Sztuka życia według Kawafisa

Ostatnio spędzam wiele czasu z pewnym dżentelmenem z poprzedniego przełomu wieków – Konstandinosem Petru Kawafisem, (1863–1933) aleksandryjskim Grekiem. 

Jego pisarstwo ukształtowało poczucie fatalizmu – w dzieciństwie stracił ojca i rodzinną fortunę, jako dorosły stracił dziesięć najbliższych sobie osób w ciągu dwudziestu lat, ciężko było przyzwyczaić mu się do zaściankowości Aleksandrii, konieczności pracy zarobkowej (był pracownikiem ministerialnym, ale na godnym poziomie utrzymywał się dzięki grze na giełdzie i hazardowi), musiał też ukrywać się ze swoim homoseksualizmem. 


Zafascynowany historią i literaturą starożytnej Grecji i Bizancjum, w swoich wierszach budował wizję historii cyklicznej, bez końca, dziejącej się tu i teraz. Wiersze rozdawał przyjaciołom (kazał je sobie zwracać raz na jakiś czas, by dokonać poprawek); publikował niewiele i niechętnie, dzielił swoje wiersze na kanoniczne, odrzucone i te, które miały pozostać w ukryciu. Chętnie czytany przez pisarzy i poetów.


***

Miasto

„Wyjadę”, powiedziałeś, „gdzieś do innego kraju, nad jakieś inne morze.

Jest wiele innych miast, są inne lepsze miejsca.

Tu ciąży nade mną fatum, na wszystkich moich dążeniach,

a moje serce jak trup zostało już pochowane.

Mój umysł też odrętwiał w tej jałowej przestrzeni.

Tutaj, gdziekolwiek spojrzę, widzę tylko ruiny

mojego życia, które przez wiele lat trwoniłem, aż w końcu roztrwoniłem”.


Nie znajdziesz nowej krainy ani innego morza.
Zabierzesz to miasto ze sobą. Już zawsze będziesz się włóczył
po tych samych dzielnicach, po zaułkach tych samych.
Włosy ci będą siwieć pośród tych samych domów.
Nie umkniesz z tego miasta. Nie wierz złudnej nadziei:
nie ma dla ciebie okrętu, nie ma drogi gdzieś indziej.
Jak roztrwoniłeś życie  tutaj, w tym cichym kącie,
roztrwoniłeś je wszędzie, wszędzie, na całym świecie.

przed 1911 (1910)
tłumaczył Antoni Libera

Kawafis często posługuje się formą dialogu lub udramatyzowanego monologu; w tym wierszu najbardziej uderza mnie to, jak zmienił się między pierwszą wersją, zatytułowaną „W tym samym mieście”, a wersją ostateczną – osobista skarga podmiotu lirycznego, „nienawidzącego miasta [gdzie] wszyscy nienawidzą mnie” zamienia się w uniwersalną refleksję nad losem ludzkim, i tym, że wielu z nas dźwiga jakiś sekret, ułomność, tajemnicę, która w naszym odczuciu przekreśla nasze szanse na spełnienie.


***

Słońce popołudnia


Ten pokój – jak dobrze go znam.
Teraz go odnajmują, razem z tym przyległym,
na biura handlowe. Cały dom
przekształcono w biura maklerów, kupców, spółek.

Ale wiem dobrze, gdzie ten pokój jest.

Kanapa stała tu, przy drzwiach,
przed nią turecki dywan,
obok zaś półka z dwoma żółtymi wazonami.
Po prawej – nie, naprzeciwko – szafa z lustrem.
Na środku stół, przy którym pisał,
i trzy duże wyplatane krzesła.
Pod oknem stało łóżko,
na którym kochaliśmy się tyle razy.

Biedne stare sprzęty – chyba gdzieś tam jeszcze są.

Pod oknem stało łóżko,
słońce popołudnia oświetlało je do połowy.

... O czwartej po południu rozstaliśmy się
tylko na tydzień... Niestety,

ten tydzień rozciągnął się na wieczność.


[1919]

przełożył Ireneusz Kania

Mniej więcej koło 1919 roku erotyki Kawafisa zyskały zdecydowanie homoerotyczny charakter – przedtem często zdarzało mu się pisać, zacierając płeć osoby ukochanej. Wynikało to z tego, że Kawafis, głęboko przekonany o normalności swojej orientacji seksualnej, i wyrażający wiarę w to, że „ludzie ukształtowani jak on” będą mogli kiedyś żyć i wyrażać się swobodnie, czuł, że społeczeństwo nie jest gotowe go zaakceptować. 


***

Jak możesz


Jeśli nie potrafisz zbudować swego życia,
jak sobie tego życzysz, spróbuj przynajmniej, jak możesz,
aby go nie roztrwonić 
nazbyt nurzając się w świecie,
w nieustannej gonitwie, w nieważkiej gadaninie.

Nie trwoń go, włócząc wszędzie,
po tych wszystkich bankietach,
kolacyjkach, przyjęciach,
pełnych pustego rozgaworu,
bo stanie się w końcu dla ciebie jak ciężki kamień u szyi.

1911
przełożył Antoni Libera


Patologicznie wręcz według przyjaciół nieśmiały i wycofany, Kawafis proponuje swoim czytelnikom życie z dala od zgiełku, na własnych zasadach, niespospolitowane, w myśl francuskiego przysłowia „pour vivre heureux, vivons cachés” (by żyć szczęśliwie, żyj w ukryciu; unikaj honorów, zobowiązań, życia na świeczniku).


***

Bóg opuszcza Antoniusza

Jeśli znienacka, o północy usłyszysz,
jak przeciąga niewidzialny pochód
z cudowną muzyką, z gwarem głosów 
wtedy losu, co w końcu zawiódł cię, trudów,
co poszły na marne, planów, które wszystkie
okazały się pomyłką, nie opłakuj bez sensu.
Jak ktoś od dawna gotów, ktoś odważny,
pożegnaj ją, tę odchodzącą Aleksandrię.
Przede wszystkim nie oszukuj się, nie mów,
że to był tylko sen albo że słuch cię zmylił.
Taką próżną nie poniżaj się nadzieją.
Jak ktoś od dawna gotów, ktoś odważny,
uznany za godnego, by żyć w takim mieście,
podejdź spokojnym krokiem do okna
i ze wzruszeniem, ale nie z błaganiem,
nie ze skargami tchórzów,
słuchaj tej wspaniałości ostatniej, tych dźwięków,
cudownych instrumentów mistycznego pochodu,
i pożegnaj ją, pożegnaj Aleksandrię, którą tracisz.

przełożył Zygmunt Kubiak


Wiersz oparty na przekazie Plutarcha – w nocy przed zdobyciem Aleksandrii przez Oktawiana, syna Juliusza Cezara, Marek Antoniusz usłyszał odgłosy opuszczającej miasto widmowej procesji ku czci Dionizosa, swego opiekuńczego bóstwa, co odebrał jako znak, że bóg odbiera mu swoje błogosławieństwo i wsparcie. Jeden z wielu wierszy Kawafisa o tym, że ważne jest pięknie przegrywać, i trzymać się swoich zasad także wtedy, kiedy wiemy, że pisana nam klęska („Termopile”).


Do Kawafisa dorastałam powoli, i dopiero w tym roku, kiedy przeskakuje mi kolejna cyferka z przodu, doceniłam jego nostalgiczny urok. Bardzo polecam tę audycję z udziałem Zygmunta Kubiaka, tłumacza Kawafisa i znawcy kultury antycznej.



(Wiem, że na dziś obiecywałam Wam recenzję perfum, ale tak się składa, że to już dwusetny post na tym blogu, i chciałam obejść tę okazję, dzieląc się z Wami czymś szczególnym.)


Ilustracja tytułowa: „Desiderium” Edwarda Burne-Jonesa, 1873; portret kuzynki Kawafisa, modelki Prerafaelitów, Marii Zambaco (1843–1914).

Komentarze

  1. Dziękuję za dwieście cudownie inspirujących postów, uwielbiam czytać Twojego bloga.
    Pozdrawiam
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo serdecznie Ci dziękuję za miłe słowa:-) Ewa

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty