Gentlewoman, czyli klasa i konkret

Podobnie jak wiele współczesnych kobiet, od dzieciństwa miałam problem ze słowem ‘dama’. Pominąwszy fakt, że dorastałam na diecie złożonej głównie z książek przygodowych adresowanych dla chłopców i książek dla dziewcząt z przełomu XIX i XX wieku – w związku z czym moją ambicją było zostać Tomkiem Wilmowskim lub Indianą Jonesem – bycie damą kojarzyło mi się przede wszystkim z zestawem zakazów i nakazów, podleganiem nieustającej ocenie, a z czasem – graniem w grę, której zasady ustala kto inny. (W literaturze istnieją co prawda awanturnice pokroju Milady de Winter, ale to mało praktyczny wzór do naśladowania.)

Tak jak wiele ścieżek samodoskonalenia, dążenie do bycia damą jest projektem bez końca. Gorsze jest jednak to, że arbitrów elegancji – jeśli chodzi o ocenianie innych, a nie doskonalenie siebie – znajdzie się w naszym otoczeniu zaskakująco wielu. Jeśli otwarcie aspirujemy do bycia damą, w większości środowisk znajdzie się ktoś, kto z radością (i często złośliwie) wytknie nam błędy, niedociągnięcia, momenty słabości. Na pewno są to doskonałe okazje do wykazywania się klasą; pytanie tylko, jaki jest koszt funkcjonowania z nieustannie podniesioną gardą, i jaki jest nasz cel: czysto estetyczny czy bardziej pragmatyczny.

Odrzuca mnie także historyczny wymiar zjawiska – nie było (i nadal nie ma) lepszego sposobu na odwrócenie uwagi części populacji (mówię tu o kobietach z klasy średniej i wyższej) od braku równości niż postawienie ich przed zadaniem dążenia do niedościgłego ideału. Nawet współcześnie surowa kontrola wyglądu obywateli może być sposobem na to, by skupić ich uwagę na dostosowaniu się do wymagań władzy, a nie refleksji nad swoją sytuacją – o czym pisze Marjane Satrapi w „Persepolis”.

Jednak kilka lat temu trafiłam na felietony Jennifer Dziura, nowojorskiej przedsiębiorczyni (a także komiczki i nauczycielki), i promotorki przedsiębiorczości młodych kobiet. 

Jennifer Dziura dla 'Fierce in the City'

Dziura jest zdania, że większość tradycyjnych porad dla 'dam' wyklucza możliwość osiągnięcia sukcesu na rynku pracy. Zanim przejdziemy dalej: jestem świadoma istnienia etykiety biznesowej, której celem jest ustalenie w miejscu pracy hierarchii ściśle związanej z pozycją w firmie. Szkopuł polega na tym, że w moim odbiorze jest to coś, czego (przynajmniej w Polsce) uczy się głównie mężczyzn, ale zaznaczam, że nie pracuję w korporacji, więc mogę się mylić.

Zaintrygowało mnie pojęcie, które Dziura przypomina na użytek pracujących kobiet i redefiniuje  gentlewoman, czyli żeński odpowiednik gentlemana, historyczny termin odnoszący się do kobiet z grupy społecznej utrzymującej się z posiadania ziemi (gentlewoman była Elizabeth Bennet z „Dumy i uprzedzenia”):

“Gentlewoman jest życzliwa, autentyczna, czuje się swobodnie w różnych sytuacjach towarzyskich i w obcych kulturach, ubiera się stosownie do sytuacji, jest wyprostowana, daje solidne napiwki, wie, że wizytówki podawane przez Japończyków należy odbierać od nich obiema rękami, i potrafi poprawnie powiedzieć “Hefeweizen” (...) ale naprawdę nie robi z tych rzeczy pracy na pełen etat.”źródło

Innymi słowy: umiejętność zachowania się jest czymś, co gentlewoman – podobnie jak mężczyźnie – pomaga osiągać cele, zamiast – jak w przypadku damy – być celem samym w sobie, estetycznym. A moje doświadczenia i obserwacje są raczej dowodem na to, że kobiety są bardzo pragmatyczne, mają w życiu jakieś rzeczy do załatwienia, i chcą je załatwić nie uzależniając się od innych ludzi (tu przytoczę złotą myśl mojej kuzynki, która kiedyś powiedziała mi, że kobieta będąca matką powinna starać się zarabiać tyle, by w razie czego móc zapewnić utrzymanie sobie i dziecku). Poza tym kobieta jest przede wszystkim człowiekiem, a przyzwoite zachowanie obowiązuje wszystkich.

Jakiś czas temu, czytając „Mężczyznę z klasą” Łukasza Kielbana, uświadomiłam sobie coś ogromnie prostego  a może po prostu coś, co stało się dla mnie proste z wiekiem. Wg autora, towarzystwo gentlemana ceni się między innymi za to, że „przy nim człowiek nie czuje, że musi od razu przechodzić do konkretów. Może w swoim tempie prowadzić uprzejmą konwersację i rozluźnić się, zanim przejdzie do najważniejszej części rozmowy” (str. 69). Pomyślałam wtedy, że u kobiet zwykle (choć nie bez wyjątków) ceni się tendencję przeciwną, też związaną z odchodzeniem od cech typowo przypisywanych płci  nie powolne przygotowywanie gruntu pod właściwą rozmowę, ale umiejętność szybkiego przejścia do konkretów. Najwyraźniej ideał leży pośrodku.

