Retro na ulicach: estetyka domu mody Biba

Zdjęcie: Elizabeth Novik dla magazynu "Biba", grudzień 1969

Czytając To nie są moje wielbłądy” natknęłam się na wzmianki o Barbarze Hulanicki, Polce, która otworzyła w Londynie pierwszą, kultową proto-sieciówkę z odzieżą dla młodych. Sukces Biby był meteoryczny; w roku 1963 Hulanicki (projektantka używała męskiej formy nazwiska przekonana, że tak łatwiej się wylansuje) sprzedała wysyłkowo pierwsze sukienki inspirowane sukienką noszoną przez Brigitte Bardot, w 1963 roku otworzyła pierwszy, maleńki butik, a w 1975, kiedy Biba zajmowała już okazały, fantazyjnie urządzony sześciopiętrowy budynek, straciła kontrolę nad marką i odeszła (przez lata projektowała i wraz z mężem prowadziła stronę biznesową sklepów Biba). Biba zniknęła z rynku jeszcze w tym samym roku.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Barbara Hulanicki. Ważne jest tylko jutro” Judyty Fibiger, wyd. Znak literanova, 2017. 

Modelka Ingrid Boulting w zielono-bursztynowej sukience Biby z tłoczonego aksamitu 
sesja dla magazynu Vogue (grudzień 1969).

Rewolucja

Rewolucja, jaką było wprowadzenie na europejski rynek mody typu high street fashion (jeszcze nie masowej, ale produkowanej w wielu egzemplarzach) była możliwa dzięki trzem rzeczom. 

  • W latach 60. brytyjskie nastolatki mogły po raz pierwszy legalnie pracować na pełen etat - bardzo młodzi ludzie po raz pierwszy mieli siłę nabywczą, choć nienajwyższą (a ubrania Biby, przynajmniej na początku, były bardzo tanie, szyte z niedrogich tkanin, takich jak sztruks czy satyna). 

  • Młodzi mieli absolutnie zero chęci, żeby nosić dostępne na rynku tanie, brzydkie, niewygodne ubrania (byli skłonni poczynić wyjątek dla niewygodnych, gryzących kurtek i płaszczy z Biby, ale tylko dla nich).

  • Ich sylwetki bardzo sprzyjały taniej w produkcji odzieży. Barbara Hulanicki wspomina, że produkowanych przez krótki okres ubrań w rozmiarze 12 nikt nie chciał nawet kraść; większość ubrań sprzedawanych w sklepie było w rozmiarach 6 i 8. Jak mówi Hulanicki, 

„[pierwsze ubrania Biby] były przede wszystkim bardzo proste. Miały zaledwie dwa szwy i zaszewkę na biuście. Tworzyły jednak piękny kształt na ciele. Ponieważ dziewczyny były wtedy bardzo szczupłe, a Angielki mają do tego długie nogi, wyglądały świetnie. Wszystkie miały pracę i nie miały zwyczaju jeść ogromnych posiłków. To powojenne pokolenie było pozbawione w dzieciństwie protein i dlatego było przepięknie smukłe. Marzenie każdego projektanta! Naprawdę nie musiały się zanadto wysilać, by wyglądać oszałamiająco.” (103-4)

Nostalgia

Tym młodym ludziom Hulanicki sprzedawała jednak ciemne, ciocine (jak to sama kiedyś określiła: pogrzebowe) kolory i inspirowane historią fasony. Najważniejsze kolory Biby to „[śliwkowy], brudna purpura, krwista czerwień, butelkowa zieleń, ciemny turkus, róż w kolorze orchidei, fiolet, brąz, czerń, perłowoszary, musztardowy” (136) oraz kolor rdzy w zimie, a latem – brudne pastele.

Od lewej: sukienka z 1970 roku; Twiggy w makijażu Biby; sukienka z 1972 roku.

Fasony, w odróżnieniu od wcześniejszego graficznego stylu modsów, były nostalgiczne, inspirowane sztuką prerafaelitów, edwardiańskimi Gibson Girls, modą lat dwudziestych i trzydziestych, oraz klimatem filmu noir ( tweedy w jodełkę, gangsterskie kapelusze).

„Bardzo interesującym zjawiskiem jest to, gdy kolejne pokolenia interesują się modą z przeszłości. Mają do niej zupełnie inne podejście i tworzą coś będącego wynikiem inspiracji, przetrawienia historii oraz własnych pomysłów. To jest dla mnie niezwykle ciekawe.” (227)

Na zdjęciu powyżej widać, od lewej: reklamę Biby inspirowaną grafikami Aubreya Beardsleya (1872-1898); zdjęcie Sarah Moon przedstawiające modelkę jako Gibson Girl; zdjęcie reklamowe Biby przedstawiające modelkę w ubraniu inspirowanym latami trzydziestymi – wydłużona sylwetka, turban z egretą; utrzymane w klimacie noir zdjęcie z katalogu Biby z roku 68.

Poniżej – utrzymana w klimacie gangsterskim kolekcja z tweedu z lat 60., wpisująca się w trend gender-bender.

„Ludzie, którzy u nas kupowali, nie mieli zielonego pojęcia, że z tymi ubraniami, z ich wyglądem wiąże się jakaś historia. Byli jak niezapisana kartka, kompletnie blank, zupełnie nieświadomi. I to było wspaniałe: oni nie mieli nic, a my pokazywaliśmy im drogę… To było naprawdę fantastyczne!” (pp.41-42)

Styl totalny

W ramach marki Biba, Barbara Hulanicki produkowała także własne kosmetyki (o nich za tydzień), bieliznę i T-shirty (z tego, co rozumiem, de facto wprowadziła T-shirt do świata mody, zamawiając nietypowo jak na tamte czasy skrojone koszulki w fabryce produkującej bieliznę już od czasów wiktoriańskich). Po części było to pewnie model biznesowy (kup niedrogo, ale dużo), a po części było to spowodowane tym, że kroje i kolory ubrań Biby były bardzo zobowiązujące. Do sukienek Biby trzeba było dokupić pasujące rajstopy i ciemne buty, do spodni  – żakiety i kapelusze. Jak pisze Judyta Fibiger: „Nie można było do zwykłego stroju dodać sobie jakiegoś elementu ubrania z Biby. To wymagało stuprocentowego poświęcenia.” (136)


Na filmie poniżej widać ten styl („matchy-matchy”, jak nazywała go Hulanicki) na modelkach:


Styl życia i czarne pieluchy

Konsekwencją ubierania się w Bibie była narastająca chęć przemiany świata wokół siebie. Hulanicki dała swoim klientom taką możliwość, jednocześnie spełniając marzenie o stworzeniu domu towarowego w przedwojennym stylu. W „Dużej Bibie”, ostatnim, największym salonie marki, prócz ubrań i elementów wystroju wnętrza, dostępne było praktycznie wszystko, począwszy od czarnych pieluch, przez kolorowanki dla dorosłych, a na puszkach z fasolką skończywszy.

od lewej: klatka schodowa, wejście i dział łazienkowy "Dużej Biby" 

Wnętrze „Dużej Biby” odzwierciedlało mnogość inspiracji widocznych w kolekcjach Barbary Hulanicki. Sklep mieścił się w siedmiopiętrowym budynku w stylu art deco – kompletnie, według Hulanicki, niedocenianym przez Anglików – a jego wystrój łączył art deco z secesją, pop-artem, stylem wiktoriańskim i wpływami orientalnymi (jako dziecko mieszkała przez jakiś czas w ówczesnej Palestynie, gdzie jej ojciec był polskim konsulem). Na dachu budynku, w ogrodzie, mieściła się droga restauracja.

Dziedzictwo

Pierwsze próby reaktywowania tej kultowej marki z bardzo lojalną klientelą, podjęto praktycznie od razu po tym, jak zniknęła z rynku, w 1977 roku. W połowie lat 90. spróbowano ponownie. Ponieważ za każdym razem używano identycznego logo i podobnych metek, jak w oryginalnych ubraniach Biby projektowanych przez Barbarę Hulanicki, wielu ekspertów ma problem z wyłowieniem oryginalnych modeli z lat 60. i 70. Kolejne dwie próby podjęto niedawno – najpierw w 2006, potem w 2009 roku; w 2014 po raz pierwszy poproszono Barbarę Hulanicki, by zgodziła się zostać konsultantką marki.

Za zakończenie klimatyczny (choć nieco w typie "pokoloruj drwala") lookbook z roku 2012, i link do najnowszej kolekcji – faktycznie spełniły się przepowiednie Hulanicki, twierdzącej, że marka jest skazana na zatracenie swego charakteru.


Jeśli spodobał Ci się ten wpis – podziel się nim, proszę, na Facebooku! Na kolejny wpis zapraszam w czwartek, a w poniedziałek za tydzień pojawi się materiał o makijażu w stylu Biba girl.

Komentarze

Popularne posty