Perfumy dla retromaniaczek, część trzecia

Podsumowanie ostatnich zakupów: kultowe perfumy lat dwudziestych, czterdziestych, pięćdziesiątych... Akordy podaję za Fragranticą.

Arpege, Lanvin (1927/ 1993)
białe kwiatydrzewny/ aldehydowy/ kwiatowypudrowy

Kompozycja dla wyrafinowanych: elegancka, powściągliwa, bardzo stylowa. Arpege to nienarzucający się, inteligentnie skomponowany, leciutko medyczny zapach na ciepłej, ale nie duszącej (przynajmniej w moim odbiorze) drzewno-aldehydowej bazie, zdecydowanie nie zaliczający się do kategorii morderczych retroperfum. Nie promieniuje bardzo mocno, ale jest długo wyczuwalny na skórze.

Te perfumy, staromodne w ogólnym zarysie, ale dużo bardziej nadające się do noszenia na co dzień niż np. niektóre zapachy Diora, były dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Jest tak zapewne dlatego, że docierają do nas w podwójnie unowocześnionej formule, odtworzone w 1993, i ponownie w 2009 roku, na studwudziestolecie firmy.

Fracas, Robert Piquet (1948/1998)
białe kwiaty/ tuberozowy/ kwiatowy/ zwierzęcy/ zielony/ drzewny
Jasminowo-tuberozowa burza na zwierzęcym tle; ultrakobieca, wyzywająco seksowna kompozycja, stworzona przez ekscentryczną chemiczkę, Germaine Cellier. Kawał historii perfumiarstwa, nieco tylko tańszy od produktów Chanel, i ze względu na podwójne uderzenie jaśminu i tuberozy naprawdę nie dla każdego. Mój mąż ich nie znosi; ja, mimo że zasadniczo nie lubię kwiatowych zapachów, we Fracas czuję się jak długowłosa, długorzęsa, otulona futrem ze srebrnych lisów gwiazda srebrnego ekranu.

Kiedy mam  go na sobie, część mnie ma niejasne wrażenie, że powinnam może przeprosić za kwiatowy overkill, który funduję ludziom  ale nie jestem w stanie znaleźć w sobie grama skruchy. Nic dziwnego, że to od dawna zapach skandalistek i kobiet pragnących być w centrum uwagi: od Avy Gardner, przez Edie Sedgwick, po Courtney Love i Madonnę (ta ostatnia złożyła im hołd w kompozycji Truth or Dare).

ciepły korzenny/ balsamiczny/ drzewny/ ziemisty/ pudrowy/ aromatyczny

Ani youth, ani dew, po prostu jakaś wielopiętrowa, aldehydowo-żywiczna katastrofa. Ten zapach przypomniał mi moje doświadczenie z White Diamonds Elizabeth Taylor – ogromne rozczarowanie zapachem żywcem ze staromodnego salonu fryzjerskiego. Do pominięcia.


Tyle na razie  zapraszam do lektury poprzednich postów oznaczonych tagiem "perfumy"!

Ilustracja tytułowa: reklama perfum Arpege z 1962 roku, Rene Gruau.

Komentarze

Popularne posty