Wszystko spięło się w całość, kiedy, szukając cytatu do tego wpisu, trafiłam na tekst z 1900 roku, i  zdanie:

Gentleman to istota ludzka łącząca łagodność kobiety z odwagą mężczyzny.źródło

Uświadomiło mi ono, że tę samą definicję można zastosować do kobiet. O ile gentleman to mężczyzna rozwijający w sobie cechy niestereotypowo męskie   takie jak wzgląd na innych, brak machismo, umiejętność powolnego dochodzenia do meritum  bez jednoczesnej rezygnacji z męskości, tak gentlewoman to kobieta wchodząca na obszar psychologicznych cech męskich bez jednoczesnej rezygnacji z cech kobiecych.

(Tu jednak trzeba zaznaczyć, że w przypadku dżentelmanów i gentlewomen seksualność czy rola seksualna nie jest tym, co nachalnie wysuwa się na pierwszy plan – raczej pierwsze skrzypce gra tu rola, jaką te osoby odgrywają w swoim środowisku. I to chyba przyjęcie tego do wiadomości zajęło mi ponad dwadzieścia lat.)

I o tym, jak spiąć ze sobą te dwie rzeczy (o czym mogę pisać, bo porządkowałam to sobie przez wiele lat), i tym, jak postrzegam cechy gentlewoman, będzie jeden z najbliższych wpisów.

P.S. Nie odrzucam archetypu damy. Próbowałam go wdrożyć, frustrowałam się przy tym niemożebnie, i teraz wiem, że po prostu nie jest on moim, przynajmniej na tym etapie życia. Serdecznie pozdrawiam wszystkie damy czytające ten wpis:)

Komentarze

  1. Cześć kochana! Przeczytałam z wielkim zaciekawieniem i doskonale rozumiem, jak mi się wydaje, co masz na myśli mówiąc, że trudno jest Ci utożsamić się z określeniem "dama". Sama też bardzo długo konfrontowałam się z myślą, czy nie zmienić nazwy swojego bloga. Ja wychowałam się tylko i wyłącznie na Nizurskim, Nienackim i Szklarskim, żadnej L.M.Montgomery i żadnej J. Austen ;) I chyba właśnie dlatego.... wciąż zastanawiam się, czy "gentlewoman" to znów nie jest zapożyczenie z męskiego świata, trochę kalka. Wydaje mi się, że o ile "gentle" jako antyteza stereotypowego mężczyzny (siła, władza) jest ok, to antytezą stereotypowego postrzegania kobiety (słabość, podporządkowanie) byłoby raczej jakieś "brave": odważna, waleczna, mężna, stawiająca czoło. Ja w każdym razie postanowiłam stawić czoło funkcjonującemu we współczesnej świadomości społecznej uproszczonemu i zabarwionemu wartościująco obrazowi damy, starając się rozumieć jednocześnie, że w gruncie rzeczy zarówno "gentlewoman", jak i "dama" to są tylko słowa, które każdy rozumie trochę inaczej, przez pryzmat własnych doświadczeń i mentalności. Uściski ślę, H.
    P.S. Ależ mnie kochana zainspirowałaś! :) Świetne miejsce stworzyłaś ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hal, bardzo Ci dziękuję za miłe słowa:) Ogromnie mi miło, że mój blog się spotkał z Twoją aprobatą.

      Na ideę gentlemana jako mężczyzny empatycznego, nie macho, trafiłam w książce Łukasza Kielbana (jednak mnie nie ominęła!:), ale nie ma ona niestety wiele wspólnego z autentyczną etymologią.

      Słowo "gentle" w gentleman znaczyło dobrze urodzony, nie z ludu - tłumaczenie starofrancuskiego terminu gentilz hom. W "Henryku V" Szekspira król wygłasza przemowę motywującą żołnierzy przed bitwą pod Agincourt, i padają w niej takie słowa:

      "For he to-day that sheds his blood with me
      Shall be my brother; be he ne'er so vile,
      This day shall gentle his condition..."

      (w tłum. St. Barańczaka:
      "...bo kto dzisiaj ze mną krew wyleje,
      Zostanie moim bratem; choćby z gminu
      Pochodził, dzień ten nada mu szlachectwo...")

      Później zaczęło oznaczać kogoś z dobrej, choć niekoniecznie arystokratycznej, rodziny, i tak też używano terminu "gentlewoman", jako określenia kobiety z dobrej rodziny, ale niższej rangą, niż lady.

      Usuń
    2. Istotnie, czytałam o tej genezie, choć w dużo mniej erudycyjnej formie niż Twoja, więc jeśli nie będziesz miała nic przeciwko temu, to zanotuję sobie ten przykład (wiesz, że obok cytatów nie przechodzę obojętnie ;)) Ja rzeczywiście odniosłam się do "spotocyzowanego" rozumienia tego określenia. Pozdrawiam ♥

      Usuń
    3. Cieszę się z Twojego pytania i tego, że dzięki Tobie miałam okazję uzupełnić wpis. Oczywiście, cytat i etymologia są Twoje:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty