Ciepło w stylu retro, czyli ubieranie się "na cebulkę" dla zaawansowanych

Modelka w kreacji Jacquesa Fatha, Vogue France, wrzesień 1952

Poprzedniej zimy popełniłam wpis poświęcony temu, jak nie marznąć, nosząc spódnice i sukienki, w którym polecałam sprawdzoną trójcę miłośniczek stylu retro-vintage, czyli buty z cholewką, halkę, i gatki z wełną (noszone na rajstopy). W tym wpisie opowiem o tym, jak osiągnąć naprawdę dobre efekty, termiczne i wizualne, ubierając się „na cebulkę”.

Oto, jakie problemy stoją przed większością z nas, kiedy chcemy zimą ciepło się ubrać, zwłaszcza w stylu retro lub klasycznym:

  • Jakość i skład współczesnych ubrań – szytych z nikłym udziałem naturalnych, grzejących włókien, słabo (lub wcale) podszewkowanych. 

  • Nasze współczesne uprzedzenie względem warstw. Nie wiem, czy cokolwiek zmieniło się wśród młodych kobiet/ w związku z ogromnymi zmianami wyglądu, funkcjonalności, składu i dostępności bielizny na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, ale kiedy byłam na studiach, noszenie podkoszulków na ramiączkach uchodziło za coś dziwnego, śmiesznego i postarzającego. 

  • Dużo rzadziej niż kiedyś, jeśli w ogóle, nosimy futra. W tym miejscu przepraszam osoby wyczulone na wykorzystanie futer w ubraniach, ale to, że moda retro kochała futra i futrzane dodatki, w tym ze zwierzaków zupełnie niejadalnych gatunków, jest niekwestionowalnym faktem (inną sprawą jest to, że nie wszystkich było na nie stać). 

  • Jest u nas chłodniej, niż w krajach, w których często fotografowano modę vintage – Anglii, Francji, wielu częściach Stanów – co może prowadzić do nierealistycznych oczekiwań lub rezygnacji („one może musiały marznąć w imię piękna, ale ja nie będę”). Dla porównania: przeciętne najniższe temperatury zimą w Londynie i Paryżu wynoszą 5°C, w Warszawie i Bostonie (jednym z chłodniejszych amerykańskich miast) – -3°C [1].

  • Zapominamy o tym, że wygląd kobiet odzwierciedlał ich możliwości finansowe, a presja, żeby non stop wyglądać atrakcyjnie w zimie była chyba mniejsza, przynajmniej w klasach pracującej i niższej średniej – tym bardziej, że więcej się wtedy chodziło, a wnętrza były dużo mniej dogrzewane i trzeba było być przygotowanym na chłód. 

Jak ubierać się jak najcieplej?

Musimy być świadomi tego, w co marzniemy, i tego, że praktycznie każde miejsce na ciele można docieplić na kilka sposobów. Jeśli spojrzymy na schemat ludzkiej sylwetki pokazujący, gdzie marzniemy najbardziej, np. na opakowaniu bielizny termoaktywnej, będą to łopatki i okolice talii, zwłaszcza z przodu. Oto kilka przykładów tego, co możemy zrobić:

  • włączyć do garderoby kamizelki (udało mi się kiedyś upolować taką szytą, wełnianą, czułam się w niej jak milion dolców);

  • zacząć nosić pod swetrem lub sukienką koszulę z kołnierzykiem;

  • nosić halkę, lub podkoszulek typu bezrękawnik;

  • nosić biustonosz typu półgorset, który skutecznie zatrzymuje ciepło przy ciele.

Warstwy działają najlepiej, jeśli są „pozamykane”. Podkoszulek będzie zatrzymywał ciepło lepiej, jeśli włożymy go w rajstopy lub półhalkę, koszula – włożona w spódnicę, rozpinany sweter – jeśli założymy na niego pasek (przy okazji strój będzie wyglądał na świadomie zakomponowany, a nie na efekt końcowy wkładania na siebie tego, co nam trafiło w ręce, co przy ubieraniu się „na cebulkę” może się zdarzyć). 

Dobrze jest mieć możliwość regulacji ilości warstw. Kiedy docieramy do pracy i jest tam ciepło, dobrze jest mieć obuwie zmienne i możliwość zdjęcia nie tylko sweterka, ale też np. gatek z długą nogawką, noszonych na rajstopy, legginsów termicznych czy zakolanówek.


Dodatkowa rada: całość stroju będzie wyglądać na skoordynowaną, jeśli dobierzesz kolor rajstop do koloru jednej ze spodnich warstw (np. kołnierzyka koszuli czy widocznego skrawka podkoszulka).

Co nosić?

Jeśli planujesz ubrać się „na cebulkę”, najlepiej założyć pod spód bawełniane, oddychające figi lub szorciki, a następnie:

Półgorset lub stanik przedłużany – jeśli marzniesz w żebra.


Cienką, ciepłą koszulkę, bez rękawów lub z rękawem o długości rękawa sukienki lub bluzki. Kiedyś na chłody polecano kobietom bieliznę z jedwabiu lub orlonu (akrylu); Monika Frese z bloga Lady and the Dress napisała chwilę temu wpis o tym, gdzie kupić ładną bieliznę wełnianą, lub z wełny i jedwabiu; niektórzy bardzo polecają bieliznę z bambusa. Najważniejsze jest to, żeby bielizna była maksymalnie ciepła i maksymalnie cienka, żeby nie psuć linii tego, co na niej. 

A jeśli nie koszulkę, to może halkę? Wiem, że pisałam o niej w poprzednim wpisie, ale jako dodatkowa warstwa uszczelniająca pięknie się sprawdza.

Możesz rozważyć dopasowaną koszulę jako jeszcze jedną warstwę spodnią.

Rajstopy – jeszcze w latach 60. polecano kobietom noszenie dwóch par rajstop, jedna na drugą, lub grubych rajstop streczowych (kolorowych poza miastem, cielistych w mieście). Dziś, o ile nie dotyczy nas ścisły dress code, sprawa jest bez porównania prostsza – w sklepach mamy szeroki wybór ciepłych rajstop, łącznie z rajstopami z dodatkowym ociepleniem w środku (widziałam takie w TK Max, niestety, tylko czarne). Ja w duże chłody noszę granatowe rajstopy Kunert Velvet 80 i jasnoszare termiczne rajstopy z Gatty (edit grudzień 2019: Gatta nieco popsuła się jakościowo. Donaszam stare rajstopy, a nowe kupuję w Calzedonii). 

Jeśli masz ochotę na eksperymenty, możesz włożyć koronkowe rajstopy (ma je w ofercie m.in Calzedonia i H&M) na ciepłe rajstopy w soczystym kolorze. Jeśli wolisz bardziej dziewczęcy styl, rozważ jako kolejną warstwę zakolanówki, przeczytaj tylko najpierw opis pod kątem tego, na ile są obcisłe.

Reformy i spółka  rok temu pisałam o tym, jakim świetnym wynalazkiem są reformy, które noszone na rajstopy zapewniają dodatkową ochronę przed zimnem. Moje reformy Con-ta mają skład 80% bawełny i 20% angory, i naprawdę solidnie grzeją; ich wadą jednak (poza kontrowersyjną angorą w składzie) jest to, że mimo delikatnego traktowania solidnie się rozciągnęły. Wczoraj kupiłam gatki o składzie 70 % wełna, 30 % jedwab, polecanym dla wrażliwców, i rozważam kupno kolejnych, z długą nogawką.

Wiem, że dziewczyny noszące ubrania retro i vintage, lub po prostu głównie spódnice, wykorzystują jako dodatkową warstwę krótkie legginsy z merynosa, bieliznę modelującą czy spodenki kolarskie. Noszenie spodenek pod spódnicę nie jest współczesnym pomysłem – w książce „Moda w okupowanej Francji i jej polskie echa”, Krzysztof Trojanowski pisze:

„Po (...) zaaprobowaniu przez paryskich krawców szybko rozpowszechniła się praktyka zakładania kilku warstw odzieży, według indywidualnych zasobów i możliwości, co późną jesienią reklamowano w prasie jako „nową formułę”. Jednym ze sprawdzonych pomysłów był komplet składający się z bluzki koszulowej, spodenek ściąganych pod kolanem, wełnianego kostiumu z długim i dopasowanym w talii żakietem i spódnicą, do tego kurtka…” (str. 86)

Wkładki ocieplające z wełny owczej do butów (przynajmniej osłaniających kostkę).

***

Mój zestaw na dziś (2°C, wiatr 19 km/h) to:

  • warstwa spodnia: stanik, figi, podkoszulek bawełniany, rajstopy Kunert Velvet 80, dodatkowo gatki z angorą. 

  • warstwa wierzchnia: wełniana (szyta u krawcowej, oczywiście podszewkowana) sukienka, 

  • warstwa zewnętrzna: kurtka puchowa, (w zasadzie mógłby być plaszcz), cienki, ale ciepły i niegryzący szal z wełny, czapka, wysokie buty, rękawiczki na jedwabiu.

Mam nadzieję, że powiedziałam Ci w tym wpisie coś nowego. Jeśli myślisz, że ktoś z Twoich znajomych mógłby skorzystać z tego tekstu – mama, której jest ciągle zimno, przyjaciółka, która chciałaby się ubierać bardziej stylowo, ale w obliczu szarości i zimna kapituluje, koleżanka marznąca w drodze do pracy  podeślij im go, albo podziel się nim na Facebooku. Będzie mi bardzo miło, jeśli trafi do szerszego grona osób:-)

Komentarze

Popularne posty