co miało być do osiągnięcia jeśli tylko zastosuję proste metody w stylu pauzy właśnie. Czułam się koszmarnie nieudolnie i dopiero lektury z nurtu rodzicielstwa bliskości (przed którym wzbraniałam się rękami i nogami) wyjaśniły mi to i owo na temat fizjologii dzieci i wyposażyły w metody, których nie chciałam stosować, a które jako jedyne się sprawdzają i pozwalają po prostu nam wszystkim w domu przeżyć.

      Poradniki o dzieciach nie rzucających jedzeniem teraz traktuję tak jak wszystkie inne z gatunku bycia Chic. Pięknie byłoby iść z dzieckiem na wernisaż i obserwować jak zasypia spokojnie w koszu pod stołem podczas gdy ja sączę szampana. Podobnie pięknie byłoby mieszkać w centrum Paryża i codziennie chodzić z wiklinowym koszem na targ, żeby potem ze świeżych lokalnych produktów nieśpiesznie ugotować lunch. To nie są porady, to wizje, które do mnie przemawiają bo pokazują jakieś moje potrzeby (ciekawych rozmów, wolnego czasu) które muszę zaspokoić inaczej - bo moje dziecko się nie zmieni, a mojego slow life nikt nie sfinansuje ;)

      Usuń
    3. _Dokładnie_ tak. Wirtualnie wznoszę w Twoim kierunku lampkę szampana;-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty