Odrobina luksusu na co dzień: notatki z lektury "Szczygła" Donny Tartt

Dzisiejszy wpis, pomyślany jako kontynuacja tego, jednego z częściej odwiedzanych na blogu, miał pojawić się pod koniec roku, kiedy planowałam wreszcie przeczytać "Szczygła" w przerwie świątecznej (to 838 stron i wydanie mocno stacjonarne, a nie jest to aż takie dzieło). Ponieważ jednak w którejś z ostatnio czytanych przeze mnie książek pojawił się wątek kolekcjonerstwa sztuki, złamałam się i zamówiłam "Szczygła" w bibliotece, po czym natychmiast, jakże dogodnie, dostałam Covida. 

***

W książce Tartt linie podziału przebiegają nie tylko między starym światem a nowym, światem ludzi kochających sztukę i ludzi patrzących na nią jako źródło zysku, ale też między ludźmi zorientowanym na pieniądze i o finanse nie dbających. Oczywiście, jeśli się zastanowić, ci z bohaterów Tartt, którzy nie zawracają sobie zbytnio głowy pieniędzmi, są w gruncie rzeczy dość dobrze sytuowani, a brak pieniędzy, uwypuklony w książce przez kontrast z uprzednią lepszą sytuacją finansową, w wielu gospodarstwach domowych stanowiłby absolutną normalność:

W nocy mama siedziała do późna z kalkulatorem, przeglądając rachunki. Chociaż czynsz za mieszkanie był regulowany, utrzymanie się bez pensji ojca wymagało co miesiąc istnej ekwilibrystyki, bowiem owo nowe życie, które sobie ułożył gdzie indziej, nie przewidywało wysyłania alimentów. Właściwie nie przeszkadzało nam, że musimy robić pranie w suterenie, chodzić na popołudniowe seanse, a nie te wieczorne w pełnej cenie, posilać się pieczywem z poprzedniego dnia i tanią chińszczyzną na wynos (makaron, omlet) czy też odliczać drobne na bilety autobusowe. (str. 64)

Mimo wszystko w książce znalazłam kilka ciekawych pomysłów na to, jak przy niskich, niższych, lub wręcz żadnych nakładach finansowych wynieść swoje życie na trochę wyższy poziom, "poziom plus jeden", o którym pisałam w poprzednim wpisie, czyli włączyć weń rozsądne luksusy, które sprawiają, że czujemy się dobrze i pomagają nam lepiej funkcjonować.

Wizyty w muzeach

Nie byłoby "Szczygła" bez brzemiennej w skutki wizyty w muzeum, dokąd uosabiająca wszystko, co piękne i dobre matka bohatera zabiera go pewnego deszczowego dnia. Ta wizyta jest jednak jedną z wielu, bo jej zamiłowanie do muzeów ("[kiedy] tylko miała wolną chwilę, zawsze maszerowała prosto do Frick Collection, MoMA lub Met", str. 25) świadczy o umiłowaniu piękna, co w świecie Tartt niejako automatycznie stawia bohaterów po stronie aniołów:-) Mama Theo tak wspomina młodość w Nowym Jorku:

Oj, wiesz, śmigałam, jak to ja, z miejsca w miejsce. Bez pieniędzy, z dziurami w rajstopach, żywiąc się owsianką. Możesz wierzyć lub nie, ale w niektóre weekendy przychodziłam tu na piechotę. Oszczędzałam na przejazd do domu. To było w czasach, kiedy zamiast kart używało się żetonów. I chociaż oczekuje się od zwiedzających, że zapłacą za wejście do muzeum… Tak zwane dobrowolne datki?… Cóż, musiałam chyba wtedy mieć większy tupet, a może po prostu robiło im się żal na mój widok (...) (str.23)

Sama w te wakacje nadrabiałam muzealne zaległości, częściowo w towarzystwie koleżanki po fachu, i dotarło do mnie, że najwyższy czas wyrobić legitymację nauczycielską (25 zł zamiast 40 za Witkacego w MNW, 35 zamiast 45 za Botticellego na Zamku Królewskim). Nie mam nic przeciwko płaceniu za bilety, bo wolę zwiedzać w dni płatne, a w mniejszym tłoku, ale jednak wolę płacić mniej niż więcej.

Albumy

Jednym z powodów, dla których żałuję, że nie wyjeżdżam częściej za granicę, jest jakość oferty kulturalnej w Polsce. Rozumiem, że i tak żyję w mieście, gdzie za 500 zł miesięcznie można mieć indywidualne lekcje z laureatem prestiżowych konkursów pianistycznych w lokalnym domu kultury (autentyk!), ale jednak do Berlina czy Wiednia, że na nich poprzestanę, nam daleko. Dlatego, chociaż uwielbiam patrzeć na obrazy pod światło, przyjmując czasem dziwne pozy, zaakceptowałam albumy. Oto znów mama Theo, mówiąca o tytułowym "Szczygle" Carela Fabritiusa z 1654:

- To chyba pierwszy obraz, który naprawdę pokochałam – opowiadała mama. – Nigdy nie uwierzysz, ale znalazłam go w albumie, który w dzieciństwie wypożyczałam z biblioteki. Siadałam na podłodze przy łóżku i wpatrywałam się w ten obraz godzinami, bez reszty zafascynowana: w tego maluszka! I wiesz, to niesamowite, ile można się dowiedzieć o obrazie, spędzając mnóstwo czasu z reprodukcją, nawet z niezbyt dobrą reprodukcją. Najpierw pokochałam tego ptaszka chyba tak, jak można pokochać domowego zwierzaka, a później pokochałam sposób, w jaki został namalowany. (str. 32) 

O książkach i materiałach online o historii sztuki pisałam tu, a niedawno trafiłam w bibliotece na serię "Arcydzieła malarstwa"przepiękne albumy wydawnictwa Arkady. Oczywiście, dla mnie przepustką do "poziomu plus jeden" może być kontakt ze sztuką, ale myślę, że każda dziedzina, która Was interesuje, jest jakoś dostępna dzięki książkom, filmom, muzeom, internetowi.

Kojąca przestrzeń

Chociaż mieszkanie Barbourów było olbrzymie jak na nowojorskie standardy, znajdowało się na niskiej kondygnacji i praktycznie rzecz biorąc, pozbawione było światła, nawet od strony Park Avenue. Chociaż noc nigdy nie była tam właściwie nocą, a dzień do końca dniem, światło lamp odbijające się od polerowanego dębu tworzyło atmosferę swojskości i bezpieczeństwa jak wewnątrz prywatnego klubu. Przyjaciele Platta nazywali je „upiornią”, a mój ojciec, który parę razy odebrał mnie stamtąd po tym, jak nocowałem u Andy’ego, mówił, że jest tam jak „u Franka E. Campbella” – od nazwy domu pogrzebowego. Lecz ja znajdowałem rodzaj ukojenia w tym przestronnym, bogatym, przedwojennym mroku, w którym łatwo było się zaszyć, chcąc uciec przed rozmowami i spojrzeniami innych. (str. 88)

Trzy miejsca, w których koję nerwy i najadam się pięknem, to ekspozycja stała Muzeum Narodowego, Park Ujazdowski i Ogród Botaniczny UW. Wychodząc z nich, czuję się spokojna, elegancka i odporna na różne (życiowe) różności pewnie także dlatego, że w tych miejscach jestem otoczona ludźmi, którzy raczej nie przyszli tam się spieszyć, denerwować ani walczyć o byt ("Tam zawsze ład, piękno, przepychy/ I rozkosz, i spokój trwa cichy"). To z kolei przypomina mi jeden z ulubionych cytatów z innej książki, powieści Kathleen Tessaro, gdzie takim miejscem dla bohaterki jest kawiarnia w drogim hotelu:

I wtedy zdaję sobie sprawę z czegoś jeszcze: jest tak, jakby grawitacja była tu silniejsza, niż gdzie indziej. Wszyscy wydają się poruszać odrobinę wolniej niż zwykli ludzie. (...) Z wolna uświadamiam sobie, że wszędzie wokół, na tle szmaragdowego pluszu foteli, rozgrywają się chwile przełomowe: oświadczyny, rocznice, zdrady. Nic dziwnego, że wszyscy poruszają się tak powoli. (str. 215-216)

Zapach

(...) tęskniłem za ciemnością i spokojem domu Hobiego, za jego zagraconymi pokojami i zapachem starego drewna, herbacianymi liśćmi i tytoniowym dymem, miskami pomarańczy na kredensie i świeczkami z pszczelego wosku. (str. 222)

Luksus u Tartt ma zapach zadbanego drewna, zmienianych co tydzień eleganckich kompozycji kwiatowych i drogich czasopism; domowość i komfort pachnie tak, jak kawalerskie gospodarstwo Hobiego, opiekuna, a potem partnera biznesowego Theo.  

Warto się zastanowić nad tym, jak pachnie nasz dom, pomyśleć o doborze nie tylko  kosmetyków pielęgnacyjnych, ale też past do butów (Saphir!), chemii domowej, kosmetyków do prania (ostatnio ukochałam Woolite z keratyną, za zapach), cedrowych prawideł, pachnących saszetek/ wkładów zapachowych do szuflad, czy perfumowanego papieru do ich wykładania.

Celebracja posiłków

Dla zapachu domu istotne jest też to, co i jak jemy co gotujemy, co pieczemy; ostatnio stwierdziłam, że muszę wrócić do regularnego gotowania, i połykam książki kucharskie szukając tej jedynej, zawierającej przepisy trafiające w nasze gusta, a przy tym nie wymagające długiego stania w kuchni (wszystko jednak wskazuje na to, że tę książkę mam i znam, a tylko czekam na objawienie).

Hobie oferował znerwicowanemu Theo stabilny punkt dnia w postaci wspólnego wieczornego posiłku, który był też okazją do (kulinarnego) otwierania świata przed chłopcem i wspólnych wypraw:

Kolacja była tą porą dnia, na którą czekałem najbardziej. (...) cały dzień kręcił się wokół kolacji. Gdzie zjemy? Kto przychodzi na kolację? Co mam ugotować? Lubisz pot au feu? Nie? Nigdy nie próbowałeś? Ryż cytrynowy czy szafranowy? Konfitura z fig czy moreli? Chcesz się ze mną przejść do Jefferson Market? (str. 432)

Jakość vintage

Pokiwałam ze zrozumieniem głową, czytając fragment, w którym Theo wraz z narzeczoną wybierają serwisy do listy prezentów ślubnych:

konsultantka pokazywała nam coraz to nowe serwisy, wyraźnie licząc na to, że zmusi mnie do bardziej stanowczego wyrażenia preferencji, i łagodnie objaśniała subtelne detale każdego z nich, tutaj pozłacane srebro, tam ręcznie malowane krawędzie, aż byłem zmuszony ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć, co naprawdę myślę: że pomimo kunsztu producentów nie robiło mi zupełnie żadnej różnicy, czy Kitsey wybierze wzór x, czy wzór y, bo jeśli chodzi o mnie, wszystkie są w zasadzie takie same: nowe, pozbawione uroku, martwe, nie wspominając o cenie: osiemset dolarów za wyprodukowany wczoraj talerz? Jeden talerz? Można było zdobyć piękną osiemnastowieczną zastawę za drobną część ceny tych zimnych, błyszczących, powstałych przed chwilą skorup. (str. 549)

Dawniej zdecydowanie robiono lepszą porcelanę i ceramikę; dość wspomnieć, że jakiś czas temu zamówiłam w Chodzieży dodatkowe elementy do już wycofanego ze sprzedaży codziennego serwisu, i jakież było nasze zdumienie, kiedy odpakowaliśmy nowe talerze ciężkie od szkliwa, z wypukłymi, ozdobnymi elementami prawie niewidocznymi pod jego grubą warstwą. Pani w sklepie powiedziała, że to dlatego, że prawie każdy kupujący talerze pyta, czy nadają się do zmywarki (której nie mamy). 

Rzecz jasna, możecie powiedzieć, mówimy o tanich, naprawdę tanich przedmiotach. Ale gdybym Wam powiedziała, że współczesne zegarki, i to tych drogich marek, wykonywane są z dużo mniejszą starannością niż ogólnodostępne modele zegarków z lat 60. i 70.? Że większość fotografii współczesnych zegarków i biżuterii w internecie i magazynach to rendery, a rzeczywistość jest o wiele bardziej toporna? Że mam kilka pięknych vintage'owych zegarków marek, na których współczesne produkty żywcem nie byłoby mnie stać?

Nie weszłam jeszcze w temat starej biżuterii, choć modele dostępne w polskich salonach naprawdę mało mi się podobają (notatka na marginesie, dla mnie i dla Was: w Rempexie 13 grudnia będzie aukcja biżuterii, może czas się zainteresować). 

Dużym zaskoczeniem była też dla mnie informacja, że warto szukać starych piór rysownik, na którego kurs zapisałam się na Domestice, powiedział, że zbiera pióra z lat 40., bo często są świetnej jakości – ma m.in. Watermana, Sheaffera, Eversharpa.

Lektura

W jednym z ostatnich filmów Ruby Granger, czołowa youtuberka niszy StudyTube, dzieliła się tym, że ostatnio zaczęła czytać każdego ranka książki filozoficzne, po 15 minut, aktualnie "Ucztę" Platona:

ustawiam timer na 15 minut i czytam bardzo powoli (...) a rozpoczęcie dnia od tego bardzo intencjonalnego aktu czytania i myślenia sprawia, że jestem bardziej refleksyjna i rozważna przez resztę dnia. (klik)

Przypomniałam sobie o tym, gdy Theo opisywał, jak zareagował na "Waldena" Thoreau (książkę, do której ostatnio robiłam kolejne nieudane podejście):

Druga grupa na angielskim czytała "Wielkie nadzieje". Moja czytała "Waldena"; i znalazłem schronienie w chłodzie i ciszy tej książki, wytchnienie od metalicznego blasku pustyni. Podczas porannej przerwy (...) stanąłem w najbardziej zacienionym zakątku, jaki mogłem znaleźć, z tanim wydaniem "Waldena" w miękkiej oprawie i podkreśliłem na czerwono mnóstwo szczególnie krzepiących sentencji: „Większość ludzi prowadzi życie w cichej rozpaczy”. „Nawet w tym, co zwie się zabawami i rozrywkami ludzkości, kryje się stereotypowa, lecz nieświadoma rozpacz”. Co by Thoreau pomyślał o Las Vegas: jego światłach i zgiełku, jego tandecie i fantazjach, jego projekcjach i pustych fasadach? (str. 253)

Oczywiście, nie musicie czytać filozofii (ja swego czasu czytałam rozdział stoików co weekend, i czas do tego wrócić); wyobrażam sobie czytanie w podobnym celu Biblii (najłatwiej zacząć od Ksiąg Mądrościowych i Psalmów), poezji, lub czegokolwiek innego, co przenosi czytelnika w wymiar uniwersaliów, ponadczasowości.

A co Wy mi doradzicie? :-)

Bibliografia:

Tartt, Donna. Szczygieł. Tłum. Jerzy Kozłowski, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2015. 

Tessaro, Kathleen. Elegancja. Tłum. Małgorzata Pasicka, Wydawnictwo Otwarte, 2006.

Zdjęcie tytułowe: Priscilla Du Preez, Unsplash.

Komentarze

Popularne posty