Zabawy z czasem, czyli jak nie zwariować

W 1989 roku Jean Giraud, znany pasjonatom komiksu jako rysownik Moebius, a kina – jako twórca koncepcji graficznych takich filmów, jak „Obcy – ósmy pasażer Nostromo” czy „Piąty element”, przyjął zlecenie na narysowanie serii reklam kawy Maxwell House, które miały być opublikowane we francuskich czasopismach. Celem kampanii było przekonanie Francuzek, że robienie sobie przerwy na kawę w ciągu dnia nie tylko nie powinno w nich wzbudzać poczucia winy, ale wręcz jest czymś, co im się należy.

Bohaterką kampanii, zatytułowanej „Grain de Folie”, czyli „Odrobina szaleństwa”, była Tatiana, szykowna i opanowana młoda kobieta, która na każdej planszy znajduje się w jakiejś trudnej sytuacji; przechodzi przez chybotliwy most linowy, znajduje się sama w dżungli po katastrofie lotniczej, jest otoczona przez dzikie zwierzęta. Jednak Tatiana zawsze wygląda nieskazitelnie, patrzy na świat wokół siebie, jak na piękny zachód słońca, i popija kawę z białej filiżanki.

Jeśli wczytamy się w podpisy pod reklamami, zobaczymy, że sytuacje, którym stawia czoła Tatiana, tak naprawdę są wyzwaniami dnia codziennego:

Tatiana naprawdę nie znosiła, gdy przeszkadzano jej podczas przerwy.

Tatiana nie wyobrażała sobie, by nie zrobić sobie małej przerwy między dwoma ładunkami prania.

Tatiana zrobiła sobie zasłużoną pięciominutową przerwę między wizytą u fryzjera a zakupami.

Przerwa była ulgą dla Tatiany, zanudzonej intelektualnym bełkotem.

Wciąż daleko mi do Tatiany, choć robię postępy – głównie dzięki temu, że z czasem uczę się szacunku dla siebie, pojęcia-klucza, które ma zastosowanie w większej ilości sytuacji, niż pomyślałabym jeszcze kilka miesięcy temu. To szacunek dla siebie sprawia, że nie chcę dać się zwariować i staram się dawać odpór pośpiechowi.

Nie bój się, że dając sobie chwilę na odpoczynek, coś zawalisz. Działa tu bowiem paradoks, o którym wspominałam we wpisie o śniadaniach w łóżku; jeśli raz na jakiś czas zignorujemy pędzącego Białego Królika w naszej głowie, i pozwolimy sobie na chwilę dla siebie, mózg odwdzięczy nam się, podsuwając sposoby na sprawniejszą organizację dnia.

Podzielę się z Wami kilkoma sposobami na walkę z pośpiechem, które realnie mi pomagają:

Skupienie się na chwili obecnej

  • Przed stresującymi wydarzeniami staram się angażować w to, co dzieje się w danej chwili, zamiast myśleć o tym, co czeka mnie za kilka dni lub godzin, i włączać tryb „oby już było po”.

  • Co więcej, z biegiem lat zbieram coraz więcej dowodów na to, że większość sytuacji, które budzą moje obawy lub niechęć, nie jest wcale taka zła, jeśli – kiedy już się dzieją – po prostu  przeżywam je z chwili na chwilę.

Nicnierobienie

  • Medytacja. Pominąwszy inne korzyści płynące z medytacji, nawet pięć minut dziennie „bycia poza  czasem” to świetna okazja dla ciała i umysłu, by przypomniały sobie, jak jest naturalnie odczuwać przepływ czasu, bez presji pośpiechu. Sama nigdy nie jestem w stanie wygospodarować na to więcej, niż kwadrans, a i tak przysięgłabym, że pomaga.

  • Przerwy na oddychanie. Kilka razy w ciągu dnia staram się przez jakiś czas świadomie obserwować swój oddech i o niczym nie myśleć. Można umówić się ze sobą, że robimy to stojąc w kolejce, na światłach, o każdej pełnej godzinie itp. Niby nic, a jestem pod wrażeniem tego, jak bardzo te krótkie chwile pozwalają wyhamować impet dnia.

  • Wolne przebiegi. Przez kilka lat po urodzeniu dziecka starałam się maksymalnie wykorzystać każdą chwilę. Jakieś dwa-trzy lata temu zorientowałam się, że mi to nie służy, że – jak Bilbo – czuję się coraz cieńsza, rozciągnięta, jak masło rozsmarowane na zbyt dużej kromce chleba. Powoli zaczęło do mnie docierać, że nie każdą chwilę trzeba sobie zająć; ważne jest także to, żeby pozwolić sobie na poobserwowanie świata, popatrzenie na budynki za oknem tramwaju, skupienie się przez chwilę na byciu, a nie odwracanie od niego uwagi audiobookiem, telefonem czy książką.

Upraszczanie

  • Lubię sobie przypominać, że duża część terminów jest tylko w mojej głowie; nie wszystko muszę zrobić teraz, i nie wszystko muszę zrobić w ogóle (bluźnierstwo!).

  • Jeśli masz dzieci, postaraj się zaobserwować, czy popędzasz je odruchowo, i jak nakłaniasz je do tego, by coś robiły szybciej. Bądź świadoma tego, że być może uczysz już kilkuletnie dziecko ulegać presji czasu; nie mówię o tym, żeby zupełnie przestać to robić, ale żeby tego nie robić bezrefleksyjnie, nieświadomie, nieprzemyślanym językiem.

  • Jeśli masz ten luksus, że w pracy bądź w życiu prywatnym możesz komuś powiedzieć, że ich brak planowania nie oznacza, że będziesz potem coś robić na zapalenie płuc, skorzystaj z tego. Zadziwiające, jak te słowa sprawiają, że innym natychmiast otwierają się zapasowe kieszonki czasu.

I jeszcze kilka sposobów na to, by zaprzyjaźnić się z czasem:

Świętuj codzienność

  • Puść muzykę, zatańcz, upiecz ciasto, kup kwiaty w zwykły, najzwyklejszy dzień. 

  • Zaglądaj do kalendarza świąt nietypowych (wczoraj był Międzynarodowy Dzień Palących Fajkę, a w niedzielę będzie Dzień Niespodziewanego Całusa), i kalendarza urodzin znanych ludzi (dziś są urodziny Niny Simone, Alana Rickmana i Zdenka Milera, twórcy Krecika). Może dziś są urodziny Twojego bohatera lub bohaterki, kogoś, czyja praca Cię inspiruje lub podnosi na duchu? To powód do obchodów, choćby jednoosobowych!

Twórz rytuały 

(Bo super jest mieć tajne rodzinne zwyczaje!)

  • Świętowanie w cyklu rocznym ma ogromną, ugruntowującą siłę  można świętować pojawienie się pierwszych gruntowych truskawek, pierwszy śnieg, pierwszy dzień szkoły. Łączy to nas z cyklem rocznym, oswaja upływ czasu i sprawia, że czekamy na nasze sekretne święto.

  • Możesz też „zaadoptować” fajne zagraniczne święta i zwyczaje związane z konkretnymi datami. Ja lubię La Chandeleur, obchodzone 2 lutego we Francji Święto Świec, kiedy rodzice robią dzieciom naleśniki, i francuski zwyczaj wręczania konwalii 1 maja, w Święto Pracy. 

Znajdź domowy rytm

  • Jestem dużo spokojniejsza, kiedy dom funkcjonuje wypracowanym rytmem kąpieli, prania, czyszczenia butów, pieczenia ciasta w weekend. Dzięki temu unikam nagromadzenia obowiązków, wiem, kiedy pracuję i kiedy odpoczywam, a czasem udaje mi się pracować i odpoczywać równocześnie.

  • Jednocześnie jednak, ponieważ mam skłonność do realizowania planów za wszelką cenę, muszę pilnować tego, by raz na jakiś czas się z tego rytmu wyłamać  – wyjechać, zrobić coś spontanicznie, wyjść ze strefy komfortu. 

I na koniec: to, że możemy wybrać, jak traktujemy naszą codzienność, daje nam przynajmniej częściową władzę nad czasem i pozwala zachować spokój. Ja postaram się brać w nadchodzącym tygodniu wzór z Tatiany:-)

Jeśli znasz komuś, komu mógłby przydać się ten tekst, proszę, wyślij im go, albo podziel się nim na Facebooku. Będzie mi miło, jeśli trafi do szerszego grona odbiorców. Pozdrawiam i dziękuję za to, że mnie czytasz!


Jeśli szukasz postów o podobnej tematyce, znajdziesz je pod tagiem slow.

Informacje o kampanii Maxwell House znalazłam w artykule “Moebius for Maxwell House, 1989.” DangerousMinds, 15 Jan. 2019, klik

Komentarze

  1. Uwielbiam takie posty i tak... chce być jak Tatiana. W mojej głowie zawsze taka jestem, a w życiu, no cóż, niestety najczęściej daje się porwać pędowi, emocjom, schematom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Myślę, że większości z nas przydałoby się podhodowanie naszej wewnętrznej Tatiany - ten wpis powstał dlatego, że czeka mnie trudny tydzień, i chciałam przypomnieć sobie wszystkie drobne rzeczy, które mogą coś zmienić.

      Usuń
  2. Czyli albo znajdziemy sposób, żeby nie oszaleć albo zwariujemy z resztą świata ;) Witam się nieśmiało, rozglądam po blogowych kątach i przyznam, że bardzo mi się tu podoba. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry! Ja doszłam do wniosku, że wariować z resztą świata nie zamierzam, bo fizjologia mi nie wyrabia; mam zamiar stawiać odpór i działać siłą i godnością osobistą... ;-)

      Miło mi, że Ci się u mnie podoba - przyszły tydzień sponsoruje estetyka lat czterdziestych, bo taki mam tu mieszany program, ale slow cały czas się przewija.

      P.S. Zajrzałam na Twojego bloga. Trzymam kciuki za balans i wełniane skarpety!

      Usuń
  3. "Powoli zaczęło do mnie docierać, że nie każdą chwilę trzeba sobie zająć; ważne jest także to, żeby pozwolić sobie na poobserwowanie świata, popatrzenie na budynki za oknem tramwaju, skupienie się przez chwilę na byciu, a nie odwracanie od niego uwagi audiobookiem, telefonem czy książką." - ojej, jestem właśnie w tym momencie życia (7 miesięcy po urodzeniu dziecka)! Każdą chwilę usiłuję czymś wypełnić. Już teraz widzę, że coś jest nie tak, dlatego postaram się nad tym pracować i może tak jak Ty wypracuję sobie zdrowy stosunek do czasu.
    Jestem tu pierwszy raz, ale bardzo mi się podoba! Będę wpadać częściej ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć:-) naprawdę Cię podziwiam, że zabrało Ci to tylko 7 miesięcy! U mnie trwało to o wiele dłużej,i nadal ciągnie mnie do multitaskingu, dlatego muszę starać się być bardzo świadoma tego, co robie i jak - stąd te posty:-) pozdrawiam,
      Ewa

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty