O postanowieniach noworocznych. Lekcje w studio rysunku

Tytułem wstępu: chwilę mi zeszło z podjęciem decyzji, czy publikować na blogu listę postanowień noworocznych. Z jednej strony czułam, że może mi to pomoc w wywiązaniu się ze zobowiązań, z drugiej  miałam wrażenie, że nawet jeśli nie są jakoś szczególnie oryginalne, dzielenie się nimi wydaje mi się zbyt intymne. (A ochrona prywatności to właśnie jeden z tematów, którymi chciałabym się w tym roku na swój użytek zająć.)

Zdecydowałam więc, że posty wynikające z realizacji części moich postanowień noworocznych będą pojawiać się na blogu regularnie, oznaczone tagiem „plan 2020”. Będą dotyczyły m.in. filozofii życiowej, pracy nad charakterem i pomysłów na bardziej analogowe życie. Swoją drogą, właśnie tego brakuje mi na Instagramie, gdzie większość kont retro skupia się głównie na modzie, a nie np. urządzaniu wnętrz czy formach spędzania czasu (jeśli znacie jakieś ciekawe konta pokazujące nie-modową stronę życia retro, możecie mi je polecić?).

***
Nigdy nie miałam poczucia, że umiem rysować. Jestem mocno wizualną osobą i myślę metaforami, więc w mojej głowie pojawiały się pomysły na prace, ale brakowało mi techniki. Już jako nastolatka zaczęłam być świadoma tego, że wyrażanie się plastyczne jest taką samą umiejętnością, jak każda inna, której kiedyś po prostu regularnie uczono (zaznaczam, że nie życzę nikomu przeniesienia się do XIX w.). Zanim jednak zaczęłam odczuwać silną potrzebę, by coś z tym zrobić, na studiach zainteresowałam się plakatem i typografią, co na lata 'skanalizowało' mnie wizualnie. Zupełnie niedawno zaczęłam próbować robić kolaże, wciąż starannie omijając temat rysowania i malowania. Jednak przed Świętami zobaczyłam, że niedaleko miejsca, gdzie chodzę na masaż, otworzyło się studio rysunku, i wykręciłam numer podany na drzwiach.

Okazało się, że w studio prowadzone są zajęcia z akwareli, rysunku komiksowego, fotorealistycznego i architektonicznego. Ponieważ szukałam zajęć, na które mogłabym chodzić z córką, postanowiłam pójść na próbę (jak zaproponowała właścicielka) na zajęcia z akwareli i rysunku komiksowego.

Jak wyglądały zajęcia z akwareli?
  • Może zabrzmi to naiwnie, ale przede wszystkim uświadomiły mi one, jak kluczowe są pędzle  różnych wielkości, twardości i kształtów. Podobnie z farbami, które zaskoczyły mnie fakturą zbliżoną do plakatówek.
  • Czułam się trochę jak w interaktywnym tutorialu na YouTube  cały czas miałam w głowie Boba Rossa i jego szczęśliwe drzewa. Tematem zajęć był pejzaż zimowy; na początku prowadząca zademonstrowała kilka technik i rozdała do wyboru  kilka fotografii, mających stanowić raczej inspiracje do kompozycji niż punkt wyjścia do kopiowania, a potem chodziła między nami, podpowiadając nam rozwiązania, korygując, i zachęcając uczestników do wprowadzania zmian (na miarę ich indywidualnych możliwości).
  • Zajęcia trwały długo. Dwie godziny zegarowe to sporo jak na pracę na małym widoczkiem, zwłaszcza, że poprawki nanosi się na mokro, a nie chcemy zmienić pracy w kałużę.
  • Mój pejzaż nie dorównywał tym, które produkowały przeważające na zajęciach kilkunastolatki, ale jest chyba technicznie najlepszą rzeczą, jaką namalowałam w życiu:-) W każdym razie moje dziecko uważa mnie za bohaterkę (a o to przecież chodziło).
Ze względu na godziny zajęć będziemy raczej celować w kursy intensywne w ferie i wakacje, ale wrócimy tam na pewno.

Na zajęcia z komiksu nie weszłam, bo... pod oszklonymi drzwiami małego studia zobaczyłam, że jest w nim profesjonalna ekipa filmująca prowadzących i uczestników (przysięgam, że byłam prawie punktualnie). Po pierwsze, nie chciałam przerywać nagrania, po drugie, nic nie wiedziałam o celu i sposobach jego udostępniania (i nie bardzo jak miałam dopytać), a parcie na szkło mam zdecydowanie ujemne.

***
Na koniec jeszcze jedno pytanie. Oprócz bardzo banalnych i nieco bardziej medialnych/ blogowych planów, wśród moich postanowień pojawiają się też sprawy nudne a pożyteczne: oszczędzać więcej, niż do tej pory, ćwiczyć pokorę i otwarcie na ludzi wyznających inne wartości, włączyć się w życie społeczności lokalnej, choćby przez uczestnictwo w konsultacjach społecznych. Jakie są Wasze „nudne a pożyteczne” postanowienia na ten rok?

Zdjęcie tytułowe: Yura Fresh, Unsplash.

Komentarze

  1. Ja postanowiłam (wyjątkowo mało ambitnie jak na mnie) przeżyć ten rok i nie zwariować :) Kwestię zmian i rozwoju traktuję jako pewną ciągłość i z racji szaleństwa w jakie zmieniło się ostatnio moje życie, nie narzucam sobie nic konkretnego w związku ze zmiana daty, choć generalnie uważam to za doskonałą okazję. Właśnie zabieram się za nadrabianie twoich wpisów, bo dawno tu nie zaglądałam i szczerze nad tym ubolewam. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie Cię rozumiem - gdzieś w internecie natknęłam się na obrazek z tekstem "Moim postanowieniem noworocznym jest pisać 2020 zamiast 2019" i wydało mi się to bardzo kuszącą opcją:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty