Buduar współczesny, czyli sztuka bycia z samą sobą

Czemu służył buduar, i jak jego historyczne funkcje przekładają się na potrzeby współczesnych kobiet.

***

Piękna jest sama etymologia tego słowa pochodzącego z końca osiemnastego wieku: buduar, boudoir, od bouder, ‘nadymać się, dąsać’. Buduar jest więc dosłownie pokojem dąsów, miejscem do dąsania się.

Współcześnie buduar jest przede wszystkim utożsamiany z przestrzenią, w której kobieta dba o swój wygląd, ale nie było to jego jedyną funkcją. W buduarze, pięknie udekorowanym i wyposażonym w kominek, podkreślający intymny charakter pomieszczenia, dobrze sytuowane kobiety spały, przebierały się, odpoczywały, czytały i przyjmowały gości. Z czasem zaczął pełnić rolę prywatnego salonu. Najciekawszą cechą buduaru było jednak to, że otaczało go swoiste tabu; był bardzo prywatną przestrzenią kobiety, i bez zaproszenia nie śmiał tej prywatności naruszyć nawet mąż mający pilną sprawę do omówienia z małżonką. Buduar był miejscem, w którym kobiety ― dąsające się lub nie ― miały prawo do samotności.

***

Czy dziś potrzebne nam buduary? Niewiele z nas potrzebuje jeszcze osobnego miejsca, w którym można zdjąć szpilki, przyciasne ubranie, zapomnieć o nieskazitelnych manierach, i w fizycznym wymiarze odetchnąć od ciężaru roli kobiety idealnej. Jednak buduar mógłby być odpowiedzią na kolejne społeczne oczekiwanie, które wiąże się z byciem kobietą, tak wszechobecne i nieustanne, że w zasadzie niedostrzegalne; oczekiwanie uwagi i empatii.

Dziecko, mąż, ciocia, matka, przyjaciółka, koleżanka z pracy, czasem nawet osoba spotkana w komunikacji miejskiej oczekują od nas zainteresowania swoimi historiami i naszej pełnej uwagi, i często mają nam za złe brak wystarczająco zaangażowanej reakcji. Lepiej ode mnie ujęła to modernistyczna pisarka Dorothy M. Richardson (1873-1957) tłumacząc, dlaczego kobietom trudno jest tworzyć (kiedy trafiłam na ten cytat, pomyślałam, że niewiele się zmieniło):

“Sztuka wymaga tego, czego współczesna cywilizacja kobietom odmawia. Dostojewski, piszący ile tchu na rogu zawalonego kuchennego stołu, ma większą szansę oderwania się od rzeczywistości, niż artystka w jakichkolwiek okolicznościach. Ani macierzyństwo, ani nieustające, piętrzące się bez końca obowiązki związane z prowadzeniem najprostszego nawet gospodarstwa domowego, nie są tak skuteczną przeszkodą, jak ludzki głód uwagi, zasypujący ją, gdziekolwiek się znajdzie, żądaniami o skupienie się na innych, z czego mężczyźni, czy to dobre, czy złe, są wyłączeni.” (tłumaczenie moje)

I w tym upatruję najważniejszą funkcję buduaru; „współczesna cywilizacja”, o której pisała Richardson, odmawia kobietom prawa do wycofania się, do „jaskinii”, które zwykle bez zastrzeżeń przyznajemy  mężczyznom. (Trzeba jednak pamiętać, że większości kobiet, z przyczyn ekonomicznych, odmawiała tego prawa zawsze.)

Dziś jesteśmy wyemancypowane ekonomicznie, ale wciąż nie mamy prawa do buduaru, tak fizycznie, jak mentalnie. Oddzielna przestrzeń dla kobiety jest dziś marzeniem ściętej głowy, a nasza uwaga nadal należy się przede wszystkim innym. Przywilej samotności należy nam się wyłącznie wtedy, kiedy wykonujemy ważną pracę intelektualną albo twórczą. Jeśli się go domagamy, bywamy stygmatyzowane jako niedojrzałe.

***

Buduar jest dla kobiety współczesnej stanem umysłu. Jeśli jesteśmy introwertyczkami, to czas spędzony na odbudowywaniu zasobów wewnętrznych tak, jak odbudowują je introwertycy ― w samotności. To czas, kiedy nikt nam nie przeszkadza. Czas na spokojne wypicie kubka herbaty, wyciszenie się i poprowadzenie dziennika. Czas na przemyślenie, co dokładnie tracimy przez ludzką głupotę, i jak chronić przed tym siebie i swoich najbliższych. Czas na odkrywanie, co powinnyśmy robić dla ludzi w swoim życiu i co i jak chcemy pokazać światu. Czas, który spędzamy z własnymi emocjami i niczym ich nie zagłuszamy, czas, kiedy do głosu dochodzi intuicja. Jego owocem może być poczucie kontroli nad swoim życiem, dokładnie rozpisany plan zdobycia dominacji nad światem, lub przynajmniej chwilowy spokój.

Na początek: Znaleźć czas na spokojne wypicie herbaty po pracy w najbardziej wariacki dzień. Wygospodarować czas na prowadzenie dziennika, nawet kosztem czytania; pisać intuicyjnie. Wcześniej zamykać komputer, iść do sypialni. Słuchać emocji ― nie bać się dąsów, ale wiedzieć, co z nimi zrobić. Poświęcić dzień wolny tylko na siebie. Wrócić do robienia kolaży, wypróbować malarstwo intuicyjne. Poszerzać pole.

Zdjęcie tytułowe: Kadr z filmu „Maria Antonina” Sofii Coppoli.

Komentarze

  1. Zaczęłam urlop, piję kawę, czytam ten bardzo dla mnie inspirujący wpis - o, jak mi dobrze... Tak naprawdę, jak tylko zaczęłam czytać post, otwarły się w mojej głowie jakieś okienka, myśli, pomysły. Pokój dla siebie, dla kobiety, to coś bardzo ważnego, dobrego. Pisała o tym Virginia Woolf i zdaje się czytałam o tym też w książce "Sztuka prostoty" Dominique Loreau, choć nie jestem pewna. Taki pokój daje możliwość znalezienia chwili dla siebie, by pomyśleć, podumać, ale też dla mnie byłaby to możliwość na przykład ubierać się w skupieniu, myśląc o stroju, celebrując kobiece elementy, które przecież po to kupuję (np. poczuć luksus pięknej tkaniny). W rzeczywistości ubieram się biegając do przedpokoju, sypialni, wchodząc i wychodząc po kilka razy do łazienki.
    Napisałaś: "Przywilej samotności należy nam się wyłącznie wtedy, kiedy wykonujemy ważną pracę intelektualną albo twórczą." Wcale niekoniecznie tak niestety jest. Jestem nauczycielem tak jak Ty. Czasem, jak doskonale wiesz, idę do pracy na 11 godzin, a czasem tylko na sześć. Ale zawsze, każdego dnia siadam jeszcze do pracy szkolnej na około trzy godziny (w niedzielę dłużej). Nikt w domu nie uważa, że skoro robię coś do pracy, to nie powinni mi przeszkadzać. Właściwie cały czas pracuję i równocześnie ktoś coś do mnie mówi, coś pyta, czegoś chce. O tym samym mówią moje siostry i koleżanki, które pracują w domu, choć w innych zawodach. Warto byłoby o to powalczyć.
    Podsumowując, bo bardzo się rozpisuję, wymyśliłam, że spróbuję stworzyć namiastkę buduaru w sypialni i może w łazience, ale to raczej mentalnie niż "wnętrzarsko". Czuję wręcz ekscytację z powodu tej małej-dużej zmiany.
    Pozdrawiam
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ten post poruszył w Tobie jakąś zapadkę:-) Wiem, o czym mówisz - staram się, jak mogę, żeby pomieścić wszystkie sprawy szkolne w czasie nieobecności męża i córki w domu, bardzo pomaga mi to, że w dużej mierze decyduję o tym, jaki realizuję program (IB).

      Pisząc o "ważnej pracy" niestety miałam na myśli raczej duże projekty, typu doktorat, książka, przy których kobiety dają sobie prawo do tego, żeby przeorganizować sobie życie i przesunąć potrzeby innych na dalszy plan.

      Też myślę o tym, żeby "mentalnie" zaanektować sypialnię, do której mój mąż nie wchodzi praktycznie aż do momentu pójścia spać. Zastanawiam się nad tym, jak ja ją zaaranżować, żeby mieć miejsce do pisania, ale wyraźnie nieformalne, nie kojarzące mi się z pracą.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty